"Jewgienij Prigożyn, związany blisko z rosyjskim wywiadem, wykorzystywał Republikę Środkowoafrykańską i Mali do wzniecania antyzachodnich sentymentów czy zdobywania sympatii dla rosyjskiego prezydenta Władimira Putina" - przypomina Yade. "Bunt wpłynie na działania wagnerowców w tych krajach oraz w Libii i Sudanie, gdzie najemnicy są również obecni" - dodaje.
Do niedawna interesy Kremla i Prigożyna były zbieżne, teraz państwa afrykańskie będą zmuszone do rozmawiania z dwoma rosyjskimi podmiotami
- wskazuje ekspertka. "Bez tego ważnego elementu, jakim dla Moskwy była Grupa Wagnera, nie sądzę, żeby jej wpływy w Afryce pozostały silne" - ocenia.
Powstaną małe grupki?
Izraelski analityk Yonatan Touval zauważa w rozmowie z portalem Middle East Eye, że rosyjska obecność w Afrycie i na Bliskim Wschodzie - w związku z wojną przeciwko Ukrainie - znacząco słabnie. Zaznacza, że głównym pytaniem pozostaje to, czy niedawny bunt Prigożyna stworzy w regionach próżnię, która doprowadzi do ich dalszej destabilizacji, szczególnie w Syrii i Libii.
Nie możemy wykluczyć, że po stłumieniu buntu komórki Grupy Wagnera w Afryce mogą przerodzić się w zupełnie niekontrolowane struktury, budujące związki z lokalnymi aktorami bez konsultacji z Kremlem
- ostrzega z kolei Kiril Semienow.
Łamali wszelkie zasady
Ocenia się, że w Afryce działa ok. 5 tys. najemników z Grupy Wagnera - podaje organizacja Council on Foreign Relations (CFR). "Głównym celem Rosji w Afryce jest budowa związków dyplomatycznych, wykorzystywanych później w głosowaniach w Organizacjach Narodów Zjednoczonych" - wskazuje Thomas Graham z CFR.
Wagnerowcy wspierali m.in. afrykańskich przywódców w walce z rebeliantami, w zamian otrzymując np. koncesje na wycinkę lasów czy eksploatację kopalni złota. Najemników oskarżano o liczne przypadki łamania praw człowieka, jak pozasądowe zabójstwa czy montowanie min w obszarach zamieszkanych przez cywili.