Mateusz Radecki stał się na chwilę bohaterem sportowych mediów w Polsce po meczu Radomiaka z Lechem Poznań. Wszystko przez "niekonwencjonalnie" zakończony kontratak. Piłkarz w rozmowie z portalem "sportowefakty.wp.pl" wyjaśnił, że liczył na "strzał życia".
Radomiak Radom nieźle sobie radzi po awansie do piłkarskiej PKO BP Ekstraklasy. Beniaminek nie przeląkł się futbolowych potentatów i najpierw zremisowała Lechem Poznań, a później ograł Legię Warszawa. Wynik z Kolejorzem mógł być nawet lepszy, ale Mateusz Radecki - mówiąc delikatnie - nie popisał się podczas jednej z kontr swojej drużyny.
Piłkarze Radomiaka przy stanie 0:0 wychodzili ze swojej połowy z akcją czterech na dwóch, a 28-letni pomocnik beniaminka mógł się tylko zastanawiać do kogo odegrać piłkę... tymczasem zdecydował się na uderzenie z blisko czterdziestu metrów. Efekt był dość mizerny.
Nadal nie mogę uwierzyć w to, co zobaczyłem. pic.twitter.com/emHmyAN9Y6
— Dominik Klekowski (@DoKlekowski) July 23, 2021
Była szyderka, jak to w szatni. Ja jednak nie mam problemu, gdy koledzy sobie ze mnie żartują. Mam dystans do siebie. A co do tego strzału w Poznaniu... cóż, podjąłem decyzję taką, a nie inną. Myślałem, że wyjdzie mi strzał życia. Niestety, stało się inaczej. Mogłem się zachować dużo lepiej, mogłem zrobić z tą piłką wszystko. Ale nie załamałem się po tej sytuacji, choć odbiło się to sporym echem
- podsumował po kilku tygodniach całą sytuację Radecki.
Radomiak w trzech kolejkach uzbierał cztery punkty, a mecz beniaminka z Rakowem został przełożony ze względu na awans zespołu z Częstochowy do czwartej rundy eliminacji Ligi Konferencji.