Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

"Mocny sygnał z Warszawy" - rozmowa z dr. Kuziem o wizycie prezydenta USA

Z wypowiedzi prezydenta Trumpa nie wynika, że w globalnych planach zastąpimy Niemcy, że to nastąpi z dnia na dzień. Ale ten proces się zaczął.

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Z wypowiedzi prezydenta Trumpa nie wynika, że w globalnych planach zastąpimy Niemcy, że to nastąpi z dnia na dzień. Ale ten proces się zaczął. I w historii prezydentury Trumpa to przemówienie zapisze się na pewno - z dr. Michałem Kuziem, politologiem i ekspertem ds. polityki międzynarodowej, rozmawia Wojciech Mucha.

Jak Pan ocenia przemówienie Donalda Trumpa wygłoszone na pl. Krasińskich w Warszawie?
Prezydenci USA wygłaszali już przełomowe mowy. Pamiętamy „Panie Gorbaczow, zburz pan ten mur” czy „Jestem berlińczykiem”. To z ust prezydentów Ronalda Reagana i Johna F. Kennedy’ego. Ale znamienne jest to, że tamte słowa były wygłaszane w Niemczech, które zawsze były postrzegane jako strategiczny partner USA w Europie. Trump postanowił pierwsze takie ważne przemówienie i minikonferencję wygłosić w Polsce.

Co to oznacza?
To oznacza wzrost znaczenia Polski. Oczywiście w globalnych planach USA nie zastąpimy Niemiec z dnia na dzień, ale proces się zaczął i w historii prezydentury Trumpa zapisze się na pewno. Trump pokazał się po raz pierwszy jako dyplomata, i to niezgorszy. Dotychczas interpretowano go przez pryzmat tweetów. Twitter ma swoją dynamikę i żeby być politykiem w erze Twittera, trzeba szukać zaczepki, być barwnym. Trump, który budował swoje poparcie przez media społecznościowe, przybrał taki obraz.

Pojawiały się podejrzenia, że Trump nie potrafi być dyplomatyczny i budować skomplikowanych narracji.
Tak, nawet, że jest prostakiem, który przypadkowo został prezydentem, że jego deklaracje są śmieszne i mijają się z celem. Tymczasem nic takiego w Polsce nie usłyszeliśmy. Przemówienie prezydenta Trumpa bardzo dobrze trafiło we wrażliwość Polaków. Widać w nim było rękę prof. Marka Chodakiewicza, sugerują to choćby szczegółowe informacje dotyczące naszej historii.

Ale prezydent Trump mówił nie tylko o historii. Wymienił też art. 5. traktatu waszyngtońskiego, mówiący o wzajemnej obronie przez kraje NATO.
Tak. Powiedział, że Stany pokazują przywiązanie do bezpieczeństwa regionu. Wezwał też Federację Rosyjską do porzucenia ekspansjonizmu i wspierania Baszara al-Asada. Pewien niedosyt możemy mieć, bo nie padła jasna deklaracja o obecności amerykańskich wojsk i stałych bazach, ale ja się takiej deklaracji nie spodziewałem. Nie planowano podpisywania umów i deklaracji sojuszniczych. Była za to deklaracja współpracy militarnej, była mowa o zakupie rakiet Patriot. To się pojawiło i w tym sensie nasze oczekiwania zostały zaspokojone. Natomiast najbardziej przykuło moją uwagę i pokazało kunszt dyplomatyczny prezydenta Trumpa to, jak podszedł do sporów o przyszłość Unii Europejskiej – płynnie przechodząc od bezpośrednich zagrożeń dla bezpieczeństwa Zachodu do zagrożeń pośrednich.

Wymieniając zagrożenia bezpośrednie, zwrócił uwagę na terroryzm, wspomniał też o destrukcyjnych działaniach Moskwy.
Otóż to. A na końcu powiedział o biurokracji, centralizmie i rządach jako machinie. Stwierdził, że to zagrożenie dla wolności. Równocześnie mówił o suwerennych państwach jako o podstawie cywilizacji Zachodu. Należy też jasno zaznaczyć, że wspominając o tym wszystkim, nie zaatakował UE jako instytucji, mówił o wspólnocie raczej w superlatywach. Powiedział, że Europa jest błogosławieństwem dla Zachodu i świata. Odczytuję to jako dyplomatyczne poparcie dla polskiej wizji integracji europejskiej.

