„Rozmawiałem z estońskim analitykiem, który ma dostęp do informacji i którego uważam za jednego z najlepszych, jakich mamy [w Estonii – przp.red.]. Jego główny wniosek: „Niebezpieczeństwo jeszcze nie zniknęło, ale są powody do bardzo ostrożnego optymizmu. Rosyjski postęp wyraźnie utknął w martwym punkcie”” – czytamy we wpisie Holger’a Roonemaa’y na Twitterze.
🧵I talked with an Estonian analyst who has access to info and who I regard as one of the best we have here. His main conclusion: "The danger is far from over but there is reason for a very cautious optimism. Russian advance has clearly stalled." More below:
— Holger Roonemaa (@holger_r) March 11, 2022
Dziennikarz zauważa, że ocenie jego źródła od ostatniej soboty na frontach jest stosunkowo stabilnie. „Oczekuje się przegrupowania jednostek rosyjskich i nowej linii ataku, ale jak dotąd niewiele jest na to dowodów. „Jeżeli Rosja nie osiągnie znaczącego postępu do końca tygodnia, trudno wyobrazić sobie, że to w ogóle nastąpi”. Linia ataku podzieliła się na dwie, jedna w kierunku Mikołajowa, druga w kierunku Krzywego Rogu. Stanowi to poważne zagrożenie dla sił rosyjskich, ponieważ linie zaopatrzeniowe Rosjan, które jak wiemy są marne, będą rozciągnięte na jeszcze dłuższej przestrzeni. „To daje Ukraińcom mnóstwo okazji do „rozbicia ich na kawałki”” – pisze Estończyk.
Niewiele Kremlowi pomoże sprowadzenie najemników czy białoruskich sił.
„Powstaje pytanie, czy Moskwa zmusza dziś Łukaszenkę do wysłania wojsk z Białorusi, ale motywacja białoruskich jest jeszcze mniejsza niż rosyjskich. „Narodowe i antyrosyjskie środowisko zachodnioukraińskie byłoby wobec nich wyjątkowo wrogie”. Pomysł sprowadzenia syryjskich bojowników jest bardzo desperacki. „Jedno to walka na wąskich uliczkach arabskich miast. Co innego walka w Kijowie czy Charkowie, gdzie bulwary mają 100 metrów szerokości”. Analityk odniósł się również do zimnego klimatu i niskich morale Syryjczyków”
– czytamy.
„Co dotyczy możliwej mobilizacji w Rosji. To było na porządku dziennym podczas piątkowego posiedzenia w Radzie Federacji i Dumie Państwowej RF, ale rzekomo wysokiej rangi wojskowi przekonali Putina zmienić zdanie. „Jednostki rezerwowe nie przeszły szkoleń, nawet nie ma dla nich wystarczającej liczby mundurów”. — W [białorusko-rosyjskich – przyp.red.] ćwiczeniach Zapad [przy granicy z Litwą i Polską – przyp.red.] udział wzięło bardzo niewielu rezerwistów. Na tych kilka tysięcy, którzy zwykle są włączani w ćwiczenia, oficerowie skarżyli się, że „zepsuli” oni manewry”. Zmęczenie jednostek rosyjskich jest „potężne”. Jedna trzecia została wymieniona, ale nadchodzące jednostki są jeszcze gorszej jakości. Jeszcze jedna trzecia została zniszczona, zabita lub ranna. Przeformowanie jednostek nie wpływa dobrze na zdolności bojowe”
– twierdzi źródło cytowane przez dziennikarza.
„Ukraińska kontrofensywa dotychczas miała małą skalę, ale w momencie, gdy Rosja przestaje działać, [Kijów – przyp.red.] ma środki, by rozpocząć nacisk. Pierwszym celem byłoby wypędzenie Rosjan z północnej części kraju (Kijów i Charków). Na południu będzie trudniej odzyskać teren, także ze względu na ukształtowanie terenu. „W stepie będzie się otwartym celem z powietrza”” – pisze Roonemaa.
„Jeżeli chodzi o brak rakiet w Rosji. „Putinowi powiedziano, że miał 10 tys. pocisków. W rzeczywistości miał 1 tys. To dziwne, że nie pamiętał, jak okłamywał własnych szefów jako młody oficer KGB. Takie kłamstwo jest powszechne w tej kulturze”” – czytamy.