Na początku kwietnia cały obwód kijowski został wyzwolony spod łap Rosjan. Ujawniło to makabryczne zbrodnie jakich dokonali żołnierze Putina. Informacje o mordowaniu niewinnych wywołały stanowcze reakcje na całym świecie. Przymusowe "ewakuacje" Ukraińców mogą być narzędziem do ukrycia o wiele gorszych czynów.
Od 24 lutego 45 tysięcy Ukraińców zostało bezprawnie deportowanych do Rosji i na Białoruś - z okupowanych przez siły rosyjskie terenów Ukrainy - przekazała w piątek Tetiana Łomakina z kancelarii prezydenta Ukrainy.
Również wczoraj, ukraińskie ministerstwo obrony poinformowało, że wśród wywożonych tysiące z nich to sieroty, a Duma Państwowa "przyspiesza pracę nad ustawą mającą ułatwić procedurę ich "adopcji" przez rosyjskie rodziny". Pracujący w Berlinie ekspert ds. Europy wschodniej Sergej Sumlenny, ocenił to jako "drugi etap ludobójstwa" i porównał do "germanizowania" dzieci przez niemieckich nazistów w Polsce.
Do porwań ma dochodzić podczas udzielania pomocy humanitarnej i próby ewakuacji. Tetiana Łomakina zaznaczyła, że znane są również przypadki porywania ukraińskich obywateli ze schronów, dochodziło do nich głównie w Mariupolu. To właśnie stamtąd ma pochodzić większość uprowadzonych Ukraińców.
„Według naszych informacji 31 000 osób zostało przymusowo deportowanych do Rosji lub tak zwanego DNR. To są już zweryfikowane dane"
- przekazał wczoraj w wywiadzie dla telewizji "WOLNOŚĆ" burmistrz Mariupola Wadym Bojczenko.
"Po tym, gdy ludobójstwo w Buczy zyskało szeroki międzynarodowy rozgłos, władze Rosji nakazały zniszczyć wszelkie świadectwa zbrodni swojej armii w Mariupolu".
- przekazała 6 kwietnia mariupolska rada miejska, w komunikacie, że w mieście Rosjanie zaczęli używać mobilnych krematoriów do spalania zwłok.
"Wszystkich potencjalnych świadków okrucieństw okupantów próbuje się identyfikować przez obozy filtracyjne i zniszczyć" - twierdzą władze oblężonego przez wojska rosyjskie miasta. Dlatego - według nich - Rosja nie wydaje zgody na działania ratunkowe i ewakuacyjne.
Burmistrz Mariupola w telewizyjnym wywiadzie przekazał również, że ludzie trafiający do obozów filtracyjnych czekają tam od tygodni.
"Filtracja jest bardzo rygorystyczna - pobierane są odciski palców, wszystkie dane biometryczne. Zmuszeni do podpisywania różnych dokumentów. Szczególnie surowe dla pracowników komunalnych lub osób związanych z agencjami rządowymi" - mówił Bojczenko.
Na informacje o obozach filtracyjnych uwagę zwróciła już 5 kwietnia ambasador USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield.
"Nie muszę mówić, jakie skojarzenia budzą te tzw. obozy filtracyjne. Są mrożące. Nie możemy odwrócić wzroku (od tej zbrodni)"
- powiedziała.
Podczas forum Rady Bezpieczeństwa ONZ Thomas-Greenfield wskazała również na "wiarygodne doniesienia" o porywaniu przez Rosjan "wszystkich, którzy potępiają rosyjską agresję", w tym członków władz, duchownych i dziennikarzy.
Dziś z kolei ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa potwierdziła, że uprowadzenia odbywają się nie tylko Mariupolu.
Żołnierze rosyjscy uprowadzili już 106 mieszkańców , w tym 21 przedstawicieli miejscowych władz i dwóch dziennikarzy – poinformowała w sobotę na Facebooku.
„Do dziś pozostają w niewoli 63 osoby z obwodu zaporoskiego, a wśród nich 10 urzędników i jeden dziennikarz. Podstawą dla uprowadzeń jest proukraińska postawa i odmowa współpracy z okupantami”
– oznajmiła Denisowa.