Miasto Chersoń, które stało się jedynym zajętym przez Rosjan regionalnym centrum Ukrainy, od ponad sześciu miesięcy żyje pod okupacją i ma nadzieję na uwolnienie oraz powrót do ojczyzny. Właściwie ukraińskie życie toczy się tutaj nawet teraz. Potajemnie, w podziemiu.
Korespondent Niezalezna.pl nawiązał kontakt z mieszkańcami Chersonia, którym udało się dosłownie wymknąć się z okupowanego miasta, oraz z tymi, którzy pozostają tam do dziś. Oczywiście ze względów bezpieczeństwa zmieniliśmy imiona rozmówców.
- W pierwszych dniach, gdy „ruskie” wjeżdżali do miasta kolumnami, było tak strasznie jak nigdy, ale jednocześnie była nadzieja, że szybko ich przepędzimy. Widzieliście przecież, jak początkowo ludzie z Chersoniu szli na pokojowe wiece, nawet grozili uzbrojonym żołnierzom. W sumie również wojskowi początkowo zachowywali się dość tolerancyjnie. Ale potem zaczęli coraz mocniej dokręcać śrubę. Mój mąż i ojciec chrzestny naszego dziecka musieli się ukrywać na odległej wsi, żeby ich nie schwytano i nie zaciągnięto do rosyjskiego wojska. My z córką zostałyśmy w mieście. Starałyśmy się niepotrzebnie nie wychodzić na miasto. Chyba że bardzo szybko - do sklepu i apteki - kupić lekarstwo dla chorej sąsiadki. Jeszcze w pierwszym miesiącu okupacji można było kupić lekarstwa. Potem stawało się to coraz trudniejsze. Ceny na leki były kosmiczne. A niektórych po prostu nie było w sprzedaży
– mówi Elina. Kobiecie udało się opuścić miasto i dostać się na tereny znajdujące się pod kontrolą Ukrainy. Chociaż droga w nieznane przerażała Elinę, to i tak zdecydowała się.
- Zdecydowaliśmy się wyjechać, ponieważ okupanci zaczęli popełniać okrucieństwa. Chodzili po mieszkaniach, nawoływali do współpracy. W przypadku odmowy grozili więzieniem i torturami. Najbardziej jednak bałam się, że moja córka zostanie zabrana i wysłana do Rosji. Dlatego pojechałyśmy. Wcześniej całkowicie wyczyściłyśmy wszystko ze swoich smartfonów. Szkoda, bo tam było tyle zdjęć z poprzedniego życia. No ale... Żeby nie dać żadnego pretekstu. Poinstruowałam córkę, jak ma zachowywać się na punktach kontrolnych. Dzięki Bogu, po kilku dniach tułaczki wyjechałyśmy do naszych. Dobrzy ludzie pomogli nam dostać się do Krzywego Rogu, gdzie się schroniłyśmy. Ale mąż nadal tam jest. Nie wiemy, co się z nim stało, ponieważ nie kontaktowaliśmy się z nim od około dwóch miesięcy
– mówi kobieta.
Z jeszcze jedną mieszkanką Chersonia, Kateryną, udało się porozumieć za pośrednictwem jej córki, ponieważ kobieta jest nadal pod okupacją.
- Wszyscy tu czekamy na przybycie Sił Zbrojnych Ukrainy [ZSU – przyp. autora]. W Rosji z jakiegoś powodu myśleli, że Chersoń jest prorosyjski i że będą tu ich witali kwiatami. A tu nic! Chersoń był i jest miastem ukraińskim. Nie tylko ze względu na swoje położenie, ale także duchem. Trzydzieści lat temu, kiedy Ukraina uzyskała niepodległość, mieszkańcy Chersonia zaakceptowali to. I przez te wszystkie lata żyliśmy z miłością do Ukrainy i szacunkiem dla wszystkich narodowości zamieszkujących Ukrainę i Chersoń. W mieście częściej rozmawiano albo po rosyjsku, albo w dialekcie południowoukraińskim. Więc w mieście nigdy nie było ucisku wobec osób mówiących po rosyjsku. Do 24 lutego br. sama mówiłam po rosyjsku i nigdy nie miałam z tego powodu żadnych problemów. Ale po okupacji komunikuję się z bliskimi tylko po ukraińsku. To już moje stanowisko obywatelskie
– mówi Kateryna.
Córka kobiety dodaje, że coraz trudniej jest kontaktować się i komunikować z matką. Musieliśmy więc trochę poczekać na odpowiedzi od Kateryny z okupowanego Chersonia.
Młoda Ukrainka twierdzi jednak, że do miasta wyciekają informacje z Ukrainy. Tam wiedzą o kontrofensywie i o tym, że Ukraina na pewno odbije Chersoń. W tej chwili w mieście coraz aktywniej działa lokalne podziemie. Więc okupanci powinni chodzić po ulicach Chersonia, oglądając się za siebie.
