„System międzynarodowego handlu jest zepsuty” – pisał 7 kwietnia na łamach „Financial Times” Peter Navarro. „Doktryna ceł odwetowych Donalda Trumpa go naprawi” – dodawał doradca prezydenta ds. handlu i produkcji. „To nie są negocjacje. Dla USA to narodowy stan wyjątkowy, wywołany deficytami handlowymi spowodowanymi niesprawiedliwym systemem” – stwierdzał kategorycznie Navarro. Sekretarz Skarbu Scott Bessent przedstawiał dokładnie odwrotną wersję – Ameryka jest gotowa negocjować. Gdy 9 kwietnia Trump podjął decyzję po jego myśli, zawieszając wysokie cła dla sojuszników i partnerów i podwyższając te dla Chin, Bessent triumfował. „Miałem z nim [Trumpem – red.] długą rozmowę w sobotę i to była jego strategia od samego początku” – cła miały być dźwignią negocjacyjną, która miała przekonać partnerów do przystąpienia do rozmów. Ale Navarro nie wypadł jeszcze z gry.
Musk i Navarro
Peter Navarro, ekonomista z dyplomem z Harvardu, jest jednym z najbardziej lojalnych współpracowników Donalda Trumpa. Po przegranych wyborach w listopadzie 2020 roku, gdy Biały Dom opustoszał i niewielu członków administracji chciało brać udział w batalii „Stop the Steal”, Navarro zachował wierność. Stworzył nawet raport dokumentujący rzekome fałszerstwa, a w 2022 roku, po odmowie zeznań przed kongresową komisją ds. 6 stycznia, został skazany na pobyt w więzieniu. Atutem Navarro jest też fakt, że jego myślenie o cłach jest zbliżone do postrzegania prezydenta, a nieoficjalnie mówi się o tym, że jeszcze podczas pierwszej administracji, w trakcie dyskusji na temat polityki celnej, Trump zwykł się rozglądać dookoła i pytać: „Gdzie jest mój Peter?”
To Navarro wygrał pierwszą batalię o cła. Podczas konferencji w „Dniu Wyzwolenia” Trump przedstawił na tablicach wysokość ceł, która została obliczona głównie na podstawie wysokości deficytu handlowego, a nie faktycznych opłat nakładanych przez inne państwa. To była propozycja Navarro, a odrzucono precyzyjniej wyliczony zestaw przygotowany przez doradców ekonomicznych Białego Domu.
Ale wkrótce „mój Peter” stanął w centrum najostrzejszej publicznej kłótni wewnątrz administracji Trumpa, jaką widzieliśmy od inauguracji. „Navarro jest naprawdę kretynem” – napisał na X Elon Musk. „Jest głupszy niż worek cegieł” – dodał, żartując, że powinien się skonsultować „z Ronem Varą”.
Chodziło o sfabrykowanego eksperta ekonomicznego, którego Navarro cytował w swoich książkach, a Ron Vara to anagram nazwiska Navarro.
Doradca Trumpa w jednym z wywiadów odgryzł się Muskowi, stwierdzając, że fabryki Tesli są tylko „montowniami” samochodów z części sprowadzanych z zagranicy.
Rynki i giełda
Reakcją giełdy i dużymi spadkami zaniepokojeni byli też wspierający Trumpa w kampanii biznesmeni, jak choćby bliski sojusznik Elona Muska Bill Ackman, który 6 kwietnia napisał: „Prezydent ma szansę ogłosić 90-dniową pauzę… Alternatywnie, zmierzamy w stronę wywołanej na własne życzenie, ekonomicznej zimy nuklearnej”. Senator Rand Paul, przedstawiciel wolnorynkowo nastawionych republikanów, stwierdził, że Navarro „jest chodzącą ekonomiczną głupotą”, a jego kolega z ław Kevin Cramer stwierdził, że pewność Navarro, iż cła przyniosą pozytywne efekty, go niepokoi. „Nie ufam ludziom, którzy mają pewność we wszystkim” – stwierdził.
Scott Bessent wybrał opcję umiarkowaną. Nie atakował bezpośrednio Navarro, ale uspokajał rynki, dając jednocześnie do zrozumienia Trumpowi, że wstrzymanie ceł będzie można przedstawić jako jego strategiczne zwycięstwo. Ostatecznie obóz Muska wygrał tę batalię – bo miał po swojej stronie kluczowego sojusznika – rynki finansowe i ich reakcje na wprowadzenie ceł. Trump zawiesił sporą część ceł zaledwie w kilka godzin po tym, jak weszły w życie, bo groźba recesji, której prawdopodobieństwo analitycy podnieśli o kilkadziesiąt procent, zdawała się zbyt realna.
Spór o duszę MAGA
Bitwa o cła pokazuje fascynujący spór światopoglądowy przebiegający przez środek koalicji MAGA. Warto pamiętać, że Elon Musk i inni biznesmeni, głównie z branży tech, tacy jak Peter Thiel, wspomniany Ackman czy Marc Andreesen, dołączyli do ruchu Trumpa głównie z pobudek wolnościowych.
