Lewica często powtarza, że w sprawie migracji potrzebne są sensowne i systemowe rozwiązania. Problem w tym, że ta sama lewica ma obsesję na punkcie zachowania swojej moralnej wyższości. A to prowadzi do katastrof - pisze Maciej Kożuszek w "Gazecie Polskiej".
„Rodziny z dziećmi, wykształcona Afganka, ciężarna kobieta – osoby takie jak w filmie Holland są na granicy wyjątkami” – brzmiał fragment głośnego tekstu Małgorzaty Tomczak, opublikowanego przez „Gazetę Wyborczą” 17 listopada br. „Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że wytwarzamy fałszywą wiedzę” – pisała Tomczak, zwracając uwagę, że wiele z „historii krzywd, które miały spotkać migrantów”, jak te o masowych grobach czy małej zaginionej Eileen, o której „dziś wiemy, że nie istniała”, okazały się tylko „opowieściami, które aktywiści usłyszeli i przekazali dalej”. Tekst Tomczak jest dobrze napisany i wydaje się uczciwy, ale data jego publikacji, już po rozstrzygnięciu wyborów w Polsce, chyba nie była przypadkiem. W podobnym czasie, dwa dni wcześniej, Jakub Majmurek z „Krytyki Politycznej” przeprowadził rozmowę z ekspertem od migracji, pod wiele mówiącym tytułem: „Nie da się od razu skończyć z pushbackami”.
Gdy wybuchł analogiczny do polskiego kryzys na granicy fińskiej, nagle okazało się, że można już mówić o „elemencie wojny hybrydowej”, a Barbara Kurdej-Szatan nie zaprzęgła swojego bogatego arsenału słownictwa, by ocenić postawę fińskich pograniczników. To zjawisko nienowe i nie ogranicza się tylko do Polski. Ludzie, którzy na sztandary biorą otwartość, walkę z ksenofobią i humanitarne podejście do migrantów, bardzo cenią poczucie swojej moralnej wyższości, ale jednocześnie wiedzą, że narrację trzeba nieco korygować, gdy przejmuje się władzę albo gdy ich podejście prowadzi do katastrofy.
„Biden obiecał nam, że wszystko się zmieni” – powiedziała reporterowi „New York Times” w 2021 roku Gladys Oneida Perez Cruz, kobieta, która przybyła na granicę razem ze swoim synem. „Jeszcze tego nie zrobił, ale on będzie dobrym prezydentem dla migrantów”. Inna kobieta, zanosząc się płaczem, wykrzykiwała: „Biden nam obiecał!”. Podczas kampanii Biden zapowiadał, że przywróci „moralną postawę USA” i skończy z „atakiem Trumpa na godność społeczności migranckich”. W 2021 roku sekretarz bezpieczeństwa w administracji Bidena, Alejandro Mayorkas, przyciśnięty przez dziennikarza George’a Stephanopoulosa w kwestii tego, czy nie powinno się do migrantów wysłać jasnego komunikatu: „Nie przybywajcie. Koniec, kropka”, odpowiedział: „Nie mówimy: »nie przybywajcie«. Mówimy: »nie przybywajcie teraz«”.
I przybyli. 3,8 miliona migrantów dostało się do USA podczas prezydentury Bidena, połowa z nich przekroczyła granicę nielegalnie i nigdy nie została zatrzymana. Pomimo narastającego kryzysu, administracja próbowała dalej grać kartą „moralnej wyższości”. Tak było w połowie września 2021 roku, gdy liberalne media oskarżyły konnych funkcjonariuszy Border Patrol, że ci używali swoich długich wodzy do… biczowania próbujących przekroczyć granicę migrantów. „To było okropne. Widzieć ludzi traktowanych w ten sposób. Konie, ludzie rozjeżdżani i okładani” – mówił Biden na konferencji prasowej. „Obiecuję wam, ci ludzie [Border Patrol] zapłacą” – dodał. Po śledztwie trwającym rok okazało się, że „nie ma dowodów na to, iż któryś z funkcjonariuszy uderzył jakiegokolwiek migranta swoimi wodzami”. W końcu administracja musiała przyznać, że „oskarżenie o biczowanie było fałszywe”.
Administracja Bidena jest dobrym przykładem do zastanowienia się nad tym, kto jest tak naprawdę adresatem owego przywracania „moralnej postawy”.
Czy chodzi o poprawę losu migrantów? Czy może o poprawę nastroju, własnego i ludzi, którzy lubią myśleć o sobie, że są inni niż prawicowe ksenofoby? Jeśli miało chodzić o to pierwsze, to cel chyba nie został osiągnięty. W 2019 roku Alexandria Ocasio-Cortez zamieściła na Twitterze wpis, do którego dołączone były cztery różne ujęcia, na których polityk demokratów płacze przy płocie ośrodka do przetrzymywania migrantów. Hasło „Dzieci w klatkach” miało być symbolem okrucieństwa migracyjnego reżimu Trumpa, a Biden pytał ówczesnego prezydenta podczas debaty kampanijnej, jak mógł do tego dopuścić. „Debata Trumpa i Bidena o dzieciach w klatkach pokazuje wyraźnie wybór, który stoi przed Amerykanami” – głosił nagłówek NBC News. W maju 2023 roku, w trzecim roku kadencji Joego Bidena, światło dziennie ujrzały aktualne zdjęcia, na których wyraźnie było widać… dzieci w klatkach. „Jeśli ośrodki Border Patrol są przepełnione, przepełnione ze względu na politykę tej administracji, nie można obwiniać o ten stan rzeczy funkcjonariuszy, którzy robią w tej sytuacji, co mogą” – stwierdził dla Daily Signal Mark Morgan, były komisarz agencji U.S. Customs and Border Protection. „Gdzie jest teraz AOC ze swoimi białymi spodniami i swoimi krokodylimi łzami?” – zapytał Morgan. Cóż, widocznie są momenty politycznie lepsze i gorsze na wzniecanie moralnego wzmożenia.
