Choć tegoroczne Boże Narodzenie dla wszystkich jest inne, szczególnie trudne będzie dla kilku tysięcy kierowców ciężarówek - w większości Polaków - którzy w Dover i okolicach czekają na przeprawę przez kanał La Manche i spędzą je w samochodach lub na parkingach.
W Dover, które od kilku dni jest kompletnie zakorkowane przez ciężarówki, mieszały się we środę wieczorem smutek i rezygnacja z frustracją, a nawet wściekłością. Smutek i rezygnacja, bo wszyscy mają świadomość, że na powrót do Polski na Święta nie było już żadnych szans. Frustracja i wściekłość - z powodu braku informacji, braku dostępu do łazienek czy toalet, decyzji francuskich władz, przez którą powstał ten korek, bezradności brytyjskiej policji.
"To bardzo specyficzny zawód. Niektórzy kierowcy robią krótkie kursy, tam i z powrotem, ale spora część wyjeżdża w trasę na kilka tygodni, a później wraca do domu na tydzień czy dwa. To bardzo odbija się na życiu rodzinnym, stąd wśród kierowców jest tylu rozwodników"
- opowiada jeden z polskich kierowców, Przemek. On w trasie jest od początku listopada.
"Z jednej strony, każdy wie, z czym łączy się ta praca. Z drugiej - tu jest teraz mnóstwo osobistych dramatów. To, że na Sylwestra wiele razy byłem w trasie, to drobiazg, ale Boże Narodzenie każdy jednak chce spędzać w domu, z rodziną. Ja w tym roku miałem pierwszy raz od pięciu lat spędzać święta z córką z pierwszego małżeństwa. Ale w końcu musiałem jej powiedzieć, że nie przyjadę. I takie rzeczy bolą bardziej niż cokolwiek innego" - mówi.
Część kierowców, zapytana o to, jak sobie wyobraża spędzenie świąt w takiej sytuacji, ze smutkiem, ale jednak spokojnie odpowiada, że usiądzie koło samochodów, coś razem zjedzą, wypiją i jakoś to będzie. Ale u niektórych widać było buzującą wściekłość, którą podsyca wypijane dla zabicia czasu piwo. Już w środę rano, kiedy mimo tego, że Francja otworzyła granicę, kolejka na prom się nie ruszyła, doszło do przepychanek między sporą grupą kierowców a policją.
Dover raz jeszcze. Wiedziałem, że dużo ciężarówek tam czeka, ale dopiero ten filmik pokazuje skalę. Masakra. pic.twitter.com/gvsHsAuCyS
— Konsul Honorowy San Escobar w PL 🇵🇱🇪🇺 (@San_Escobar_) December 24, 2020
"Jak długo można tak trwać, skoro nie mamy nawet toalety, do której można pójść. Zwierzęta tu mają lepiej. Jeśli coś się nie ruszy, to ludzie po prostu nie wytrzymają"
- ostrzega jeden z nich.
Jak podawały we środę rano brytyjskie media, w hrabstwie Kent, skąd odpływają promy do Francji i gdzie znajduje się wjazd do tunelu pod kanałem La Manche, w kolejkach czekało już ok. 6000 ciężarówek. Te korki to efekt niedzielnej decyzji władz Francji, które z powodu rozprzestrzeniającej się w Anglii nowej odmiany koronawirusa, zamknęły na 48 godzin granicę dla przyjazdów z Wielkiej Brytanii, przy czym nie dotyczyło to tylko ruchu pasażerskiego, ale też transportu towarów. W środę granica została otwarta, ale tylko dla osób mających negatywny wynik testu na obecność koronawirusa, a w środę do wieczora uruchomione zostały tylko dwie mobilne stacje testowania. W Dover, mimo obietnicy - jeszcze nie.
Polskim kierowcom, którzy stanowią największą grupę wśród czekających na wyjazd z Wielkiej Brytanii, pomagają służby konsularne, a także organizacje polonijne i wiele osób prywatnych.
Sky News understands that a mobile COVID testing station is being set up at the entrance to Dover ferry port to try and clear the blockade.@skymarkwhite gives an update on the mood amongst drivers and local residents.
— Sky News (@SkyNews) December 23, 2020
Get the latest on #COVID19: https://t.co/ewNGpBU64U pic.twitter.com/V4N9R1jLqL
"Sytuacja jest bardzo trudna, bo liczby czekających na wyjazd kierowców idą w tysiące, a każdy chciałby być z rodziną na święta. Dostajemy dużo telefonów, również od rodzin, z pytaniami, kiedy ta sytuacja zostanie rozwiązana. Staramy się być tutaj codziennie, aby dostarczać jedzenie, wodę i tę naszą pomoc będziemy kontynuowali przez najbliższe dni, a dzisiaj i jutro do tego standardowego jedzenia dokładamy ciasta świąteczne. To oczywiście nie zastąpi ciepła rodzinnego, ale jest symbolem solidarności i cieszymy się, że jesteśmy świadkami dużej mobilizacji różnych organizacji i ludzi dobrej woli, którzy dostarczają kierowcom jedzenie, środki czystości, ale też dodają im wsparcia"
- mówił w środę wieczorem konsul RP w Londynie Mateusz Stąsiek.
Według władz brytyjskich rozładowanie kolejek w Dover i okolicach potrwa co najmniej 3-4 dni.