Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Świat

Afrykańskie dzieci gorszego Boga. Polak buduje centrum dla niepełnosprawnych w Afryce

– Jeszcze do niedawna w plemionach pasterskich Sambury, Rendile czy Turkana odrzucenie dziecka niepełnosprawnego oznacza dosłownie pozostawienie go na sawannie i skazanie na głodową śmierć. W mentalności wielu plemion afrykańskich niepełnosprawność traktowana jest jako zły omen. Ale z roku na rok to się zmienia, zwłaszcza tu, gdzie prowadzimy działalność – mówi Marek Krakus, Polak, który od prawie 30 lat mieszka w Kenii i buduje największe centrum rehabilitacji dla dzieci niepełnosprawnych w Afryce Wschodniej.

Takie okrutne postępowanie w stosunku do chorych dzieci w Afryce jest związane z tradycjami, które wciąż są silnie obecne w plemionach kenijskich.

Także wtedy, gdy rodzice już nie mieszkają na sawannie, tylko w miastach. – Jeżeli w rodzinie rodzi się dziecko niepełnosprawne, to ojciec odczytuje to jako taki zły znak i to dziecko wraz z żoną odrzuca – tłumaczy Marek Krakus.

– Kobieta albo wraca do swojej swoich rodziców, o ile ci ją przyjmą, albo zatrzymuje się z niepełnosprawnym dzieckiem u dziadków. Widzimy to, bo na terapię do naszych ośrodków wiele tych dzieci jest przynoszonych właśnie przez swoich dziadków.

Okrutny los dzieci niepełnosprawnych

Cześć dzieci niepełnosprawnych w Afryce jest wykorzystywana przez grupy przestępcze, które zmuszają je do żebrania w centrach miast. – To jest dość dobrze znane zjawisko w Kenii – opowiada Marek.

– Te dzieci są rozwożone wcześnie rano i wystawiane w różnych punktach na ulice. Wieczorem zwożone. Niestety są przetrzymywane w bardzo złych warunkach – przeważnie w salach wieloosobowych i bardzo źle odżywiane. Wykorzystywane są dosłownie instrumentalnie do zarabiania pieniędzy. Kiedyś nawet proponowałem tym ludziom, którzy wykorzystują te dzieci, że dam im lepsze wózki inwalidzkie, które dostałem z Polski, to odmówili. Im dzieci fatalniej wyglądają i są w gorszych warunkach, to dla tych ludzi lepiej, bo żerując na litości, często turystów, mogą zarobić więcej.  

Ale jeszcze bardziej surowo obchodzi się z chorymi dziećmi, które rodzą się w plemionach pasterskich na północy Kenii. – Do niedawna, gdy rozmawiałem z członkami rad starszych takich plemion, jak Samburu, Turkana czy Rendile, to tam los tych dzieci był jeszcze bardziej okrutny – mówi Marek Krakus. – Niepełnosprawne dzieci po prostu pozostawiano na sawannie, gdzie czekała ich śmierć głodowa albo pożarcie przez dzikie zwierzęta. Ale widzę też dużą pozytywną zmianę, ponieważ kiedy rozpoczynaliśmy działalność terapeutyczną w centrum „Furaha”, to trudno było o przypadki, kiedy ojciec przynosi dziecko do nas. Zawsze robiły to kobiety. Teraz zdarza się to coraz częściej – dodaje.

Potrzeba serca

Do Kenii Marek przeniósł się 27 lat temu. Mieszka w 70-tysięcznym miasteczku Meru w środkowej części kraju. Tu poznał przyszłą żonę Jadlyn, z którą ma dwójkę dzieci. Ale połączyły ich także pasja do działalności charytatywnej i chęć wspierania dzieci niepełnosprawnych. Znając los takich dzieciaków w Kenii, to pragnienie wyniknęło z prostej potrzeby serca, dlatego Marek postanowił założyć centrum rehabilitacyjne „Furaha”. 

Publiczna służba zdrowia w całej Afryce jest na bardzo niskim poziomie. Podobnie jest w Kenii, gdzie brakuje pieniędzy, sprzętu i personelu medycznego. Jeśli chodzi o terapię zajęciową, fizjoterapię i ośrodki rehabilitacyjne dla dzieci, to obserwuje się dopiero początki takiej działalności w publicznej służbie zdrowia. W Kenii jest jedynie kilkunastu neurologów dziecięcych, dlatego diagnostyka jest bardzo ograniczona i na niskim poziomie.

