Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Białoruski reżym w akcji

Ojciec jest człowiekiem o wielkiej charyzmie. I zwykle szybko uzyskuje szacunek w zespole. Jednak, o ile wiem, w koloniach karnych innych więźniów próbują napuszczać na „politycznych”.

Ojciec jest człowiekiem o wielkiej charyzmie. I zwykle szybko uzyskuje szacunek w zespole. Jednak, o ile wiem, w koloniach karnych innych więźniów próbują napuszczać na „politycznych”. Na przykład, jeżeli mój ojciec pisze listy, to zbiera się wszystkich więźniów z jego grupy, czyta się na głos ten list, a potem karze się wszystkich za jego treść – z Katsiaryną Statkiewicz, córką białoruskiego polityka Mikołaja Statkiewicza, rozmawia Olga Alehno.

Dlaczego Pani mieszka i pracuje w Niemczech?

Wyjechałam do Niemiec po skończeniu uniwersytetu w Mińsku. Zrozumiałam, że nie mam żadnych perspektyw znalezienia pracy w kraju. Wówczas, w latach 2000–2002, fakt działalności politycznej mojego ojca stwarzał problemy nawet mojej mamie, wychowawczyni w przedszkolu. Dla mnie, ekonomisty, w ogóle nie było szans. Na Białorusi ponad 80 proc. przedsiębiorstw jest własnością państwa. Inne muszą walczyć o przetrwanie i boją się własnego cienia. Więc musiałam szukać szczęścia za granicą. Jak wielu kolegów z uniwersytetu, wyjechałam do Niemiec, mając wizę studencką. Wybrałam ten kraj, bowiem uczyłam się niemieckiego w szkole i lubię mentalność europejską.

Pomaga dziś Pani aktywnie ojcu. Jaką taktykę Pani wybrała?

Po jego aresztowaniu zwróciłam się o pomoc do niemieckich socjaldemokratów. Moje wezwanie spotkało się z pozytywną reakcją wielu posłów Bundestagu. Szczególnie aktywnie kwestią mojego ojca zajął się prezes Socjaldemokratycznej Partii Niemiec Sigmar Gabriel. Podjął on starania, aby zapewnić mojemu ojcu wyjście na wolność. Między innymi napisał dwa listy otwarte, w których zwrócił się do Łukaszenki z żądaniem uwolnienia więźniów politycznych. Wsparł mnie również przewodniczący frakcji socjaldemokratów w Bundestagu Frank-Walter Steinmeier. Na jego zaproszenie byłam w Berlinie, żeby wystąpić na posiedzeniu frakcji w niemieckim parlamencie i opowiedzieć o sytuacji na Białorusi.

Wiem, że losem Pani ojca zainteresowało się wiele niemieckich mediów.

Tak, ponieważ zwróciłam się nie tylko do polityków, ale także do stacji telewizyjnych, gazet oraz czasopism, zajmujących się polityką. Prosiłam ich o pomoc w zwróceniu uwagi społeczeństwa niemieckiego na to, co się dzieje na Białorusi – w kraju, który jest przecież sąsiadem Unii Europejskiej. Wówczas wszystkie gazety pisały o wydarzeniach w Tunisie i Egipcie, a praktycznie nie dostrzegały Białorusi. To mi się wydawało niesprawiedliwe. Dlatego po prostu wzięłam z Wikipedii listę wszystkich niemieckich mediów, które mają ponad 80 tys. odbiorców i przez kilka dni z rzędu wysyłałam do redakcji informacje o wydarzeniach na Białorusi oraz propozycje udzielenia wywiadu. Byłam przyjemnie zaskoczona, kiedy odpowiedziało mi ponad 50 gazet i czasopism z całych Niemiec, w tym kilka dużych stacji telewizyjnych i radiowych. Wśród nich tak znane, jak „Frankfurter Algemaine Zeitung” czy najbardziej czytany portal informacyjny Niemiec www.n-tv.de. Później zamieszczono w tych mediach szereg informacji na temat mojego ojca. Oprócz tego w internecie założyłam portal, na którym internauci mogą zapoznać się z sytuacją na Białorusi i podpisać pod żądaniem uwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Obecnie na stronie pozostawiło swoje podpisy prawie 6 tys. osób. Są wśród nich znani politycy oraz artyści.