Padły także mocne słowa pod adresem starej Unii i kierunku, w którym ona zdaje się zmierzać.
Prezydent Trump mówił, że Europa, jako wspólnota państw legitymizowanych oddolnie, jest wartością, a nie jest już taką wartością struktura centralistyczna. Wydaje się, że to sugestia, iż „superpaństwo wokół strefy euro” – wizja Emmanuela Macrona – nie jest mu bliska. To stały element polityki amerykańskiej – już kiedy powstawała EWG, Amerykanie mówili, że ta wspólnota jest potrzebna, ale na pewno nie może stać się superpaństwem ponad głowami obywateli. Taki twór amerykańskim elitom kojarzył się jak najgorzej.

Kolejna kwestia to podejście do NATO.
Kiedy podczas szczytu w Brukseli Donald Trump mówił, że Zachód musi zwiększyć nakłady na obronność, zostało to odebrane jako wypowiedź niemal wspierająca Putina, co jest oczywiście nieprawdą. W Polsce prezydent Trump miał okazję przedstawić spójny przekaz, mówiący o tym, że kraje zachodniej Europy w kwestii zwiększania wydatków muszą się wzmocnić, by osłabić działanie Rosji. I stawiał Polskę za przykład. Z takiej pozycji dokonywał krytyki Władimira Putina. To także kunszt dyplomatyczny.

Ale mówił także – choć nie wprost – że dzisiejsza Rosja, z jej cyberterroryzmem, propagandą i destabilizowaniem Ukrainy, jest zagrożeniem dla świata.
Te słowa to bardzo stanowczy sygnał w kierunku Rosji. Owszem, może się znajdą malkontenci, którzy powiedzą, że to mało, ale w interesie Polski nie jest przecież, by USA poszły z Rosją na wojnę, bo to mogłoby się negatywnie na nas odbić. A taka stanowcza postawa wobec Rosji, która wzywa ją do zmiany polityki, a nie jest przygotowaniem do militarnej konfrontacji, jest dla nas bardzo dobra.

A jak w tym kontekście mają się zarzuty o prorosyjskość Trumpa?
Cóż, opierają się one na paru politycznych wypowiedziach i słabo udowodnionych związkach jego współpracowników z rosyjskim biznesem. Nie potwierdza jednak tej postawy żadna decyzja Trumpa. Z punktu widzenia politologa to jak opowieści o Yeti – wszyscy o nim mówią, ale nikt go nie widział. To przecież Trump wzywał do oddania Ukrainie Krymu, teraz mówił o podwójnej okupacji Polski.

Czy można więc powiedzieć, że zidentyfikował Rosję jako zagrożenie?
Strona rosyjska wysłała sygnał, że jest gotowa do rozmów podczas szczytu G20 w każdym formacie. To sygnał rozpaczy – przewrócenie się na plecy. Pokazuje on, że Rosja jest zaniepokojona ostrym kursem Ameryki i jest gotowa do ustępstw.

To brzmi jak bardzo dobre podsumowanie. Aż za dobre.
Oczywiście podczas spotkania z Putinem będzie rozmawiał inaczej, dyplomatycznie, ale szczebel owego spotkania świadczy o napiętych stosunkach, a my mamy poparcie sojusznika. Nie należy popadać w hurraoptymizm, bo nie padły jeszcze deklaracje co do dalszej obecności wojsk amerykańskich, ale wszystko rozwija się na razie po naszej myśli.

Jaki sygnał płynie z Warszawy dla naszych partnerów w budowie Trójmorza?
Ja myślę, że to pozytywny sygnał: Ameryka was popiera i będzie was wspierała. Rozumie waszą historię i to, że macie obawy, jeśli chodzi o politykę rosyjską i jesteście sceptyczni wobec polityki niemieckiej. Trump mówi też naszym sojusznikom w rejonie Trójmorza, że USA absolutnie nie popierają polityki rosyjskiej, a jeśli chodzi o integrację europejską, optują raczej za wspólnotą państw niż powstaniem superpaństwa. Dalej: strategicznym partnerem w regionie jest Polska. Trump mówi naszym sojusznikom: jeśli chcecie budować oś regionalnej współpracy i przy współudziale USA skutecznie bronić się przed zakusami Moskwy, to drogi tej współpracy zbiegają się w Warszawie.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#trójmorze #Rosja #USA #Donald Trump

​Wojciech Mucha