Władze Szwecji poinformowały o uszkodzeniu kabla podmorskiego na Bałtyku. Tym razem chodzi o elektroenergetyczny NordBalt, łączący Szwecję z Litwą. To kolejny tego typu incydent, związany z uszkodzeniem infrastruktury krytycznej na wodach tego morza. – Na Bałtyku, podobnie jak w całym regionie, od dawna trwa wojna hybrydowa Rosji przeciwko Zachodowi. Jednym z jej zasadniczych celów jest przygotowywanie się Rosji do konwencjonalnego konfliktu z Zachodem – mówi portalowi Niezależna.pl Grzegorz Kuczyński, publicysta, ekspert ds. wschodnich.
NordBalt to podmorski kabel energetyczny HVDC (ang. high-voltage direct current, linia wysokiego napięcia prądu stałego) łączący Litwę i Szwecję. Łączna długość połączenia energetycznego między Kłajpedą na Litwie i Nybro w Szwecji to 453 km. 400-km. podmorski kabel na dnie Morza Bałtyckiego jest najdłuższym typu HVDC na świecie. W tym tygodniu minister obrony Szwecji Carl-Oskar Bohlin poinformował, że odkryto na nim uszkodzenia wynikające z ciągnięcia kotwicy.
Uszkodzenia najprawdopodobniej spowodował chiński masowiec Yi Peng 3 – ten sam, który 17 i 18 listopada ub.r. uszkodził kable telekomunikacyjne łączące Szwecję z Litwą oraz Niemcy z Finlandią. Statek dokonał zniszczeń ciągnąc po dnie kotwicę. Po tych zdarzeniach chiński statek został zatrzymany przez duńską marynarkę wojenną.
Strona litewska poinformowała dziś, że w związku z kolejną próbą sabotażu tamtejsze wojsko wzmocniło kontrolę podmorskiego kabla NordBalt.
Warto przypomnieć, że 24 grudnia doszło do uszkodzenia linii energetycznej Estlink 2 oraz czterech kabli telekomunikacyjnych łączących Finlandię i Estonię na Morzu Bałtyckim. Władze w Helsinkach podejrzewają, że za ten incydent odpowiedzialny może być tankowiec "Eagle S” wchodzący w skład tzw. rosyjskiej floty cieni.
Wojna hybrydowa Rosji z NATO trwa od dawna i to nie tylko na Bałtyku, ale w całym regionie. Dotyczy działań Kremla wymierzonych w Polskę i kraje bałtyckie, ale też w Finlandię czy Szwecję. Jednym z jej celów jest przygotowywanie się do przyszłej wojny konwencjonalnej z NATO – mówi Grzegorz Kuczyński, publicysta, ekspert ds. wschodnich.
Po drugie, ma ona związek z wojną na Ukrainie. To nie przypadek, że w pierwszej połowie ub.r. bardzo dużo aktów sabotażu czy samych ich prób było skierowanych i miało uderzać w pomoc Zachodu dla Ukrainy, zarówno wojskową, polityczną czy informacyjną.
Od momentu wejścia krajów bałtyckich do NATO bardzo długo potrwało, zanim Sojusz poważnie potraktował swoje zobowiązania. Długo czekano na przygotowanie tzw. planów ewentualnościowych dla krajów bałtyckich, czyli wojskowych scenariuszów działania Sojuszu na wypadek wojny. Pokazuje to nieco lekceważący stosunek dużych państw NATO, starych członków, do regionu bałtyckiego.
To, że w ostatnich latach Bałtyk nieco zniknął z radarów NATO, wynika z dwóch rzeczy. Pierwsza to wojna na Ukrainie, na którą przesunął się główny punkt ciężkości i uwagi. Druga rzecz to uśpienie czujności, wynikające z dołączenia Finlandii i Szwecji do NATO, po którym zaczęto nazywać Bałtyk "wewnętrznym jeziorem NATO", a tak do końca nie jest.
Nie jest tak, że po pełnoskalowej agresji na Ukrainę, Rosja ściągnęła z innych frontów i punktów militarnych wszystko, co się dało i przerzuciła to na tamten kierunek. Wręcz przeciwnie – estońscy dziennikarze śledczy z magazynu "Express", analizując zdjęcia satelitarne, wykazali, że w kilku bazach FR, np. na terenie obwodu leningradzkiego, ale też w obwodzie królewieckim, znów pojawiło się dużo sprzętu i uzbrojenia. Co więcej, powstają tam też nowe obiekty – mówi Kuczyński.
W celu wzmocnienia bezpieczeństwa w regionie, NATO ogłosiło dziś uruchomienie "Straży Bałtyckiej". W jej skład wejdą m.in. fregaty i samoloty patrolowe.
Myślę, że liczba aktów sabotaży ze strony Rosji zmniejszy się. Już niedawna reakcja Finlandii na działania tankowca "Eagle S", pokazała, że kraje nad Bałtykiem dużo baczniej obserwują to, co tam się dzieje. Finowie zareagowali natychmiast, gdy tylko pojawił się sygnał. W przypadku wcześniejszych działań nie było tak szybkiej i stanowczej reakcji. Mam nadzieję, że jest to precedens, który sprawi, że Rosjanie dwa razy zastanowią się nad kolejną prowokacją – komentuje ekspert.
Straż Bałtycka NATO niewątpliwie zwiększy bezpieczeństwo na tym akwenie, ale głównie w kontekście ochrony infrastruktury. Utrudni też działanie rosyjskiej floty cieni. Nie zmieni jednak zasadniczo układu sił militarnych w regionie.