Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Świat

"Tego się nie da nawet porównać do piekła". Kobiety opisują swoją ucieczkę z Mariupola

Od pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, Mariupol jest pod ostrzałem. Bombardowane są domy, bloki, szpitale i szkoły. Rosjanie celowo popełniają tam zbrodnie wojenne, a jak przekazują władze miasta ok. 40 tys. mieszkańców zostało wywiezionych na terytoria kontrolowane przez zależnych od Moskwy separatystów. Na szczęście, chociaż części Ukraińców, udało się uciec.

Autor:

Do skali bestialstwa w Mariupolu odniósł się w poniedziałek szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba. Po ujawnieniu masakry pod Kijowem stwierdził, że - "zbrodnie wojenne w Buczy to wierzchołek góry lodowej, w Mariupolu zostało ich popełnionych jeszcze więcej. Słowa polityka mogą potwierdzać najnowsze relacje uchodźców z codziennie bombardowanego miasta.

"Tego nawet do piekła się nie da porównać"

44-letnia Maria, która wraz z dwójką dzieci uciekła do Lwowa, opowiada, że nie chciała opuszczać Mariupola "do samego końca". "Do momentu, kiedy na moich oczach został zabity mężczyzna" - wspomina. Jak relacjonuje, ukrywała się w sklepie należącym do jej brata, kiedy Rosjanie zastrzelili przy wejściu do lokalu młodego mężczyznę. "On po prostu tam stał i chciał zapalić papierosa" - wyjaśnia Maria.

Kobiecie i jej dzieciom udało się wydostać z Mariupola dzięki pomocy nieznajomego mężczyzny, który zawiózł ich do Zaporoża, miasta kontrolowanego przez wojska ukraińskie.

"Mieliśmy tyle szczęścia. W ciągu miesiąca nasze życie zamieniło się w koszmar. Tego nawet do piekła nie da się porównać"

- podkreśla.

"Tego miasta już nie ma"

Inna mieszkanka Mariupola, 40-letnia Anastasia Kiselowa również uciekła do Lwowa; razem z trójką swoich dzieci. Relacjonuje, że jej rodzinne miasto zostało praktycznie zrównane z ziemią w wyniku nieustannych bombardowań rosyjskich. "Tego miasta już nie ma" - mówi kobieta płacząc. Jak wspomina rosyjski ostrzał Mariupola zaczął się już 24 lutego, pierwszego dnia inwazji. "Zrzucali bomby na wszystko - szkoły, bloki mieszkalne, domy prywatne" - opowiada. Anastasia i jej rodzina przez tydzień ukrywali się w piwnicy swojego bloku zanim opuścili Mariupol.

"Płakaliśmy, modliliśmy się i chcieliśmy po prostu przetrwać" - mówi kobieta.

Jak dodaje, wyjechała z miasta swoim samochodem jadącym w konwoju. Rosjanie otworzyli ogień do pojazdów. "Jeden samochód spłonął, pięć osób zostało rannych" - opowiada.

Wspomina także, że na obrzeżach Mariupola kilkaset osób oczekiwało na ewakuację. Rosyjscy żołnierze wsadzali ich do autobusów, które miały jechać do okupowanych przez Rosjan miast w obwodzie ługańskim.

"Cmentarze w każdym parku"

W Mariupolu zginęły dziesiątki tysięcy osób - twierdzą władze miejskie. 28-letnia Wioletta Tarasenko relacjonuje w rozmowie z Kyiv Independent, że ona i mieszkańcy jej bloku pochowali ciała zmarłych na podwórku.

"Nikt już tego nie liczy. Cmentarze są w każdym parku"

- mówi.

 

Autor:

Źródło: PAP, niezalezna.pl

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane