– Wracałem z pielgrzymki w Lourdes. Byliśmy na pasażu, gdzie terroryści wjechali furgonetką w niewinnych ludzi. Dało się słyszeć huk i krzyk, płacz – mówi nam senator Stanisław Kogut, który znajduje się właśnie w Barcelonie. Na głównym deptaku miasta doszło do zamachu terrorystycznego. Ciężarówka wjechała w tłum ludzi.
Wracałem z pielgrzymki w Lourdes. Byliśmy na pasażu, gdzie terroryści wjechali furgonetką w niewinnych ludzi. Dało się słyszeć huk i krzyk, płacz. Weszliśmy natychmiast do klepu FC Barcelona. Od godziny 16.50 przebywamy w tym sklepie. Witryny są pozamykane. Słychać sygnały karetek i radiowozów policyjnych. Z tego, co wiemy dwie osoby zginęły, a 12 jest rannych. Oprócz tego terroryści za zakładników wzięli dwie osoby. Przekazali to nam właściciele sklepu. Mamy czekać na decyzję policji. Nie ma jeszcze sygnału, kiedy otworzą sklep i kiedy będziemy mogli wrócić do hoteli
– mówi senator Prawa i Sprawiedliwości.
Z grupy, z którą byłem na pielgrzymce w Lourdes - i uważam, że to był cud boski - nikt nie ucierpiał. Są tu także Polacy, Niemcy i Francuzi
– dodaje Stanisław Kogut.
Przypomnijmy, dziś po południu w tłum ludzi na Placu Katalońskim w Barcelonie wjechała furgonetka. Według lokalnych mediów potrąconych zostało kilkadziesiąt osób. Według ostatnich doniesień, 13 osób zginęło, a ponad 20 zostało rannych. Policja podała, że doszło do ataku terrorystycznego.
Według doniesień medialnych dwóch zamachowców zabarykadowało się też w restauracji i wzięło zakładników. Do strzałów miało również dojść w pobliżu miejskiego targowiska La Boqueria.