Niemcy w specyficzny sposób zachowują się od początku wojny na Ukrainie. Gdy w środę media poinformowały, że minister obrony Niemiec Christine Lambrecht przygotowuje nowe dostawy broni dla Ukrainy "niespodzianka była duża" - zwłaszcza w Kijowie, bo lista broni dla Ukrainy nie była uzgadniana z nikim na Ukrainie.
Jak dowiedział się niemiecki dziennik z kręgów rządowych w Kijowie, "w ostatnich tygodniach nie było uzgodnienia co do tego, jakiej broni Ukraina potrzebuje na obecnym etapie wojny".
Ukraina otrzymała listę dopiero w czwartek, ale nie z ministerstwa obrony Niemiec, tylko... z resortu gospodarki, o czym "Die Welt" dowiedział się od przedstawicieli ukraińskich kręgów rządowych.
- W czwartek po południu delegacja ukraińska pod przewodnictwem byłego mistrza świata w boksie Wołodymyra Kliczki, brata mera Kijowa Witalija Kliczki, spotkała się z ministrem gospodarki Robertem Habeckiem w jego ministerstwie. Według ukraińskich kręgów rządowych, na prośbę Kliczki, listę przekazał tam sekretarz stanu Sven Giegold
- informuje gazeta.
"To denerwuje ukraiński rząd nie tylko z powodu złego stylu. Jest to również prawdziwy problem z przyczyn taktycznych. Kręgi rządowe w Kijowie zwracają uwagę, że wojna weszła w nową fazę" - pisze "Die Welt". Armia rosyjska unika walki bezpośredniej i ostrzeliwuje pozycje ukraińskie z wyrzutni rakietowych i dział artyleryjskich z odległości 20-30 kilometrów.
Dlatego Ukraina potrzebuje teraz innej broni – takiej, która nie była priorytetem na początku wojny. "Należy się obawiać, że na liście nie ma broni, której szczególnie potrzebujemy w tej fazie wojny" – twierdzą kijowskie kręgi rządowe.