Pomimo swojej „moralnej” pozycji Biden wypada gorzej od Trumpa także w liczbach. W ostatnich 24 miesiącach prezydentury republikanina wydalono z USA 647 tys. migrantów. W pierwszych 26 miesiącach Bidena wydalono ich 2 miliony i 557 tysięcy. Co więcej, Biden pokonał Trumpa nawet w zestawieniu procentowym. Administracja tego drugiego wydalała 47,4 proc. ujętych migrantów, administracja Bidena 50,9 proc. Choć pandemiczne rozwiązanie Title 42, pozwalające na natychmiastowe wydalenie, bez brania pod uwagę nawet poważnych wniosków azylowych, było krytykowane przez demokratów jeszcze w kampanii, to administracja Bidena zakończyła korzystanie z niego dopiero w maju 2023 roku, wydalając co miesiąc ponad 150 tys. osób na jego podstawie.
Warto sobie na poważnie zadać pytanie, czy to podejście „moralnej wyższości” rzeczywiście ma moralne uzasadnienie? Kto jest bardziej okrutny wobec migrantów: ten, który mówi: „Nie przybywajcie, zostaniecie wyrzuceni” i po przybyciu migrantów spełnia swoją obietnicę, czy ten, który mówi: „Zostaniecie potraktowani po ludzku, rozumiemy wasze cierpienie”, a po przybyciu migrantów robi dokładnie to samo co ten pierwszy? A co jeśli słowa tego drugiego sprawią, że więcej migrantów zdecyduje się forsować granicę, a co za tym idzie, większa ich liczba zostanie wyrzucona? Czy to jest ludzkie podejście względem zdesperowanych ludzi, gotowych na ryzykowanie życia, zdrowia i zapłacenie krocia przemytnikom i „kojotom”, którzy mogą w każdym momencie porzucić lub zabić każdego, kto opóźnia transport?
Gdy w 2015 roku Angela Merkel powiedziała „Willkommen” i „Damy radę”, w istocie ratowała swoje notowania polityczne po tym, jak nie okazała odpowiednich emocji wobec łez 14-letniej Libanki, która obawiała się deportacji z Niemiec. Ale tymi słowami zrobiła nadzieję i poczyniła obietnicę nie tylko tym migrantom, którzy już w Niemczech byli, lecz także tym, którzy o takiej niebezpiecznej podróży dopiero myśleli. Czy kanclerz poinformowała ich, że obietnica jednak jest już nieaktualna, gdy ponad głowami europejskich partnerów zawarła deal z Erdoğanem, by ten zatrzymał migrantów zmierzających do Europy?
Niemcy, które w 2015 roku nie przejmowały się tym, że migranci chcący skorzystać z zaproszenia, będą musieli przejść przez terytorium innych państw europejskich, teraz wprowadzają kontrole graniczne na granicy z Polską, Czechami, Szwajcarią czy Austrią, by ochronić się przed napływem migrantów. W artykule „Die Welt”, opublikowanym w Polsce przez Onet, niemieccy politycy z zadowoleniem chwalą się tym, że ich aktywna postawa sprawiła, że inne kraje zaczęły lepiej chronić swoje granice, co nazywają „efektem domina”. „Ten efekt jest z pewnością pożądany – stwierdził Alexander Throm z CDU/CSU, który – podobnie jak minister Faeser – uznaje kontrole graniczne za udane posunięcie” – czytamy.
Gdy Trump w 2017 roku wprowadził swój tzw. Muslim ban, premier Kanady pospieszył na Twittera, by dać znać wszystkim, że on jest lepszy. „Do tych uciekających przed prześladowaniem, terrorem i wojną: Kanada was przyjmie, niezależnie od waszej wiary. Różnorodność jest naszą siłą #WelcomeToCanada” – napisał. „Z dzisiejszej perspektywy ten tweet nie był najmądrzejszym posunięciem” – oceniła w lipcu 2023 roku kanadyjska dziennikarka Hina Husain. Okazało się bowiem, że dostanie się do Kanady nie jest tak proste, jak wielu się wydawało, a Trudeau podpisał z Bidenem porozumienie STCA (Safe Third Country Agreement), które pozwala na wydalanie ubiegających się o azyl.
Ludzie, którzy szczerze przeżywają los ofiar wojny, biednych i pokrzywdzonych tego świata, powinni sobie zadać dziś szczere pytanie. Na co tym ludziom nasze akty strzeliste moralnej wyższości? Na co im manifesty, miny, łzy i gesty Janiny Ochojskiej, Agnieszki Holland czy Alexandrii Ocasio-Cortez? Skoro na koniec, gdy skończy się chwilowy polityczny kaprys, i tak spotka ich to samo.