Zdaniem analityka PISM - Marcina Terlikowskiego, na zbliżającym się szczycie NATO w Wilnie zostaną przyjęte plany obronne przed ewentualną agresją rosyjską. "To bardzo duże osiągnięcie Sojuszu. (...) Jednak to od państw członkowskich będzie zależeć, czy wydadzą pieniądze, by wypełnić te plany, kupując sprzęt czy szkoląc wojska" - stwierdził.
Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa międzynarodowego - został zapytany o to, jakie najważniejsze kwestie zostaną poruszone na dwudniowym szczycie Sojuszu Północnoatlantyckiego w Wilnie, zaplanowanym na 11-12 lipca.
Według niego, najważniejszą decyzją - o której, jak podkreślił, już wiadomo, że zostanie na szczycie podjęta - będzie decyzja o stworzeniu planów obrony terytorium NATO przed ewentualną rosyjską agresją
"Przyjęcie takich planów będzie prowadziło do stworzenia puli sił przeznaczonych do użycia w operacji obronnej"
W jego ocenie - "to bardzo ważna rzecz i bardzo duże osiągnięcie Sojuszu".
"Pierwszy raz od czasów zimnej wojny państwa członkowskie NATO zgodziły się, że potrzebne są sprecyzowane plany wojskowe, które będą mówiły, w jaki sposób i jakimi siłami będziemy bronić się przed Rosją. Do tej pory tego nie było, były bardzo ogólne czy cząstkowe plany"
Dodał, że tego typu plany mogą np. wskazywać, jakie siły i jakie możliwości będą wymagane od poszczególnych państw członkowskich Sojuszu do szybkiej reakcji na wypadek rosyjskiej agresji. "W Wilnie będzie to święto sojuszniczej solidarności - i od tego momentu zacznie się jej przekładania na konkretne zobowiązania dla konkretnych państw" - podkreślił jednak Terlikowski.
"Od państw członkowskich zależy, czy w ciągu następnych 2, 5, czy 10 lat wydadzą pieniądze, by zbudować takie możliwości - np. wyposażyć jednostki w nowe czołgi, nowe systemy obrony przeciwlotniczej, zwiększyć liczbę żołnierzy w tych jednostkach i wysłać ich na ćwiczenia. To, co zostanie przyjęte w Wilnie, to jest zadanie dla NATO na następnych kilka lat, jeśli nie dekad. Dopiero wypełnienie tego planu będzie w pełni znaczyło, że NATO jest w stanie skutecznie obronić się przed Rosją"
Terlikowski podkreślił jednak, że dla realizacji tych celów - np. zadania kosztownego wyposażenia stale gotowej ciężkiej brygady pancernej przez dane państwo członkowskie - znaczenie będzie miało to, jak w Europie będzie postrzegana Rosja i stwarzane przez nią zagrożenie.
"Jeżeli Rosja będzie coraz bardziej pogrążona w problemach wewnętrznych i jeśli taki obraz będzie się przebijał do opinii publicznej, to powstanie obraz Rosji słabej, która nie stanowi żadnego zagrożenia. Wtedy może dojść do tego, że te plany nie zostaną wypełnione - będą świetnymi planami obrony przed Rosją, które zostaną na papierze"
Analityk dodał, że z drugiej strony pewien nacisk na europejskie państwa NATO, by wypełniły swoje zobowiązania, mogą położyć Stany Zjednoczone.
"USA już teraz nie zamierzają być państwem, które z definicji wypełni wszystkie luki w obronie sojuszniczej - a do tej pory trochę tak to działało. (...) Jeżeli okazywało się, że europejscy sojusznicy jakiejś zdolności nie mają, to w to miejsce z automatu wchodzili Amerykanie, którzy te zdolności zapewniali"
"Teraz Amerykanie mówią, że oni oczekują, że Europejczycy solidnie i uczciwie będą podchodzić do swojego bezpieczeństwa. To jest źródło pewnej presji, co pozwala oczekiwać, że niektórym państwom będzie trudniej się wykręcać i mniej poważnie te zobowiązania traktować"
Jak dodał, strategia obronna USA przewiduje m.in. wsparcie europejskich sojuszników w zdolnościach, których Europie brakuje - np. rozpoznania czy obrony przeciwlotniczej.
"Natomiast te główne siły, które mają odpowiadać za odstraszanie Rosji w Europie, mają być zbudowane przez Europejczyków"
Terlikowski ocenił również, że tym kontekście po szczycie w Wilnie można spodziewać się deklaracji państw sojuszniczych do zwiększania swoich wydatków na obronność. Jak zauważył, deklarowany często jako docelowy próg 2 proc. PKB na obronność to często za mało, by móc rozbudowywać własne zdolności tak, by mogły one sprostać wymaganiom związanym z planami obronnymi.
"Tych pieniędzy trzeba przeznaczyć wyraźnie więcej - bo to nie jest przecież tylko kwestia utrzymania, ale także formowania nowych jednostek, zakupu sprzętu czy rekrutacji nowych żołnierzy"
Ekspert stwierdził również, że nie należy spodziewać się decyzji o dalszym wzmacnianiu obecności sił Sojuszu na wschodniej flance - w Polsce czy krajach bałtyckich. Jak podkreślił, ta obecność została już wzmocniona po rosyjskiej napaści na Ukrainę w ubiegłym roku i w obecnej sytuacji kwestia zwiększania sił na stałe rozlokowanych na wschodniej flance nie jest w zasadzie dyskutowana.
Jak wskazał, wyjątkiem są tu uzgodnienia Litwy z Niemcami - państwem ramowy batalionowej grupy bojowej NATO na Litwie. Wedle tych ustaleń, jeżeli strona litewska będzie w stanie zapewnić odpowiednią infrastrukturę, to Niemcy są skłonne rozlokować na Litwie siły wielkości brygady, czyli kilka tysięcy żołnierzy.
"Powiedziałbym jednak, że nie jest prawdopodobne, by pozostałe państwa ramowe - USA, Kanada czy Wielka Brytania - poszły w tę strony i np. zwiększyły siły NATO w Polsce, na Łotwie czy w Estonii do poziomu brygady. (...) Przyjęta w Madrycie deklaracja zwiększania tych sił do poziomu brygady jest obecnie rozumiana jako gotowość do działania w sytuacji kryzysowej"
W piątek sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zapowiedział przedstawienie na szczycie Sojuszu w Wilnie, który odbędzie się 11-12 lipca, "trzech nowych, regionalnych planów obrony", aby przeciwstawić się "dwóm największym zagrożeniom dla naszego Sojuszu: Rosji i terroryzmowi".
Pierwszy z tych planów dotyczy północy - Oceanu Atlantyckiego i Arktyki Europejskiej, drugi - centrum, czyli regionu bałtyckiego i Europy środkowej, a trzeci - południa, czyli Morza Śródziemnego i Morza Czarnego. Sekretarz generalny NATO zapowiedział również zwiększenie wydatków Sojuszu na obronność o 8.3 proc. w 2023 roku. "To największy wzrost od lat" - ocenił Stoltenberg.