Uwierała ich lewicowa cenzura, nakładanie regulacyjnych barier na przedsiębiorczość, wynikających z obsesji na punkcie „polityki równościowej” czy walki ze zmianami klimatu. Choć na przykład Musk podzielał diagnozę MAGA w sprawie konieczności zabezpieczenia granicy i zatrzymania niekontrolowanej i nielegalnej migracji, to już w sprawie wiz H1B, za pomocą których Tesla czy Space X pozyskują wykwalifikowanych pracowników z zagranicy, był „gotowy pójść na wojnę”. Podczas dyskusji o cłach Musk udostępniał wypowiedzi guru wolonorynkowców Miltona Friedmana, który tłumaczył, dlaczego zwolennicy ceł nie rozumieją tego, jak działa gospodarka.
Ale Partia Republikańska, w której przewodnią rolę odgrywają Trump i ruch MAGA, już dawno nie jest partią, gdzie dogmatem jest myślenie Friedmana, stanowiące credo polityki gospodarczej Ronalda Reagana. Trumpa do władzy wyniosły między innymi głosy Pasa Rdzy, ludzi, którzy kilka dekad temu stanowili o sile amerykańskiej gospodarki i przemysłu, a XXI wiek i globalizacja postawiły ich w roli przegranych. Zamykane fabryki, rozpad zbudowanych wokół nich społeczności lokalnych, dzieci mogące tylko pomarzyć o stabilizacji finansowej i poziomie życia, którym cieszyli się ich rodzice. Tym ludziom Trump obiecał powrót przemysłu, oznaczający powrót „amerykańskiego snu”, w którym każdy gotowy do uczciwej i ciężkiej pracy może liczyć na godne życie.
Za tą zmianą podejścia amerykańskiej prawicy stoi też grupa konserwatywnych myślicieli, takich jak Michael Lind czy intelektualny patron wiceprezydenta J.D. Vance’a – Patrick Deneen. Ten ostatni podkreślał w swojej niedawnej książce „Regime Change”, że polityka kierująca się tylko abstrakcyjnym wskaźnikiem wzrostu PKB, któremu towarzyszyć mogą rosnące nierówności, może być krótkowzroczna. Dlatego Deneen wzywa do polityki „dobra wspólnego”. Kluczowy argument, obecny w myśleniu wcześniejszych konserwatystów o nastawieniu wspólnotowym, takich jak Robert Nisbet czy Wendell Berry, mówi o tym, że praca jest kluczowym elementem spełnionego życia i nie zastąpi jej konsumpcja, nawet jeśli dzięki globalizacji towary są tanie, dobrej jakości i łatwo dostępne.
Po „Dniu Wyzwolenia” zwolennicy tego myślenia argumentowali, że „odzyskanie amerykańskiej duszy” jest warte spadków na giełdzie (na których i tak głównie tracą bogaci), a nawet „tymczasowego bólu” związanego ze wzrostem cen. Popularni influencerzy MAGA tworzyli naprędce filozofię poświęceń.
„Co znaczy strata pieniędzy? Kto nie stracił pieniędzy przez głupotę w młodości? Można powiedzieć więcej – taka strata wzmacnia charakter”
– argumentował jeden z najpopularniejszych prawicowych youtuberów Benny Johnson. Inny, posługujący się pseudonimem The Quartering, pisał do swoich obserwujących:
„Nie potrzebujesz nowego iPada, nie potrzebujesz nowego smartfona, nie potrzebujesz nowej konsoli do gier. Ty chcesz mieć te rzeczy”.
Problemem Trumpa, który sam zdaje się wierzyć w cła i autentycznie marzy o przemysłowej odbudowie Ameryki, jest to, że w polityce coraz trudniej realizować cele długoterminowe. A choć wielu wyborców MAGA chciałoby powrotu „amerykańskiego snu” i odbudowy Main Street na złość Wall Street, to większość z nich jest ciągle konsumentami. Niepokoi ich perspektywa wzrostu cen, którą mogą przynieść cła, a choć nie są posiadaczami wielkich aktywów na giełdzie, to martwią się, gdy ich skromne oszczędności tracą na wartości. W sondażu Harris z 4–7 kwietnia tylko 36 proc. Amerykanów popierało politykę celną Trumpa, 72 proc. obawiało się wzrostu cen codziennych produktów, a 71 proc. bało się recesji.
Z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzymy Państwu, by radość płynąca ze Zmartwychwstania Chrystusa napełniała serca nadzieją, pokojem i siłą do pokonywania codziennych trudności.
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) April 19, 2025
W imieniu redakcji #GazetaPolska — @TomaszSakiewicz, red. nacz., oraz cały Zespół.#Wielkanoc #Święta pic.twitter.com/XIYOip2qga