By to zrozumieć, trzeba wyjść poza histeryczne doniesienia mainstreamowych (lewicowo-liberalnych) mediów, które każdą decyzję Donalda Trumpa prezentują jako kolejny akt armagedonu w odcinkach. Trump obiecał swoim wyborcom, że do Ameryki wrócą miejsca pracy, światowa wymiana handlowa przestanie być niekorzystna dla USA i globalizacja przestanie wysysać dolary z kieszeni Amerykanów, i swoje obietnice zamierza spełnić. Czy są to działania korzystne dla Polski, Unii Europejskiej i innych krajów? Niekoniecznie, ale dlaczego mamy mieć pretensję do amerykańskiego przywódcy, że myśli przede wszystkim o interesie własnego kraju? Miejmy pretensję do takich przywódców (także Polski), którzy o tym podstawowym obowiązku zapominają.
Ważne są liczby
Patrzmy na liczby, a nie na komentarze. Ameryka naprawdę ucierpiała wskutek nierównowagi gospodarczej wywołanej globalizacją. Cła, którymi obłożono między innymi Unię Europejską, to odpowiedź na to, że amerykańskie produkty mają na rynki unijne drogę trudniejszą (i droższą) niż europejskie na amerykański. To nie atak, lecz odpowiedź, to nie początek, ale kolejna odsłona czegoś, co amerykański historyk i komentator Victor Davis Hansen nazywa asymetrycznym konfliktem gospodarczym. Ten konflikt trwa od dekad i USA w nim przegrywały.
Oczywiście nie oznacza to, że celem Trumpa jest zrujnowanie wszystkich poza USA. Jego działania (i zapowiedź kolejnych) to zaproszenie do negocjacji. Na to zaproszenie odpowiedzieli już przywódcy Izraela czy Wietnamu, którzy natychmiast zaczęli negocjować nowe warunki gospodarczej wymiany. Pewien jestem, że szybko dojdą do porozumienia. Trump chce przebudować system międzynarodowych relacji z korzyścią dla Ameryki. Jego działania nie są dyktowane jakimiś osobistymi urazami czy polityczną manią wielkości. Klucz do jego metody negocjacji znaleźć można w książce „The Art Of The Deal” (1987), którą Trump napisał z pomocą dziennikarza Tony’ego Schwartza. Nie lekceważmy jej. Okazała się pozycją tak istotną, że jeszcze wiele lat później ukazują się jej analizy (jak choćby znana z polskiego rynku „Sztuka negocjacji w stylu Donalda Trumpa” George’a H. Rossa).
Taktyka biznesowa Trumpa
Rozpoczynanie negocjacji od trzęsienia ziemi jest jednym z elementów taktyki Trumpa, po pierwsze przedstawia go jako trochę nieobliczalnego, po drugie ten, kto na początku stawia bardzo wygórowane żądania, ten ma potem z czego ustępować podczas negocjacji. Jeśli chodzi o kontekst polityczny, to nie mam wątpliwości, że styl Trumpa i efekty jego działań już w fotelu prezydenckim będą arcyciekawym przedmiotem analizy badaczy w przyszłości. Wpisują się w długi spór między zwolennikami Richarda Neustadta, który stawiał tezę, że siła prezydenta USA wypływa z jego osobistych działań jako potężnego gracza przekonującego z pozycji siły innych do rozmaitych działań („Presidential Power”, 1960), a klasycznym podejściem Edwarda Corwina. Ten ostatni w książce „The President: Office And Powers” (1940) przekonywał, że pozycja i potęga prezydenta USA leżą w samym urzędzie i ich granicami są z jednej strony precyzyjnie określone, daleko idące uprawnienia, ale z drugiej – wypływające z konstytucji ograniczenia. Myślę, że wiele spraw sądowych, które przeciwnicy Trumpa wytaczają obecnie, by zatrzymać jego działania, ma swoje korzenie także w tych dwóch różnych interpretacjach. Bez wątpienia Trump jest jednym z tych przywódców, którzy do maksimum wykorzystują możliwości, które dają mu urząd, i chętny jest, by wszelkie kwestie niejasne czy sporne (albo dotąd nierozstrzygane) rozstrzygać po własnej myśli. Jesteśmy więc na początku długiej wojny o granice uprawnień prezydenta USA, największej od czasu rozpychania się w urzędzie przez Franklina D. Roosevelta.
