24 lutego 2023 roku minie rok od rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę na pełną skalę. Przez ten okres i wydarzenia z nim związane miały Polska odegrała ogromną rolę w międzynarodowej polityce. W rozmowie z red. Katarzyną Gójską na antenie Telewizji Republika szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz podsumował ten czas z perspektywy polskiego rządu. Polityk zdradził również, jak wyglądała ubiegłoroczna wizyta prezydenta RP Andrzeja Dudy w Kijowie, w momencie, gdy wszyscy już wiedzieli, że za chwilę na teren Ukrainy spróbuje wejść rosyjska armia.
Przydacz powiedział, że z perspektywy polskiego rządu najbardziej oczywistym jest fakt, iż Władimir Putin nie zrealizował celów, o których zapewniał. Zwrócił przede wszystkim uwagę, że pomimo wyrządzonego bestialstwa, Rosja nie była w stanie zająć Kijowa. Udało się to oczywiście dzięki bohaterstwie ukraińskich żołnierzy, ale i pomocy z jaką pospieszyły państwa sąsiedzkie - z Polską na czele.
"Władimir Putin na pewno uważał, że rozbije tę jedność europejską, że jej nie będzie, że będzie tak, jak w poprzednich latach - 2014 roku -, że będą wyrazy oburzenia, a później powrót do jakiejś formy współpracy. No przeliczył się znacząco, bo determinacja polskiego rządu i prezydenta, wielu partnerów także, była zupełnie inna. To niedoszacowanie naszej aktywności, myślę, że jest jedną z lekcji, którą Kreml odrabia"
- ocenił. Dodał, że to nie oznacza, że wojna się skończyła i Rosja szykuje się na długi konflikt. "To czego jeszcze nauczyliśmy wszyscy w tej wojnie, to to, że kiedy wszyscy razem, to jesteśmy silni". Ocenił, że nie wystarczy jednak solidarność państw Europy Środkowo-Wschodniej. Jego zdaniem obowiązkiem państw zaangażowanych w pomoc Ukrainie, jest "dzwonienie dzwonkiem" również w innych krajach i mobilizowanie ich do działania.
Marcin Przydacz wspominając miniony rok, zdradził również kulisy ostatniej - przed wybuchem wojny - wizyty Andrzeja Dudy w Kijowie. Przypomniał, że 23 lutego 2022 roku, po godzinie 20, prezydent RP wciąż przebywał na Ukrainie. "Jeszcze wracał z Kijowa" - dodał.
"Wszyscy wiedzieliśmy już, mieliśmy informacje klauzulowane - wtedy jeszcze nie mogliśmy ich ujawniać - ale wiedzieliśmy, że to wydarzy się lada moment. Pamiętam te gorące telefony - wtedy jeszcze pracowałem w ministerstwie spraw zagranicznych - do delegacji pana prezydenta, że to już niebawem. Prezydent odpowiedział - "tak, ale ja muszę tutaj być, spotkać się z Wołodymyrem Zełenskim, powiedzieć mu, że będziemy go wspierać"
- zdradził polityk. Jak dodał, "pomimo tego wielkiego ryzyka i stresu, który temu towarzyszył, cieszę się, że dzisiaj, po roku, możemy patrzeć na to, jak na dobrą decyzję".
Pytany o ryzyka rozszerzenia się wojny poza granice Ukrainy, przypomniał, że część przedstawicieli Federacji Rosyjskiej nie ukrywa, że chce odbudować swoje imperium. "Na pewno nie możemy być pewni przyszłości innych państw, jeśli Ukraina by padła" - ocenił. Uspokoił jednak, że Polska prowadzi działania polityczne i militarne - w tym budowanie poważnych relacji ze Stanami Zjednoczonymi, po to, aby odstraszyć Rosję. Dodał, że nasz kraj realizuje te cele od początku kadencji prezydenta Andrzeja Dudy.