Jak traktuje się Pani ojca w kolonii o zaostrzonym rygorze? Co dla niego i rodziny jest dziś najtrudniejsze?

Praktycznie nie mamy możliwości kontaktowania się z nim. W ciągu całego roku otrzymaliśmy zaledwie siedem listów i mieliśmy trzy krótkie ocenzurowane rozmowy telefoniczne. Dlatego bardzo mało wiemy o jego życiu w więzieniu. Ojciec jest człowiekiem o wielkiej charyzmie. Zwykle szybko uzyskuje szacunek w zespole. Jednak, o ile wiem, w koloniach karnych innych więźniów próbują napuszczać na „politycznych”. Na przykład, jeżeli mój ojciec pisze listy, to zbiera się wszystkich więźniów z jego grupy, czyta się na głos ten list, a potem karze się wszystkich za jego treść. Najbardziej zszokowało mnie to, co ojciec opowiedział mojej siostrze w trakcie jednej z krótkich rozmów telefonicznych. Okazuje się, że administracja więzienna próbuje zmusić innych opozycjonistów do przyznania się do winy i napisania petycji o ułaskawienie. Jeżeli tego nie zrobią, strażnicy grożą, że zostaną zgwałceni. Takiego zdziczenia nie oczekiwałam nawet na Białorusi.

A jak Pani ojciec traktuje propozycje „współpracy” z reżimem Łukaszenki?

Mój ojciec stanowczo odrzuca każdą formę współpracy ze zbrodniczym reżimem na Białorusi. Kiedy ostatnio dzwonił do nas z kolonii, powiedział, że może mu się wydarzyć coś złego. Jednak jedno nie stanie się nigdy – nie podpisze petycji o ułaskawienie i nie uzna swoich działań po wyborach w grudniu ubiegłego roku za przestępcze. Byłaby to bowiem zdrada w stosunku do tych ludzi, którzy rok temu wraz z nim wyszli demonstrować o wolność na pl. Kastrycznikowym w Mińsku.



Przed wyborami prezydenckimi na Białorusi w grudniu 2010 r. ministrowie spraw zagranicznych Polski i Niemiec, Radosław Sikorski i Guido Westerwelle, po spotkaniu z Aleksandrem Łukaszenką powiedzieli: „Trzymamy za słowo prezydenta Białorusi, że te wybory będą inne niż poprzednie”. Jednak stało się inaczej. W wyniku fali represji aresztowano wielu opozycjonistów. Otrzymali wyroki od 2 do 6 lat więzienia. Wśród ukaranych był dr nauk technicznych, były wojskowy, lider Białoruskiej Socjaldemokratycznej Partii „Hramada” 55-letni Mikołaj Statkiewicz. To z jego inicjatywy w 1992 r. założono Białoruski Związek Wojskowych, który stawiał przed sobą cel utworzenia białoruskiej armii, obronę niepodległości oraz historyczno-patriotyczne wychowanie społeczeństwa Białorusi. W latach 1995-1996 Statkiewicz trzykrotnie wygrywał w wyborach parlamentarnych, jednak władze uznawały te wybory za nieważne. Aresztowano go ok. 30 razy. Wszczęto przeciw niemu kilka spraw karnych. W 2005 r. został skazany na trzy lata więzienia za demonstrację pokojową przeciwko sfałszowaniu wyników referendum, które pozwoliło Łukaszence dożywotnio być wybieranym na stanowisko prezydenta. W 2011 r. Mikołaj Statkiewicz został skazany na kolejnych 6 lat w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. W obu wypadkach organizacja Amnesty International uznała lidera Białoruskiej Socjaldemokratycznej Partii za więźnia sumienia.


 

 



Źródło:

Olga Alehno