Wróćmy do wojny handlowej. Błyskawicznie usunęła w cień inne sporne kwestie; naraz z czołówek mediów zniknęła kwestia negocjowanej wciąż umowy USA z Ukrainą. Jest to dla Trumpa sytuacja korzystna, ale przecież nie taki był cel nakładanych ceł. O powodach ekonomicznych już wspomniałem, teraz czas na polityczne. System sojuszy opartych na modelu bogatego patrona, który zapewnia militarną ochronę, a jednocześnie daje się ogrywać sojusznikom w kwestiach gospodarczych, ma odejść w przeszłość. Zastąpić go chce Trump systemem sojuszy handlowych, które negocjowane są bardzo precyzyjnie i likwidują gospodarczą asymetrię. Patrzeć jednak trzeba łącznie na gospodarkę i politykę.
Polityka celna do zmiany
Działania Waszyngtonu mają skłonić partnerów nie tylko do zmian w polityce celnej – także do zmian politycznych. W niezwykle trudnej sytuacji znalazło się jądro decyzyjne Unii Europejskiej, głównie Niemcy, które dotąd na eksporcie do USA najwięcej korzystały. Innym krajom nie musi być w smak, że staną się ofiarą sporu USA–Niemcy. Najlepiej byłoby negocjować na własną rękę korzystne dla siebie warunki. Ale Unia występuje jako jeden organizm, co oznacza dziś wzrost napięć między krajami, które mają różne interesy. Dlaczego inni mają płacić za decyzje Niemiec?
Trump występujący w sojuszu z graczami big tech chce także skłonić Unię Europejską do wycofania się z pomysłów cenzurowania internetu (i ograniczania działalności firm takich jak Meta) oraz opresyjnych interpretacji prawa używanego do zwalczania politycznych przeciwników. Jest to zarówno w interesie ekonomicznym big techu, jak i politycznym Trumpa, bo wzmacnia antybrukselskie partie polityczne. Trump, jak się wydaje, chce nie tylko „make America great again”, ale także użyć hasła „make Europe great again” i powrotu do wartości, o których mówił J.D. Vance w Monachium – do rozbicia unijnego Lewiatana. Waszyngton stawia elity unijne, Europę w trudnej sytuacji: aby gospodarka Starego Kontynentu była konkurencyjna, będzie musiała wycofać się z rozmaitych regulacji, Zielonych Ładów i ograniczeń w wymianie usług. Inaczej czeka ją gospodarcza implozja lub samobójczy zwrot w kierunku bycia handlowym junior partnerem Chin.
Mamy wreszcie kwestie militarne. Sądzę, że jedną z kwestii poruszanych w zakulisowych negocjacjach między USA a Europą w kwestii ceł będzie także sprawa zwiększonych inwestycji w zbrojenia i obronność, a także ułożenie nowych zasad pomocy Ukrainie. W sytuacji, gdy zyski z umowy minerałowej trafiać będą głównie do USA, a na odbudowę Ukrainy potrzebne będą olbrzymie pieniądze, Trump będzie chciał nakłonić europejskich partnerów po pierwsze do transferu takich funduszy, po drugie do zbrojenia Kijowa i siebie samych, ale poprzez zakup amerykańskich technologii wojskowych i broni.
Wszystkie te działania układają się także w scenariusz ekonomicznego i militarnego powstrzymywania Rosji. Dopiero co amerykański „Newsweek” opisał, jak wprowadzone już przez Trumpa cła kosztowały Moskwę grube miliardy dolarów, mimo że samej Rosji w nowych tabelach nie uwzględniono. Ciąg dalszy nastąpi. „Dzień wyzwolenia” ogłoszony przez amerykańskiego prezydenta to początek wielkiej batalii o nowy porządek globalny. Ten dzień będzie trwał bardzo długo – zapewne dłużej niż druga kadencja Trumpa.
Piotr Gociek – pisarz, publicysta, krytyk, związany z tygodnikiem „Do Rzeczy” i portalem Literacki.com.pl; współautor podcastu filmowego „Się Zobaczy” na kanale YT „Otwarta Konserwa”
#GPC: KE nielegalnie wykorzystywała unijne środki, aby wpływać na wyniki wyborów - czytaj we wtorkowej "Codziennej" oraz na https://t.co/1HYRtWiDJA
— GP Codziennie (@GPCodziennie) April 7, 2025
Wygodna prenumerata elektroniczna » https://t.co/5oUNtNfQBb pic.twitter.com/Qe5eN7JvEU