Dlaczego wojska rosyjskie zdobyły Chersoń niemal natychmiast po rozpoczęciu wojny na pełną skalę? Odpowiedź jest oczywista – miasto znajduje się w pobliżu Krymu, który został zaanektowany w 2014 r. I z niego otwiera się doskonała perspektywa na ofensywę z jednej strony na Mikołajów i Odessę, a z drugiej na Zaporoże i Mariupol. Ale dla Rosjan znaczenie Chersonia nie polega tylko na tym. Jego historia bardzo dobrze wpisuje się w imperialny paradygmat. Szczególnie ten temat stał się dla nich aktualny po utworzeniu tzw. Noworosji na zajętych terytoriach obwodów donieckiego i ługańskiego Ukrainy. Przecież jednym z założycieli miasta jest książę Grigorij Potiomkin, poplecznik i faworyt cesarzowej Katarzyny II, która w 1775 r. nakazała zrujnowanie Siczy Zaporoskiej. Nadzorował budowę fortecy przodek rosyjskiego klasyka Aleksandra Puszkina, Iwan Hannibal.
[polecam:https://input.niezalezna.pl/457645-kto-i-jak-odbuduje-zniszczone-ukrainskie-miasta-zapraszamy-polakow-do-wspolpracy]
Pod koniec XVIII wieku Chersoń odegrał ważną rolę w rozwoju wewnętrznych i zewnętrznych stosunków gospodarczych Imperium Rosyjskiego. Przez port w Chersoniu prowadzono handel z Francją, Włochami, Hiszpanią i innymi krajami europejskimi.
Politolog Walentyn Wojtkiw uważa, że Chersoń ma podwójne znaczenie – militarne i symboliczne. Tracąc go, Rosja będzie miała bardzo skromne wyniki swojej „specjalnej operacji wojskowej”. A na tle niezwykle udanej kontrofensywy Sił Zbrojnych Ukrainy w obwodzie charkowskim może pojawić się pytanie „co dalej?”. Rosjanie uciekli z Kijowa, zostali wyrzuceni z obwodu charkowskiego i stracili Chersoń.
- Dla wielu Rosjan stanie się jasne, że ta wojna niesie im wielkie straty, tymczasem zysków nie ma żadnych. To może nadszarpnąć legitymizację reżimu Putina i wywołać niepokoje wewnątrz kraju. Porażka militarna bardzo często w historii Rosji stawała się przyczyną upadku politycznego. Możliwe, że tak się stanie również w XXI wieku. Dlatego rzeczywiście bitwa o Chersoń może stać się decydująca w tej wojnie i uruchomić w samej Rosji nieodwracalne procesy, których efektem będzie nowy system bezpieczeństwa światowego i europejskiego
– uważa Walentyn Wojtków.
Ekspert rynku medialnego Tetiana Łupowa, analizując z punktu widzenia medialnego niedawną udaną kontrofensywę Sił Zbrojnych Ukrainy, mówi, że ukraińskie środki masowego przekazu informowały o postępach dość sucho. Powołując się zazwyczaj tylko na informacje publiczne Sztabu Generalnego, gdyż kierownictwo wojskowe kategorycznie zabroniło naświetlania działań kontrofensywy w celu pomyślnej realizacji planu strategicznego.
[polecam:https://input.niezalezna.pl/456727-schrony-w-szkole-alarmy-bombowe-nauka-na-obczyznie-ciezki-wrzesien-dla-ukrainskich-dzieci]
- Dzięki temu w sierpniu wszystkie oczy były zwrócone w kierunku Chersonia w oczekiwaniu na aktywne działania wojennych na południu Ukrainy. Ofensywa rzeczywiście się zaczęła, ale jak się okazało, nie do końca w tym miejscu. Jak się później okazało, informacja o Chersoniu była tylko manewrem Sztabu Generalnego, gdyż prawdziwa ofensywa nie miała miejsca na południu Ukrainy, lecz na jej wschodzie, w obwodzie charkowskim. W efekcie wyzwolono prawie cały region
– mówi ekspert.
Jeśli chodzi o zagraniczne środki masowego przekazu, według Tetiany Łupowej relacjonowały one sukcesy Ukrainy z „umiarkowanym optymizmem”.
- Tak więc na przykład w swoich materiałach agencja Bloomberg dość ostrożnie publikowała informacje o sukcesach Sił Zbrojnych Ukrainy w rejonie Charkowa. Zwracając szczególną uwagę na straty armii rosyjskiej oraz krytyczny stan emocjonalny i psychologiczny rosyjskich okupantów - uważa Łupowa.
Udane działania kontrofensywy armii ukraińskiej napawają ostrożnym optymizmem w sprawie powrotu Chersonia do Ukrainy. Chociaż trzeba rozumieć, że wyzwolenie miasta to niezwykle trudna operacja wojskowa. Więc może to zająć sporo czasu. Chyba że Rosjanie, zdając sobie sprawę z daremności swojego pobytu w Chersoniu, opuszczą miasto.
Tłumaczyła - Olga Alehno