Wartość ukraińskiego zboża znacząco wzrosła. Przyczyn takiej sytuacji jest wiele. - Poprzednim razem, kiedy miała miejsce taka sytuacja, wybuchła Arabska Wiosna. Ceny na chleb wzrosły w Afryce Północnej, zaczęły się protesty, następnie wojny domowe, rewolucje, i wreszcie kryzys migracyjny. Teraz sytuacja może się powtórzyć i ryzyko społecznej destabilizacji w tych regionach jest wysokie, ponieważ są one bardzo biedne i czułe wobec cen na chleb - wyjaśnia w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Serhij Fursa, ukraiński ekspert gospodarczy, zastępca dyrektora ds. obrotu papierami wartościowymi Dragon Capital z siedzibą w Kijowie.
W środę szef kancelarii prezydenta Ukrainy Andrij Jermak poinformował, że wartość bezpośrednich strat wojennych przekroczyła już 600 mld dolarów, Ukraina straciła 35 proc. swojego PKB, zaś w kraju zniszczono ponad 200 fabryk. Jak w takich warunkach władze w Kijowie próbują ratować gospodarkę kraju?
Co do liczb, które Pani wymieniła, 600 mld dol. to są straty gospodarcze, ale to nie są straty spowodowane zniszczeniami. Zniszczenia są oceniane na około 100 mld dol. Reszta to szacowana suma utraconych przychodów, których nie uda się już w tym roku otrzymać. Z kolei liczba 200 fabryk to też jest umowna liczba. Trudno jest ją ocenić, nie znając szczegółów.
Trudno jest mówić o jakichś działaniach pomocowych w warunkach wojny. W pierwszym momencie po agresji, by złagodzić szok, rzeczywiście zniesiono wiele podatków. Zniesiono cło, by towary nadal napływały do ukraińskiej gospodarki, do ukraińskich konsumentów. Żeby ludzie po prostu mieli co jeść. Z upływem czasu staje się jasne, że trzeba rezygnować z tych pierwotnych środków i powracać do jakiejś umownej normalności.
Obecnie państwo ukraińskie nie ma zbędnych pieniędzy. Finansowane są jedynie zabezpieczone pozycje budżetowe [takie jak - wynagrodzenia pracowników instytucji budżetowych, zakup leków i praca szpitali, zapewnienie dostaw produktów spożywczych, wypłaty ZUS, zapewnienie pracy wojska, praca placówek edukacyjnych i naukowych itd. – przyp.red.]. Nawet przy takim finansowaniu, kiedy wspiera się jedynie wojsko czy budżetówkę, powstaje ogromny deficyt budżetowy, szacowany na ok. 4-5 mld dol. Więc trudno jest mówić o tym, że państwo ma jakieś sposoby działania, by teraz stymulować gospodarkę. W rzeczywistości najlepszymi bodźcami dla gospodarki są sukcesy wojskowe. Bowiem, na przykład, widzimy znaczne ożywienie w tych miastach Ukrainy, gdzie wojna jest dosyć daleko - Kijowie, Czernihowie, częściowo nawet Charkowie. Ale przede wszystkim w stolicy kraju, która aktywnie odżywa. Nie mówiąc już o zachodniej Ukrainie, gdzie przez pierwsze dwa tygodnie [po rozpoczęciu wojny – przyp.red.] przeżywano szok, zaś teraz, na ile to jest możliwe, powrócono do zwykłej aktywności gospodarczej. Zapłacono już więcej podatków, niż miesiąc temu. Negatywnie zaś na sytuację wpływa tam nadal ograniczenie eksportu oraz spadek dochodów. Wiele osób pozostało bez pracy, co oczywiście nie stymuluje do aktywnej konsumpcji.
