Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Sakiewicz w "Gazecie Polskiej": Trump powtarza manewr Reagana. Ceny ropy w dół

Żeby zatrzymać agresję Rosji, trzeba ją rzucić ekonomicznie na kolana. Jest na to tylko jeden sposób: obniżyć cenę ropy, która stanowi główne źródło dochodów Moskwy. Zrobił to kiedyś Ronald Reagan, dogadując się z Saudami. Obecnie manewr Reagana próbuje powtórzyć Donald Trump - pisze w "Gazecie Polskiej" Tomasz Sakiewicz.

Donald Trump
Donald Trump
wg - niezalezna.pl

Jedną z pierwszych wizyt zagranicznych nowego prezydenta USA może być podróż do Arabii Saudyjskiej. Donald Trump szuka tam co najmniej kilku recept na rozwiązanie problemów w polityce zagranicznej. Już dwa dni po zaprzysiężeniu odbył rozmowę z następcą tronu w Rijadzie Muhammadem ibn Salmanem, który faktycznie zarządza krajem. Rzecz dotyczyła m.in. inwestycji na poziomie 600 mld dolarów, które Arabia Saudyjska ma ulokować w USA, i obniżenia cen ropy. O konieczności obniżenia cen ropy przez OPEC, na którą znaczący wpływ ma właśnie Rijad, mówił Trump podczas wirtualnego przemówienia na forum ekonomicznym w Davos. 

Szach-mat

Manewr Trumpa jest powtórką działań Ronalda Reagana sprzed 40 lat. Pomysłodawcą tego ruchu był ówczesny szef CIA William Casey. Szczegóły można znaleźć w książce Petera Schweizera „Wojna Reagana”. Amerykanie szukali wtedy słabych punktów ZSRS. Zorientowali się, że cała „potęga ekonomiczna” Kremla opiera się na sprzedaży ropy. Dotyczyło to też wielu sojuszników Moskwy, takich jak np. Libia, którzy kupowali od niej broń.

Pokojowe zablokowanie tych dochodów było możliwe tylko w jeden sposób: przez gwałtowne obniżenie cen ropy. Cena ropy była wprost proporcjonalna do jej podaży. Trzeba było sprawić, żeby na rynku znalazło się jej jak najwięcej. Dogadanie się z całym OPEC nie było możliwe. Ale wystarczył sojusz z kluczowym producentem, czyli Arabią Saudyjską. Reagan dał Saudom szereg gwarancji bezpieczeństwa, ale wykorzystał przede wszystkim ich niepokój po inwazji Sowietów na Afganistan, który był bramą do Zatoki Perskiej. 

Na skutki porozumienia Reagana z Saudami nie trzeba było długo czekać. Arabia Saudyjska, będąca wtedy największym producentem ropy na świecie, zwiększyła w połowie 1985 roku produkcję tego paliwa z 2 mln baryłek dziennie do 9 mln. Cena baryłki ropy spadła z 31 do 10 dolarów. Było to działanie tak rujnujące finanse Kremla, że z dnia na dzień utracił 30 proc. dewiz. Nierentowny przemysł utrzymywany dewizową pompką zaczął stawać.

W 1986 roku Michaił Gorbaczow musiał prosić USA, podczas spotkania w Rejkiawiku, „o pokój”. Moskwa wojnę z Zachodem już wtedy przegrała, a to, co zobaczyliśmy dwa-trzy lata później, to jedynie próba kontrolowanego upadku systemu sowieckiego. 

Co Biden sknocił, jego następca naprawia

Trump wraca do pomysłu Reagana, wiedząc, jak skuteczne jest to działanie. Odbywa się to jednak w nieco innych warunkach. Można mieć wrażenie, że jego poprzednik – Joe Biden – przez pierwsze dwa lata swojej kadencji prowadził politykę odwrotną do tego, co robił Reagan i chce zrobić Trump.

Biden wstrzymał znaczną część wydobycia ropy łupkowej i gazu, co pozwoliło na ekspansję Rosji i jej naftowych sojuszników. Co gorsza, mimo ostrzeżeń polskiego rządu, pozwolił na dokończenie Nord Stream 2, dającego Moskwie pewność zarobku z gazu, a Berlinowi gwarancje niskich cen. 

Wojna, przy ambicjach Kremla, nieukrywającego agresywnych zamiarów wobec Ukrainy, wisiała na włosku. Putin był pewny, że Rosja przetrwa wielomiesięczne sankcje, byleby tylko szybko pokonać Ukrainę. To ostatnie jednak mu się całkowicie nie udało i musiał zderzyć się z ograniczeniami, powoli, ale jednak obniżającymi sprawność rosyjskiej gospodarki. Sankcje na ropę i gaz rosyjski wchodziły wolno i działały w ograniczonym stopniu.

