Jedną z największych niespodzianek tych wyborów była wygrana Joe Bidena w prawicowej Georgii. Okazuje się, że mogło do niej dojść dzięki programowi finansowanemu przez twórcę portalu Facebook Marka Zuckerberga.
Georgia to raczej prawicowy stan. Ostatnim Demokratą, który wygrał w nim wybory prezydenckie, był Bill Clinton w 1992 roku. W 2016 roku Trump pokonał w nim Hillary Clinton o ponad 5 proc. Mało kto spodziewał się, że w tym roku Bidenowi uda się w nim wygrać. Tak się jednak stało – przy 99 proc. policzonych głosów otrzymał ich o 0,3 proc. więcej niż Trump. Z powodu minimalnej różnicy głosy w tym stanie na pewno będą ponownie liczone.
Niektórzy komentatorzy uważają, że mogło tak stać się przez kandydatkę Partii Libertariańskiej Jo Jorgensen, która w tym stanie zdobyła 1,2 proc. głosów. Pojawiła się jednak inna teoria. W tych wyborach Biden dostał w Georgii 221 751 głosów więcej niż Clinton w 2016. 76 proc. tych dodatkowych głosów, 168 703, oddano na niego w trzech hrabstwach – Cobb, Fulton i Gwinnett. Według portalu Real Clear Politics Biden prowadzi nad Trumpem w tym stanie o zaledwie 10 610 głosów (stan na poniedziałek, 9 listopada).
Te trzy hrabstwa mają ze sobą jedną wspólną rzecz. Skorzystały z funduszy z programu Bezpieczne Wybory prowadzonego przez Centrum Technologii i Życia Społecznego (CTCL). Głównym sponsorem tej organizacji jest twórca Facebooka Mark Zuckerberg. Od 1 września przekazał razem z żoną na projekt Bezpieczne Wybory 350 milionów dolarów.
Trzy hrabstwa, które dały Bidenowi zwycięstwo, otrzymały z tego programu łącznie 15,8 miliona dolarów. Komisja Wyborcza hrabstwa Cobb dostała we wrześniu 5,6 miliona, hrabstwo Fulton dostało 6 milionów a hrabstwo Gwinnett 4,1 miliona. Pieniądze te posłużyły do kupna maszyn do liczenia głosów, sfinansowania dodatków szkodliwych dla urzędników wyborczych, zatrudnienia tymczasowych pracowników etc. Użyto ich również, co najważniejsze, do sfinansowania reklam głosowania korespondencyjnego.
Oficjalnie program Bezpieczne Wybory był apolityczny i jego celem było wsparcie w organizowaniu bezpiecznych i uczciwych wyborów. Od razu pojawiły się jednak wątpliwości co do tego, czy aby na pewno jest bezstronny. Głównie dlatego, że jedną z założycielek CTCL była Tiana Epps-Johnson, która w latach 2012-2015 pracowała jako dyrektor administracyjny ds. wyborów w organizacji New Organizing Institute. Lewicowy Washington Post w 2014 roku nazwał tę organizację „Hogwartem Partii Demokratycznej dla cyfrowych czarodziejów”.
- „Zarządzanie wyborami w Georgii przyniosło wstyd całemu stanowi. Mieszkańcy Georgii są oburzeni i mają ku temu powody. Od początku mówiliśmy jasno: każdy legalny głos ma być policzony, każdy nielegalny głos ma być odrzucony. I musi być transparencja i jedność w procesie liczenia głosów. To nie jest trudne do zrozumienia. To nie jest partyjne. To jest amerykańskie. Wierzymy, że jeśli trafią się porażki, to trzeba o nich mówić – nawet jeśli mają miejsce w twojej własnej partii”
- napisali.
- „W tegorocznych wyborach w Georgii było zbyt wiele porażek i te ostatnie sprawiły, że cały kraj mówi o naszych problemach. Chociaż wina bez wątpienia leży też gdzie indziej, to ostatecznie odpowiedzialność ponosi sekretarz stanu. Złe zarządzanie i brak transparencji z jego strony są nieakceptowalne. Uczciwe wybory są podstawą demokracji”
- dodali.