Podczas środowej wizyty w ukraińskiej miejscowości Borodzianka, premier Polski Mateusz Morawiecki poinformował, że wywóz zboża z Ukrainy był jednym z głównych tematów podczas poniedziałkowo-wtorkowego posiedzenia Rady Europejskiej. Był to - dodał - temat „numer 2 zaraz po wojnie na Ukrainie”. Tymczasem ukraińska spółka Metinvest poinformowała pod koniec maja br., że Rosjanie skradli i wywieźli z okupowanego Mariuopola nawet 28 tys. ton ukraińskiego zboża. Mógłby Pan wyjaśnić Polakom na czym polega ta szczególna rola zboża z Ukrainy dla samego kraju oraz dla sytuacji w innych regionach świata?
Ukraina jest państwem rolniczym, jeżeli patrzeć z punktu widzenia znaczenia eksportu rolnego dla gospodarki kraju. Jeżeli w 2008 r. Ukraina była państwem przeważnie metalurgicznym, to przed wojną eksport produkcji branży metalurgii i produkcji rolnej znajdował się na porównywalnym poziomie. Rozwój rolnictwa gwarantował znaczne przychody w walucie obcej. Teraz problem polega na tym, że ten przychód nie może wpłynąć do kraju. Na Ukrainie w ubiegłym roku mieliśmy rekordowy urodzaj. I przy wysokich cenach na rynku ukraińskie firmy rolne powinny były te towary spożywcze wyeksportować i zarobić bardzo dobre pieniądze. Jednak obecnie eksport jest zablokowany, ponieważ 70-80 proc. ukraińskiego eksportu, w tym rolnego, szło przez porty morskie. Sytuację zmieniło powstanie zagrożenia rosyjską inwazją z morza, oraz pojawienie się rosyjskich min na wodach Morza Czarnego. Ukraińskie porty przestały działać, by chronić Odessę i Mikołajów od strony morza. Żadne statki nie mogą stąd wypłynąć i dostarczyć zborze do punktów docelowych. Mówimy o zbożu, kukurydze i oleju słonecznikowym – trzech kluczowych filarach ukraińskiego eksportu.
Ponadto, zwykle Ukraina eksportowała kukurydzę do Chin, zaś zboże do krajów Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. W tym roku wartość ukraińskiego zboża wzrosła również z powodu nieurodzaju w półkuli południowej, spowodowanego suszą. Jest takie klimatyczne zjawisko jak „La Niña” [anomalia pogodowa polegająca na utrzymywaniu się ponadprzeciętnie niskiej temperatury na powierzchni wody, występująca we wschodniej części tropikalnego Pacyfiku – przyp.red.]. Kiedy to zjawisko pojawia się raz na 10-12 lat, znacząco spada urodzaj w całej półkuli południowej, szczególnie w Ameryce Południowej. Wiec światowy urodzaj w tym roku już sam w sobie był niski. W dodatku, poprzednim razem, kiedy miała miejsce „La Niña”, wybuchła Arabska Wiosna [protesty społeczne i konflikty zbrojne w krajach arabskich, w latach 2010–2012 – przyp.red.]. Ceny na chleb wzrosły w Afryce Północnej, zaczęły się protesty, następnie wojny domowe, rewolucje, i wreszcie kryzys migracyjny. Teraz sytuacja może się powtórzyć i ryzyko społecznej destabilizacji w tych regionach jest wysokie, ponieważ są one bardzo biedne i czułe wobec cen na chleb. Te ryzyka rosną w związku z tym, że Rosja swoją agresją zablokowała porty i nie daje eksportować ukraińskich produktów.
Ukraina próbuje przekierować eksport i prowadzić go przez północną i zachodnią granicę, tak samo jak próbuję uregulować import benzyny oraz diesla. Ale trzeba rozumieć, to jest „wąskie gardło” i cały eksport w dotychczasowym wymiarze przez zachodnią granicę, przy całej naszej wdzięczności Polakom, po prostu fizycznie nie będzie możliwy. W ten sposób nie uda się w pełni kompensować wszystkich strat ponoszonych w wyniku blokowania portów. Dlatego sytuacja jest ciężka również dla ukraińskiej gospodarki. Ograniczenia ukraińskiego eksportu – metalurgicznego czy rolnego - wpływają negatywnie na kurs ukraińskiej waluty narodowej.
