Wcześniej prawie nic nie wiedziałam o Polsce, miałam jakieś uprzedzenia, ale po wybuchu wojny wszyscy zrozumieliśmy, że jesteście jak nasza rodzina - powiedziała Oleksandra Korniiets, która jest jedną z 850 studentek i studentów z Ukrainy kształcących się na Uniwersytecie Łódzkim.
"Jesteśmy podobni do siebie, musimy współpracować, trzymać się razem. To, co dała nam Polska, to jest bardzo wielka pomoc i naprawdę jestem bardzo wdzięczna za to"
- powiedziała Oleksandra Korniiets z Melitopola, która od maja ubiegłego roku kształci się na kierunku studia polskie z językiem angielskim na Uniwersytecie Łódzkim.
Po dwóch naborach - zorganizowanych w maju i październiku - studiuje na nim 66 osób, w tym 65 z Ukrainy. Jak wyjaśniła dr Iwona Dembowska-Wosik z Wydziału Filologicznego UŁ, jest to po prostu "filologia polska dla cudzoziemców". Uczelnia już od dłuższego czasu pracowała nad stworzeniem tego kierunku i - wbrew pozorom - nie był on adresowany wyłącznie do Ukraińców.
"Ale sytuacja w Europie się zmieniła, wybuchła wojna, a w Polsce pojawiło się wielu młodych ludzi, którzy szukali dla siebie miejsca na polskich uniwersytetach, więc postanowiliśmy przyspieszyć rekrutację. Okres od maja do początku lata był dla nas bardzo intensywny - spotykaliśmy się na wiele godzin każdego dnia, studenci uczyli się głównie języka polskiego, bo to jest podstawa programu w pierwszym semestrze"
- dodała.
Liubov Kachenovska pochodzi ze wsi pod Odessą i od dawna planowała studia w Łodzi - z internetu wiedziała, że uczy się tutaj wielu cudzoziemców i panuje przyjazna atmosfera. Ale po wybuchu wojny wahała się i nie wiedziała, co zrobić, czy rozstawać się z najbliższymi w tak ciężkim czasie.
Po wybuchu wojny rodzina Liubov rozjechała się po świecie - mama i tata znaleźli się w Portugalii, dwie siostry z dziećmi na zachodzie Europy, a bracia, kuzyni i reszta rodziny została w Ukrainie.
"Do wybuchu wojny nikt z naszej rodziny nigdy nie był za granicą - to ja miałam być pierwsza. A teraz każdy znalazł się w innym państwie"
- zaznaczyła.
Liubov rozpromienia się mówiąc o polskich koleżankach z akademika, ale momentalnie smutnieje, pytana o plany na przyszłość. "Jeszcze nie wiem, kiedy się skończy wojna, kiedy będę mogła wrócić do domu" - mówi cicho.
Oleksandrę Korniiets wybuch wojny oddzielił od mieszkającej w Melitopolu rodziny, bo przebywała wtedy na zachodzie Ukrainy. Razem z koleżanką przyjechała do jej znajomych z Łodzi i po kilku miesiącach pobytu dowiedziała się o możliwości studiowania na UŁ już od maja.
"Przed wojną też myślałam o studiowaniu, ale nigdy nie pomyślałabym, że będę studiować filologię w Polsce, planowałam raczej reżyserię w Kijowie. Ale zrozumiałam, że to super rzecz, że będę mogła rozpocząć studia, które pozwolą mi na lepszą integrację ze społeczeństwem"
- wyjaśniła.
Oleksandra uważa, że po studiach polonistycznych będzie mogła pomóc "dogadać się" Polakom i Ukraińcom, którzy w ostatnich latach bardzo się do siebie zbliżyli. Oleksandra nie snuje jeszcze planów na przyszłość, ale zapewnia, że bardzo tęskni za Ukrainą.
"To moja ziemia. Chociaż bardzo mi się podoba w Polsce i mogłabym przeżyć tu całe życie, to ciągnie mnie z powrotem. Ta wiedza, którą dostanę teraz - o Polsce, jej kulturze, języku - to będzie bardzo ważne dla mojej przyszłości. Bo po wojnie ktoś musi odbudować ten świat, nawiązywać kontakty i myślę, że mój zawód wtedy się przyda"
- mówi z zapałem.
Tu do naszej rozmowy włącza się dr Iwona Dembowska-Wosik, która podkreśla, że zbyt mało mówimy o tym, co Ukraińcy dali Polakom.
"Oprócz tego, że walczą z naszym wspólnym wrogiem, przyjechali do nas z całym potencjałem - z wiedzą, kreatywnością, odwagą, siłą. Powinniśmy częściej myśleć o tym, ile my zyskaliśmy na tym, że te wspaniałe dzieciaki u nas są, a nie myśleć tylko o tym, jak im pomagamy. Oni też nam pomagają uczyć się być społeczeństwem wielokulturowym; pomagają nam odkrywać +nowe+"
- zaznaczyła.
Filolożka dodała też, że jest mamą dziecka, które w tym roku poszło do szkoły; w jego klasie 20 proc. uczniów to mali Ukraińcy.
"Moje dziecko wraca do domu i mówi: mamo, ja nie chcę chodzić na angielski, chcę się uczyć ukraińskiego, bo muszę rozmawiać z Mariną. To dobrze pokazuje, w jakiej znaleźliśmy się sytuacji - musimy się otworzyć, bo homogeniczność społeczeństwa niczego dobrego nam nie dawała; nie w tym świecie, w którym wszyscy jesteśmy tak blisko siebie"
- powiedziała.
Jak podaje Uniwersytet Łódzki, studiuje w nim obecnie 850 Ukraińców - najwięcej w historii łódzkiej uczelni. Po wybuchu wojny na UŁ pracowało 30 naukowców z Ukrainy - niektórzy nadal są zatrudnieni. W akademikach uczelni w pierwszych miesiącach wojny przyjęto ponad 400 osób z Ukrainy.