Sobotnie wydarzenia, które rozgrywały się w Rosji z pewnością przejdą do historii. I to nie tylko tego kraju. Choć Wagnerowcy zrezygnowali z pomysłu dotarcia do Moskwy, Kreml poszerza krąg "winowajców", wychodząc poza granice Rosji. Padło na francuskiego prezydenta - Emmanuela Macrona, który do tej pory dał się poznać jako raczej sympatyk rosyjskich władz. "Prezydent Francji Emmanuel Macron dostrzegł w buncie Grupy Wagnera okazję do zadania Rosji strategicznej klęski" – uważa jednak Siergiej Ławrow, szef rosyjskiego MSZ. Ciekawe skąd taka teza...
Jak ocenił rosyjski minister: "myślę, że tutaj nawet uczeń ósmej klasy zrozumie stanowisko wyrażone przez Macrona, który wyraźnie dostrzegł w obecnym rozwoju wydarzeń szansę na zrealizowanie zagrożenia, które jak mantra powtarzane jest przez przywódców NATO, że Ukraina zada Rosji strategiczny cios".
Nieco wcześniej Macron - w komentarzu udzielonym francuskim mediom na temat sobotniego wojskowego puczu Grupy Wagnera w Rosji stwierdził, że Paryż wraz z głównymi partnerami śledzi "z godziny na godzinę" rozwój sytuacji. Prezydent Rosji apelował ponadto o ostrożność, zaznaczając, że sytuacja jest "rozwojowa".
W sobotę od godzin porannych tematem numer jeden w mediach na całym świecie była sytuacja w Rosji, którą wywołał bunt najemników z Grupy Wagnera pod wodzą Jewgienija Prigożyna, znanego z ksywki "kucharz Putina".
Po ostrzelaniu przez rosyjskie siły zbrojne oddziałów Prigożyna, jej szef wszczął w piątek bunt, ogłaszając "marsz na Moskwę". Faktycznie, realizowano tą zapowiedź go do pewnego momentu. W sobotę wieczorem, około 200 km od rosyjskiej stolicy, wydał on rozkaz do odwrotu. Jak tłumaczył - nie ma sensu doprowadzić do "rozlewu rosyjskiej krwi".
W procesie negocjacyjnym miał uczestniczyć białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenka, który działając w porozumieniu z rosyjski prezydentem Władimirem Putinem, przedstawił propozycję deeskalacji napięcia i... opcję gwarancji dla Grupy Wagnera.
Co ciekawe, liczebność sił, którymi dysponował szef Wagnerowców, szacuje się na 25 tys. ludzi. Kolumny zmierzające do Moskwy liczyły jednak znacznie mniej - maksymalnie 4 tys. W czasie swojego natarcia, Wagnerowcy zestrzelili kilka samolotów armii rosyjskiej i zabili kilkunastu żołnierzy sił rosyjskich.