Mówiąc o zachowaniu Rosji… Rosyjscy żołnierze kradną wszystko, co popadnie w tych miejscowościach, gdzie się pojawiają. Tak samo państwo rosyjskie kradnie zboże, zapasy którego były w tych regionach, które ono okupowało – w obwodzie chersońskim, oraz częściowo zaporoskim. To zboże Rosjanie próbują eksportować, tak samo jak metal, który przejęli w Azowstalu [ukraińskim kombinacie metalurgicznym w Mariupolu – przyp.red.] oraz Hucie Żelaza i Stali w Mariupolu, i dostać za to pieniądze.
Pozostając przy temacie współpracy Ukrainy i Polski. Mimo iż dziś jest trudno mówić o jakichś pozytywnych stronach, ale skoro wojna tak zbliżyła nasze dwa kraje – jakie obustronne korzyści moglibyśmy uzyskać od ściślejszej gospodarczej współpracy? Może już po zakończeniu wojny…
Myślę, że wszystko będzie się odbywało w ramach europejskiej integracji oraz wzrostu obrotów między Ukrainą a Polską. To zawsze jest plusem dla obu stron. Aktywizacja handlu, zniesienie przeszkód handlowych, zawsze daje możliwość wzrostu dla biznesu po obu stronach granicy. W tym roku Unia Europejska podjęła decyzję o zniesieniu kwot na ukraińską produkcję w ramach wolnego handlu. Wcześniej ta umowa, którą podpisała Ukraina, zawierała wiele kwot na produkcję rolną. Np. ukraińscy producenci miodu wykorzystywali swoje kwoty już w pierwszym tygodniu roku. Dlatego, kiedy kwot nie ma, otwierają się możliwości dla wielu zarówno ukraińskich, jak i polskich biznesów.
I druga kwestia, która została uzgodniona w środę – stworzenie wspólnej produkcji broni. Jak i w jakiej formie to będzie się odbywało – nie wiem, ale o tym już poinformowano. I takie wspólne przedsięwzięcia oczywiście są również ciekawym pomysłem, szczególnie w ramach tejże dalszej integracji ukraińskich sił zbrojnych np. ze standardami NATO.
Wracają do początku rozmowy, również ze słów Andrija Jermaka, granicę uciekając przed wojną przekroczyło już ponad 5 mln Ukraińców. Czy jest szansa, że ludzie wrócą na Ukrainę, by odbudować siłę tamtejszej gospodarki?
Największym bólem dla Ukrainy jest to, ile jej obywateli może zostać za granicą. Im dłużej trwa wojna, im dłużej ludzie przebywają za granicą, tym większa szansa że wiele z nich zaadaptuje się w nowych warunkach. Wiemy, że jeżeli ludzie znajdują sobie pracę, miejsce do mieszkania i ich dzieci zaczynają chodzić do lokalnej szkoły czy przedszkola, to prawdopodobieństwo tego, że ci ludzie zostaną i nie wrócą na Ukrainę jest bardzo wysokie. Teraz według danych ukraińskiego PrivatBanku [największy bank komercyjny na Ukrainie – przyp.red.] już 40 proc. jego klientów wróciło do ojczyzny. Mamy nadzieję, że ta tendencja się zachowa. Ale wszystko zależy od tego, jak długo potrwają działania bojowe.
Łatwiej będzie wrócić do domu tym, którzy nadal będą czuli się na obczyźnie uciekinierami. Oczywiście, jeżeli to nie dotyczy mieszkańców Mariupola i innych zniszczonych przez rosyjskie wojsko miast. Z kolei osoby z Kijowa, Dniepru, Zaporoża, przy porównywalnych warunkach będą chciały wrócić. Ale nadal ważne pozostaje kwestia tego, jak długo będzie trwać wojna…