Służby bezpieczeństwa na Białorusi ostrzegają władze w Mińsku, że w kraju mogą wybuchnąć masowe protesty społeczne, podobne do tych, które opanowały kraj po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku. Reżim dodatkowo obawia się buntu wśród więźniów politycznych, skazanych za krytykowanie dyktatury Alaksandra Łukaszenki.
Zła sytuacja gospodarcza kraju, zaangażowanie się po stronie Rosji w wojnie na Ukrainie, wreszcie coraz większe represje wobec społeczeństwa obywatelskiego – powodów do masowych protestów na Białorusi jest dużo. Wiedzą o tym podległe Łukaszence struktury siłowe, które ostrzegają dyktatora, że taki scenariusz jest możliwy w najbliższych miesiącach.
Z kolei zdaniem wiceministra spraw wewnętrznych Białorusi, Nikołaja Karpienkowa, bunt wobec władz może wybuchnąć także w zakładach karnych. Nie sprecyzował, o jaką grupę więźniów chodzi, jednak opozycyjne profile w serwisie społecznościowym Telegram wskazują, że gniew najbardziej rośnie wśród więźniów politycznych, aresztowanych i skazanych za krytykowanie Łukaszenki. Z dostępnych informacji wynika, że władze w Mińsku nakazały resortom siłowym przećwiczenie procedur tłumienia buntów w zakładach karnych.
W październiku w jednym z wywiadów dla reżimowej białoruskiej telewizji, Karpienkow nazwał przeciwników Łukaszenki "wściekłymi psami".
Tak na prawdę zasługują oni na jedno. Na śmierć
– wskazał wiceszef MSW.
Замминистра внутренних дел Николай Карпенков заявил, что оппоненты режима Лукашенко заслуживают смерти.
— Зеркало | Новости (@zerkalo_io) October 3, 2022
«Бешеные псы, которые заслуживают только одного».https://t.co/pAarCVsqBj pic.twitter.com/msHHlNl0lc
Protesty na Białorusi wybuchły w sierpniu 2020 roku, po sfałszowaniu wyników wyborów prezydenckich, w których, zdaniem Mińska, rzekomo z miażdżącą przewagą wygrał Alaksander Łukaszenka. Były to największe protesty w historii Białorusi. Zginęły co najmniej 4 osoby, a co najmniej 33 tys. poddano represjom. Protesty stłumiono po 25 marca 2021 roku.