Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Emerytura Frau Bismarck. "W Niemczech legenda Merkel ma się świetnie"

Angela Merkel z dala od szczytów UE, wyrzucona z politycznego akwarium i przybita monotonią emerytury w brandenburskiej daczy, zabija czas, rozwiązując kryminalne zagadki. Pomaga jej w tym mops o imieniu Putin. Tak było jeszcze w marcu, kiedy druga książka z serii o Merkel detektywie pojawiła się w witrynach niemieckich księgarni. W kwietniu autor serii, David Safier, zmienił „Putina” na „Pupsi”, wyjaśniając w mediach społecznościowych, że „Putin” nie jest godnym imieniem dla dzielnego mopsa byłej kanclerz. Cóż.

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska

Merkel już dawno temu wtopiła się w popkulturę. Parodiowano jej fryzury i nieskromnie głęboki dekolt z festiwalu wagnerowskiego, wielbiono na czołówkach amerykańskich tygodników, umieszczano słynny gest palców dłoni ułożonych w romb na poduszkach, legginsach, koszulkach, skarpetkach. W sklepie Bundestagu znajdziemy Merkel zaklętą w wyciskarkę do cytryn, a w sieci szyfonową bluzkę z hasłem „Merkel. Mein Führer”. Miś maskotka w nieśmiertelnej marynarce ze spodniami „chodził” na finale jej kanclerstwa po 300 euro. Aktualnie ma wartość kolekcjonerską. Za to fani lalki Barbie nie mają szans na zdobycie Barbie-Merkel wypuszczonej na rynek 11 lat temu. To było smukłe, plastikowe wydanie Angie otulone wełną czarnego kostiumu z guzikami z kryształków Svarowskiego plus ręcznie robiony naszyjnik z perełek, całości dopełniał satynowy róż koszuli. To nic, że Merkel Barbie w niczym nie przypominała oryginału, chodziło o przesłanie – reklamowano ją wtedy jako hołd złożony polityk, która „może być wzorem dla dziewcząt na całym świecie”. Pytanie, czy „dziewczęta na całym świecie” faktycznie mają ambicje wejść w buty Merkel. Może gdyby poza legendą o nieśmiałej córce pastora, obudzonej do nowego życia hukiem upadającego muru, przeczytały te kilkanaście biografii swojej lalki z kryształkami, prześledziły jej bon moty, ze zrozumieniem zaabsorbowały analizę Merkelowego systemu – może wtedy ta fasada z plastiku w końcu by runęła. Póki co, przynajmniej w Niemczech, legenda Merkel ma się świetnie.

W Berlinie jeszcze do września można obejrzeć wystawę fotografii poświęconą byłej kanclerz. Portrety Merkel autorstwa Herlinde Koelbl obejmują okres 1991–2021, czyli od pierwszych kroków Merkel na arenie politycznej po opuszczenie Kanzleramtu. Albumy towarzyszące wystawie są dostępne i poza Berlinem, ostatnio trafiłam na tę opasłą księgę w kolońskim Ludwig Museum słynącym z imponującej kolekcji dzieł Picassa, ale i obrazów rosyjskich awangardzistów. Tak czy inaczej, Merkel wrosła w szkielet niemieckiej popkultury niczym maskotki Che Guevary, NRD-owskie trabanty i soczysty pocałunek Breżniewa z Honeckerem. Co musiałoby się wydarzyć, by Merkel zeszła z piedestału? Pewnie w samym politycznym Berlinie musiałaby się pojawić autentyczna determinacja, by byłą kanclerz prześwietlić i rozliczyć. W sferze deklaracji taka idea zakiełkowała, ale bez konkretów i raczej służąca doraźnym interesom partyjnym niż faktycznej intencji deputinizacji niemieckiego życia polityczno-gospodarczego. Rozmawiając z politykami niemieckimi, niezależnie od frakcji, przebija się wątek powołania komisji śledczej, która zbadałaby pod kątem prorosyjskości, a w kontekście wojny na Ukrainie, poczynania, decyzje, kontakty rodzimych elit politycznych. Im dłużej jednak trwa wojna, tym ciszej nad prokremlowską trumną. Sama zaś Merkel cieszy się statusem nietykalnej. I nikt się z szyku nie wyłamie.

System Merkel był siermiężny, ściągnął na Niemcy i Europę masę nieszczęścia, a zdaniem krytyków byłej kanclerz – utorował Putinowi drogę na Ukrainę. Był to jednak system wprawiający w ruch kariery wielu ludzi. Polityków, urzędników państwowych, ale i przedstawicieli mediów zawsze gotowych tłumaczyć najbardziej szkodliwe, a nawet haniebne decyzje swojej kanclerz jako akt rozsądku, humanitaryzmu, męstwa – w zależności od potrzeby i okoliczności. Patrząc na Angelę Merkel, jak na luzie i bez cienia zażenowania opowiadała na deskach Berliner Ensemble o swoim czystym sumieniu względem Ukrainy, o tym, że rozmawiała z Putinem, „bo uważała, że tak należy”, że w 2008 r. zablokowała Ukrainie drogę do NATO, „bo tam była korupcja”, a poza tym „nie chciała prowokować prezydenta Rosji”, czułam się, tak jak człowiek powinien się chyba czuć w teatrze. Przeniesiona w inną rzeczywistość, alternatywne sfery. Tylko to uczucie nie opuściło mnie po opuszczeniu fotela. Ona tam jest, na tej realnej politycznej scenie. Zastygła w samozadowoleniu. Bez widoków na rozliczenie, bo wtedy trzeba by rozliczyć wszystkich dookoła. Podgryźć nie tylko Schrödera czy Schwesig, ale i Steinmeiera, Gabriela, większość czynnych niemieckich parlamentarzystów, szefów stowarzyszeń, fundacji, koncernów, think tanków i innych. Postkanclerska Merkel nie rozwiązuje zagadek kryminalnych, nie ma mopsa i nie snuje się po brandenburskich cmentarzach. Florencja zamiast Buczy, buta zamiast skruchy, kontynuacja zamiast „Zeitenwende”. Pani Bismarck nie potrzebuje emerytury. Odpoczywa, rządząc.

 



Źródło: Niecodzienna, niezalezna.pl

#Niemcy #Angela Merkel

Olga Doleśniak-Harczuk