Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Świat

Zapad-2025. "Rosja nie pokazała nic nowego, co mogłoby zaskoczyć Zachód" – mówi prof. Żurawski vel Grajewski

W czasie manewrów Zapad-2025 Rosja nie zaprezentowania skuteczności i operacyjności, która zrobiłaby wrażenie i zaskoczyła Zachód. W tym sensie zagrożenie pozostaje rozpoznane na tym samym poziomie, na którym było wcześniej. Rozmieszczenie Iskanderów w Królewcu czy testowe wystrzelenie pocisku hipersonicznego to oczywiście sygnały mające wywrzeć psychologiczny wpływ na Zachód, jednak trzeba pamiętać, że nie jest to broń, o której NATO by nie wiedziało – komentuje w rozmowie z portalem Niezależna.pl prof. Przemysław Żurawski vel. Grajewski, ekspert ds. międzynarodowych.

Tegoroczna edycja manewrów Zapad (pol. "Zachód") rozpoczęła się w piątek 12 września. Główne przedsięwzięcia szkoleniowe realizowano na poligonach na Białorusi, m.in. w obwodach mińskim, grodzieńskim i witebskim, ale nie tylko. Wojskowi ćwiczyli też na terytorium Rosji – w Królewcu, a także na Morzu Bałtyckim i Barentsa czy obwodzie niżnonowogrodzkim. Łącznie do dyspozycji wydzielono 41 poligonów lądowych i morskich w obu krajach. 

Ilu oficjalnie żołnierzy wzięło udział w tegorocznej edycji Zapadu, trudno jednoznacznie stwierdzić. Faktem jest, że było ich znacznie więcej niż zapowiadane przez Mińsk i Moskwę 13 tys. wojskowych. Strona litewska informowała o 30 tys. żołnierzy. Pojawiła się też liczba 40-43 tys. i 50 tys. Z kolei rosyjskie propagandowe media podały, że w szczytowej fazie manewrów, na poligonach w Rosji i na Białorusi zaangażowanych było łącznie ok. 100 tys. żołnierzy. Bliższe prawdy są szacunki o maksymalnie 50 tys. żołnierzy. Należy jednak brać pod uwagę, że to i tak blisko czterokrotnie więcej, niż przekonywały tygodniami oba reżimy. Obecne były też oddziały wojskowe z Indii, Bangladeszu, Iranu, Burkina Faso czy Mali. 

Zgodnie z przewidywaniami

Scenariusz manewrów Zapad nigdy nie miał charakteru defensywnego. W każdej edycji jego elementem był hipotetyczny konflikt między Rosją (a szerzej Państwem Związkowym, ZBiR), a fikcyjnym państwem-agresorem. Nietrudno domyślić się, o co chodziło planistom przy tworzeniu takiego scenariusza. Co więcej, poprzednie edycje manewrów – w 2009, 2013 i 2017 – zakładały atomowe uderzenie na Warszawę. W tym roku także nie odbyło się bez "atomowych" elementów. 

Moskwa i Mińsk od wielu tygodni przekonywały, że jednym z ważniejszych elementów ćwiczeń będzie przetestowanie Oresznika.To rakiety balistyczne pośredniego zasięgu, czyli do 5,5 tys. km. Są przystosowane do przenoszenia kilku głowic atomowych jednocześnie. O obecności tej broni na manewrach poinformował białoruski szef Sztabu Generalnego gen. Paweł Murawiejka.

Wykonano wszystkie założone zadania. Wśród nich mogę wskazać planowanie i rozważanie użycia niestrategicznej broni jądrowej, ocenę i rozmieszczenie systemu rakietowego Oriesznik

– wskazał wojskowy, sprawujący jednocześnie funkcję wiceszefa resortu obrony Białorusi. 

W zachodnich mediach szerokim echem odbiły się też obrazki z Morza Barentsa. Z operującej tam fregaty Admirał Gołowko, należącej do Floty Północnej, wystrzelono hipersoniczny pocisk Cyrkon. Był to element symulowanego ataku na wroga. 