– Dlatego w 2025 roku powstał pomysł, żeby szczególnie zająć się dziećmi z porażeniem mózgowym, zespołem Downa, spektrum autyzmu i innymi schorzeniami neurologicznymi

– opowiada Krakus.

– Rok później powstało w Meru centrum rehabilitacji zajęciowej „Furaha”. „Furaha” w języku suahili znaczy „szczęście”. I my poprzez tę naszą terapię zajęciową pragniemy podarować właśnie odrobinę szczęścia tym najbardziej potrzebującym, którzy są tu odrzucanie przez społeczność i rodziny.

Marek mówi, że początki ich działalności były skromne i trudne, bo każdego szylinga pozyskiwał od darczyńców, a ze strony miejscowych władz nie było żadnego wsparcia. – Zaczynaliśmy od jednego terapeuty i jednej kliniki w Meru – opowiada.

– Jednak od momentu powstania do dziś przez nasze centrum przeszło już ponad dwa tysiące dzieci. Obecnie zatrudniamy siedmiu terapeutów, psychologa, pracownika socjalnego i opiekunki.

Centrum „Furaha” zarządza dwiema klinikami w hrabstwie Meru. Natomiast od dwóch lat prowadzi także działalność 200 kilometrów na północ od Meru, w hrabstwie Marsabit przy granicy z Etiopią. W Marsabit obecnie dysponuje już pięcioma klinikami.

Prawie 10 lat działalność „Furahy” to także duże zmiany lokalnej społeczności w podejściu do niepełnosprawności. – Te zmiany są widoczne, zwłaszcza tu, gdzie działamy, czyli w hrabstwie Meru i Marsabit. Taką najbardziej widoczną formą edukacji są marsze charytatywne, które organizujemy każdego roku w Meru. Uczestniczą w nich nasi pacjenci na wózkach. Ale dwa miesiące przed takim marszem odwiedzamy szkoły, gdzie nasi terapeuci mówią o naszej działalności i uwrażliwiają młodych Kenijczyków na niepełnosprawność. Dzięki współpracy z lokalnymi mediami podejście do niepełnosprawności dzieci się tu naprawdę zmienia – wskazuje Marek.

Największe centrum dla dzieci w Afryce Wschodniej

Ponieważ działalność centrum „Furaha” z roku na rok się rozwija, Marek postanowił wybudować centrum rehabilitacyjne z prawdziwego zdarzenia.

Takie, którego jeszcze ani w Kenii, ani w Afryce Wschodniej nie ma. Podstawowym problemem są pieniądze, bo cała działalność „Furahy” opiera się na środkach przekazywanych przez darczyńców. I to głównie z Polski. Mimo że Marek nazbierał pieniędzy tylko tyle, aby wylać fundamenty i postawić pierwszą kondygnację, postanowił w tym roku ruszyć z budową. – Gdy zacząłem, pieniądze jednak zaczęły spływać i do tego dzieła przyłącza się coraz więcej osób prywatnych, jak i instytucji – uśmiecha się Marek.

– W 2018 roku powstała Fundacja Help Furaha w Polsce i dzięki temu jesteśmy w stanie funkcjonować. Obecnie prowadzimy projekt „Metr szczęścia”. Chodzi o to, że każdy metr naszego nowego centrum to koszt około 2 tys. złotych. Dlatego zwracamy się do osób indywidualnych, instytucji, wspólnot czy parafii z prośbą o sfinansowanie jednego lub kilku metrów naszego centrum. Zachęcam każdego, bo w ten sposób można przyczynić się do odrobiny szczęścia niepełnosprawnych dzieci w Kenii. 

Centrum rehabilitacyjne „Furaha” będzie miało około 4,5 tys. mkw. – Powstaną tu dobrze wyposażona przychodnia lekarska, szkoła integracyjna, gdzie obok dzieci zdrowych będą też te z autyzmem czy zespołem Downa. Oczywiście centrum rehabilitacyjne, w którym zamierzamy prowadzić specjalistyczne zajęcia terapeutyczne połączone z hydroterapią, bo w planach jest także basen. Powstaną również pokoje dla wolontariuszy, także tych z Europy, którzy nas często odwiedzają. Ale pokoje będą także dla rodziców, którzy chcieliby uczestniczyć w turnusach rehabilitacyjnych.


Wpłat na rzecz Fundacji Help Furaha można dokonywać na konto:
PLN: Bank ING 73 1050 1445 1000 0090 3179 6577

Źródło: Gazeta Polska

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane