Agencja Associated Press opublikowała wyniki półrocznego śledztwa, które jej dziennikarze przeprowadzili przy pomocy badaczy z Uniwersytetu Oksfordziego, dotyczącego aktywności Chin w zachodnich mediach społecznościowych. Okazało się, że używają oni armii botów do wzmacniania swojego przekazu propagandowego.
Chiny mają bardzo utylitarny stosunek do mediów społecznościowych. Znakomita większość zachodnich, w tym Twitter i Facebook, jest w tym państwie zakazana. Zamiast nich Chińczycy mają do dyspozycji lokalne alternatywy jak Weibo czy WeChat, które są pod pełną kontrolą komunistycznej cenzury. Wykorzystują za to zachodnie społecznościówki jako narzędzie w prowadzonej na szeroką skalę wojnie o pozyskanie opinii publicznej. Prezydent Xi Jinping wkrótce po objęciu władzy stwierdził, że „na internetowym polu bitwy to, czy możemy wytrwać i wygrać jest bezpośrednio związane z ideologicznym i politycznym bezpieczeństwem naszego kraju”.
Chiny toczą tę wojnę przy pomocy dwóch głównych narzędzi. Jednym z nich są oddziały państwowych mediów publikujące w obcych językach, jak angielski, hiszpański czy arabski. Drugim są dyplomaci. Jak zauważa AP co najmniej 270 chińskich dyplomatów z różnych państw jest aktywna na Twitterze i Facebooku, a państwowe media kontrolują co najmniej 179 mediów na tych platformach. W okresie między czerwcem 2020 i lutym 2021, który analizowali dziennikarze AP i badacze z Oksfordu, konta te opublikowały blisko 950 tysięcy. Trzy czwarte dyplomatów założyło swoje konta w okresie dwóch ostatnich lat, co wskazuje na to, że chińscy komuniści traktują te działania poważnie.
Chińskie konta miały też imponujące reakcje. Jak obliczyli autorzy analizy te 950 tysięcy wpisów zostało polubione przez ponad 350 milionów internautów, a liczba odpowiedzi na nie i podań dalej sięgnęła 27 milionów. Po przeanalizowaniu danych okazało się jednak, że ich zasięgi były sztucznie wzmacniane przez armię fałszywych kont.
Taka forma promocji w mediach społecznościowych polega na tym, że osoba ją stosująca – co może oznaczać również przedstawicieli korporacji czy rządu – ma pod mniej lub bardziej bezpośrednią kontrolą konta, których jedynym zadaniem jest wchodzenie w interakcje z promowanymi treściami, zostawianie pod nimi komentarzy i reakcji czy podawanie ich dalej. Większość tych kont jest zamaskowana tak, że na pierwszy rzut oka wygląda jak konta zwykłych użytkowników, chociaż publikowane na nich zdjęcia profilowe, z rodzinnych imprez itd. po bliższym przyjrzeniu się okazują się być albo kradzione albo fotografiami stockowymi. Szczególnie rozpowszechnione to zjawisko jest na Facebooku z powodu tego jak skonstruowany jest jego regulamin – każdy użytkownik może mieć na nim jedno konto osobiste, ale prowadzić dowolną ilość stron, które bez większego problemu można zamaskować tak, aby tylko uważny obserwator dostrzegł, że to nie są realne osoby.
Oprócz stwarzania wrażenia większego niż rzeczywiste zainteresowania i aprobaty dla publikowanych treści takie działanie pozwala je również promować z wykorzystaniem algorytmów stosowanych przez media społecznościowe. Te bowiem zwykle zwiększają zasięgi treściom, które budzą zainteresowanie użytkowników. Same platformy oczywiście nie lubią, kiedy ktoś wykorzystuje w ten sposób ich algorytmy i aktywnie walczą z tym zjawiskiem, usuwając podejrzane konta i blokując osoby, które dopuszczają się takiej manipulacji.
Jednym z najpopularniejszych chińskich dyplomatów w mediach społecznościowych jest Liu Xiaoming, który do niedawna był ambasadorem ChRL w Londynie a obecnie jest specjalnym reprezentantem ds. półwyspu koreańskiego. Od października 2019 roku, kiedy założył swoje konto na Twitterze, zdobył aż 119 tysięcy fanów. Agencja AP odkryła jednak, że jego popularność była najprawdopodobniej sztucznie zwiększana, W okresie trwania śledztwa ponad połowa podań dalej jego tweetów została dokonana przez konta, które Twitter zawiesił za łamanie ich regulaminu w kwestii manipulacji platformą. Jeśli chodzi o wszystkich chińskich dyplomatów razem, to aż 10% tweetów było podawane dalej przez takie konta.
Twitter starał się usuwać takie konta, ale to była walka z wiatrakami, gdyż na miejsce tych usuniętych od razu pojawiały się nowe. Co więcej zanim portal je zidentyfikował i usunął mijało sporo czasu, tygodnie lub nawet miesiące. Badacze ustalili, że niemal 27 tysięcy zidentyfikowanych przez nich kont podało dalej wpisy chińskich dyplomatów i państwowych mediów 200 tysięcy razy zanim zostały usunięte przez moderatorów. Podkreślają, że nie udało im się określić czy te konta były prowadzone przez chiński reżym, Twitter stwierdził, że prowadzi w tej sprawie śledztwo i ujawni efekty po jego zakończeniu.
Od jakiegoś czasu media społecznościowe oznaczają konta powiązane z obcymi rządami. Jak zauważyli autorzy analizy w wypadku Chin system ten nie działa zbyt dobrze. Twitter zaczął w zeszłym roku oznaczać konta „ważnych urzędników rządowych” i państwowych mediów, ale w wypadku kont chińskich dyplomatów oznaczył tak zaledwie 14% wszystkich (stan na 1 marca), nie oznaczając tak nawet kont, które sam zweryfikował i nadał im status kont osób publicznych. W odpowiedzi na zapytanie AP przedstawiciele Twittera odparli, że ich regulamin nie nakazuje oznaczania w ten sposób wszystkich kont, ale nie wyjaśnili, jak są one wybierane.
Facebook nie oznacza kont dyplomatów, ambasad itp. ale od zeszłego roku oznacza konta państwowych mediów. Badacze stwierdzili, że w wypadku próbki 95 kont prowadzonych przez chińskie media państwowe w języku angielskim FB oznaczył dwie trzecie. Znacznie gorzej mu jednak poszło z oznaczaniem kont prowadzonych w innych językach, jak francuski, hiszpański czy arabski – w tym wypadku liczba oznaczonych kont była mniejsza niż 1/4. Dopiero po zgłoszeniu ich przez AP oznaczono 41 kolejnych stron, dzięki czemu ogólnie oznaczone jest już ok. 90%.
Te oznaczenia robią ogromną różnicę, jeśli chodzi o rozprzestrzenianie chińskiej propagandy. Analiza grupy badawczej China Media Project pokazała, że po sierpniu 2020, kiedy Twitter zaczął oznaczać chińskie media państwowe, użytkownicy tej platformy rzadziej zostawiali polubienia i podawali dalej tweety z tak oznaczonych kont. Zauważył to również Hu Xijin, naczelny China Global Times. Już 14 sierpnia żalił się na Twitterze, że od przyznania mu takiego oznaczenia liczba osób śledzących jego konto drastycznie spadła.
Eksperci uważają, że działalność chińskich komunistów w mediach społecznościowych przynosi założone skutki. „Mamy do czynienia z sejsmiczną, ogromną zmianą narracji” - skomentował Timothy Graham, wykładowca z politechniki w Queensland specializujący się w mediach społecznościowych - „Delikatnie nią steruj w dłuższym czasie a może mieć ogromny wpływ”. Jacob Wallis, analityk z Centrum Międzynarodowej Polityki Cyfrowej Australijskiego Instytutu Polityki Strategicznej zauważył, że ta działalność to ogromne wyzwanie dla zachodnich demokracji, gdyż nie mogą mu przeciwdziałać. Chińscy komuniści mogą bez większego problemu wykorzystywać media społecznościowe do zdobywania wpływów na Zachodzie, ale Zachód nie może z powodu skrajnej cenzury robić tego samego w Chinach.