Biden, zamiast obniżać ceny ropy przez zwiększoną podaż, próbował nakładać na nią limity cenowe i wymuszać na sojusznikach rezygnację z kupna rosyjskich węglowodorów. Skutek był taki, że taniejąca rosyjska ropa została przekierowana do Indii i Chin przy wykorzystaniu „floty cieni”, czyli statków skutecznie omijających sankcje. Spadek cen rosyjskiej ropy nie okazał się na tyle dotkliwy, by zatrzymać Putina. Za to doszło do paradoksu, bo sojusznicy USA i same Stany Zjednoczone, które już dziś są największym producentem ropy, musiały mierzyć się z cenami energii większymi niż na przykład Chiny, które ropę masowo importują. To podtrzymało konkurencyjność dostającej w ostatnich latach zadyszki chińskiej gospodarki. Upór Bidena przy ograniczeniach wydobycia ropy i nieumiejętność porozumienia się z Arabią Saudyjską osłabiły presję na Moskwę i wzmocniły jej sojuszników. 

Jedną z ostatnich decyzji ustępującego prezydenta USA było nałożenie sankcji na „flotę cieni”. Tydzień przed końcem jego kadencji wywindowało to gwałtownie ceny ropy, na razie bez widocznych skutków dla Moskwy. Presję na ceny zatrzymało dopiero objęcie prezydentury przez Trumpa. Powtórzył tak dobitnie, jak mógł, że rezygnuje z Zielonego Ładu, wystąpił z porozumienia paryskiego dotyczącego regulacji klimatycznych i zagwarantował, że hasło jego kampanii: „Drill, baby, drill” – to nie figura retoryczna, lecz realne działania. 

Moskwa zje własny ogon

Obecna sytuacja Rosji i USA jest inna niż w czasach Reagana, ale ropa w tej rozgrywce stanowi ciągle istotny element. Rosja stała się krajem trochę bardziej rynkowym niż ZSRS, bo nie musi na przykład masowo importować żywności. Wręcz przeciwnie – eksportuje zboże do wielu krajów. Zaczęła też zarabiać poważne pieniądze na eksporcie gazu. Zniszczenie Nord Stream zmniejszyło te dochody. Państwo Putina ma za to mniejszy potencjał produkcji broni i jeszcze bardziej niż w czasach ZSRS zależy od importu wysokich technologii. Na to potrzebne są pieniądze. 

USA nie muszą już wyłącznie polegać na Arabii Saudyjskiej, bo same mogą mocno zalać rynek ropą i gazem. Jednak po czterech latach rządów Bidena nie stanie się to szybko. Propozycja dla Saudów brzmi więc bardzo konkretnie – pomóżcie nam teraz, przy okazji wykańczając Iran, albo wkrótce nie będziecie za bardzo potrzebni. Nagła miłość Saudów do Waszyngtonu świadczy o tym, że doskonale zrozumieli sytuację. Arabia Saudyjska nie może sobie pozwolić na takie obniżenie cen jak za czasów Reagana. Koszt wydobycia ropy obecnie w tym kraju to 10–20 dolarów za baryłkę, a jeszcze musi z czegoś żyć. Na pewno przy obecnych cenach (około 80 dolarów za baryłkę) ma tu spore pole manewru. Ale zbyt niskimi cenami ropy nie są też zainteresowani sami Amerykanie. U nich koszt konwencjonalnego wydobycia ropy to około 40 dolarów, a z łupków do 50. 

Najwyższe koszty wydobycia ma Rosja, to nawet 50 dolarów za baryłkę. Te koszty realnie trudno policzyć. Wiadomo jednak, że Rosja ze względu na mniej lub bardziej skuteczne embarga musi sprzedawać swoją ropę taniej niż cena rynkowa. Obniżenie ceny ropy do 50–60 dolarów spowoduje, że Moskwa będzie sprzedawała po kosztach, czyli zje własny ogon. Jeszcze pięć lat temu Moskwa groziła Arabii Saudyjskiej obniżeniem cen, mając ogromne rezerwy finansowe. Dzisiaj Kreml te rezerwy ma zamrożone albo już je wydał. Trump ma więc czym grać, a Putin doskonale pamięta, jak to może się skończyć. O ile nerwowo nie skorzysta z atomowego guzika, wszedł właśnie na równię pochyłą i czas już mu się kończy. A Trump ma za to czasu pod dostatkiem i kilka niezłych opcji. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Tomasz Sakiewicz