3M22 Cyrkon (SS-N-33) to dwustopniowy przeciwokrętowy hipersoniczny kierowany pocisk rakietowy produkcji rosyjskiej, o zasięgu ok. 500-750 km., choć zdaniem rosyjskich ekspertów, przekracza on zasięg tysiąca kilometrów. Przenoszony jest drogą lądową, powietrzną, lub podwodną. Według doniesień medialnych ma osiągać prędkość maksymalną Mach 8-9.

Również bombowce strategiczne Tu-160, zdolne do przenoszenia broni jądrowej, ćwiczyły wystrzeliwanie pocisków manewrujących nad Morzem Barentsa.

Nie zabrakło prowokacji

Rosyjskie wojska symulowały też przeprowadzenie ataku rakietowego na terytorium Polski przy użyciu systemów rakiet balistycznych Iskander. Zostały one rozmieszczone w graniczącym z naszym krajem obwodzie królewieckim. 

Putin na poligonie

We wtorek, ostatniego dnia zasadniczej fazy ćwiczeń, ich przebieg na poligonie Mulino w obwodzie niżnonowogrodzkim osobiście obserwował Władimir Putin. Stwierdził on, że w główną fazę ćwiczeń zaangażowanych było 100 tys. żołnierzy i ok. 10 tys. sztuk różnego rodzaju sprzętu wojskowego i uzbrojenia. 

"Rosja niczym nie zaskoczyła"

O komentarz do zakończonych rosyjsko-białoruskich manewrów portal Niezależna.pl poprosił prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, politologa, eksperta ds. międzynarodowych z Uniwersytetu Łódzkiego (UŁ). 

Fakt, że w Zapadzie wzięli udział żołnierze z Indii, to bardzo negatywny sygnał, mogący mieć wpływ na geopolityczne bezpieczeństwo. Z kolei skutek polityczny tych manewrów jest po polskiej stronie. Chodzi o zamknięcie granicy z Białorusią i bezterminowe przedłużenie tego zamknięcia. To pozytywna odpowiedź, także na niedawne wtargnięcie dronów nad Polskę, ale również demonstracja solidarności wobec Stanów Zjednoczonych, bo jak wiemy, zamknięcie tej granicy uderza w szlaki handlowe Chin. 

– wskazuje nasz rozmówca.

Manewry Zapad-2025 nie pokazały niczego nadzwyczajnego. Czegoś, o czym Zachód by nie wiedział. W ich trakcie Rosja nie zaprezentowania skuteczności i operacyjności, która zrobiłaby wrażenie i zaskoczyła NATO. W tym sensie zagrożenie pozostaje rozpoznane na tym samym poziomie, na którym było już wcześniej. Żadne groźne nowości nie zostały pokazane.

– dodaje.

"Rozmieszczenie Iskanderów w Królewcu czy testowe wystrzelenie pocisku hipersonicznego to oczywiście sygnały mające wywrzeć psychologiczny wpływ na Zachód, jednak trzeba pamiętać, że nie jest to broń, o której NATO by nie wiedziało" – uzupełnia ekspert. 

Trzeba pamiętać, że jeżeli chodzi o Królewiec, to jest to rosyjski problem, jak go obronić, nawet nie w sensie najazdu wojsk lądowych, ale przed uderzeniami ogniowymi NATO w momencie rozpoczęcia wojny. Jeżeli Rosja zaczęłaby jakąś operację, całe terytorium eksklawy znalazłoby się w zasięgu natowskich środków obrony i po prostu zostałoby rozbite w pył. Także wyjścia rosyjskich flot – z Bałtyjska i baz wokół Petersburga, gdzie mamy sąsiedztwo członków NATO, czyli Estonii i Finlandii, zamyka bramę i są one pod kontrolą naszą i naszych sojuszników. 

– mówi prof. Żurawski vel Grajewski.

Odpowiedź na rosyjsko-białoruskie manewry, czyli rozmieszczenie 40 tys. żołnierzy w Polsce, wsparcie lotnicze, które otrzymaliśmy od sojuszników po wtargnięciu dronów, kolejnych 17 tys. na Litwie wzdłuż granicy, a także gotowość bojowa pozostałych państw w regonie, to wszystko stwarza pozytywny obraz, jeżeli chodzi o zdolności reakcji na wschodniej flance w wymiarze wojskowo-operacyjnym. 

– kończy nasz rozmówca.

Źródło: niezalezna.pl