Cezary Kulesza zajął zdecydowane stanowisko w sprawie przyszłości Paulo Sousy. Prezes PZPN zdradził jaka sytuacja spowoduje automatyczne rozwiązanie kontraktu z selekcjonerem polskich piłkarzy. Kulesza skomentował również sytuację dotyczącą podsłuchu znalezionego w jego gabinecie.
Sprawuje pan swoją funkcję od 18 sierpnia, czyli dwa i pół miesiąca. Co w tym czasie było dla pana najtrudniejsze?
Cezary Kulesza: Najbardziej prestiżowymi wydarzeniami były oczywiście mecze reprezentacji, a szczególnie ważna była dla mnie jakość ich organizacji. Jak wszyscy wiemy, z powodu pandemii długo nie rozgrywaliśmy spotkań na PGE Narodowym, nie było też spotkań reprezentacji z pełnym udziałem kibiców. Dlatego też musieliśmy się do tych wydarzeń bardzo dobrze przygotowywać. I jestem zadowolony z efektu. Od dnia wyborów było również bardzo wiele spraw organizacyjnych, systematyzujących pracę w samym PZPN. Poprawialiśmy w tym czasie strukturę, dokonywaliśmy zmian personalnych, dyskutowaliśmy nad kandydaturami na najważniejszych stanowiskach. Pracy było niemało.
Nic pana nie zaskoczyło w tym czasie?
C.K.: Wyjątkowo trudnych sytuacji nie było. Czasami trzeba działać bardzo szybko, ale dlatego właśnie bardzo ważne jest, by zbudować wokół siebie dobrze działający zespół. Pracując 11 lat w Jagiellonii Białystok, zyskałem pewne doświadczenie w byciu prezesem. Wiadomo, że klub nie jest tak dużą organizacją jak PZPN, ale niektóre mechanizmy działania są dość podobne.
Na pewno od czasu pana wyboru na stanowisko prezesa poprawiła się sytuacja reprezentacji w eliminacjach mistrzostw świata. Tylko jakiś kataklizm mógłby odebrać drużynie Paulo Sousy drugie miejsce w grupie i udział w barażach.
C.K.: Jeśli Anglicy ograją Albańczyków, to w dwóch meczach wystarczy nam remis. Ale dla nas to mało. Chcemy wygrać spotkania z Andorą i Węgrami, aby mieć jak najwięcej punktów. Dzięki temu będziemy rozstawieni w losowaniu przed barażami i pierwszy z nich zagramy u siebie. Tutaj w Warszawie jesteśmy bardzo mocni. Na PGE Narodowym w ostatnich latach nie przegrywamy.
Często jest pan pytany o Paulo Sousę. Czy od czasu wygrania wyborów na prezesa PZPN był taki moment, gdy brał pan pod uwagę, że przyszłość reprezentacji Polski nie będzie związana z tym trenerem?
C.K.: Każdy trener i prezes klubu broni się wynikami. A Paulo Sousa z ostatnich pięciu meczów wygrał cztery i jeden zremisował – z Anglią w Warszawie. Dlatego naprawdę, nawet w moich myślach, nie ma i nie było tematu zmiany selekcjonera. Trener ma moje pełne zaufanie, kilka razy spotkaliśmy się, rozmawialiśmy. Mamy dobry kontakt. Trener wie, że może liczyć na moje wsparcie w każdej ważnej dla niego sprawie. Jako drużyna też idziemy w dobrym kierunku. Aby tylko nie zapeszyć... Oby tak dalej.
Czy to prawda, że kontrakt Sousy w przypadku awansu z pierwszego miejsca w grupie przedłuży się automatycznie, natomiast w przypadku wywalczenia prawa gry w barażach, przedłuży się właśnie do tych marcowych meczów?
C.K.: Tak. I automatycznie, jeśli nie awansujemy, kontrakt zostaje rozwiązany.
Czyli przyszłość trenera zależy od wyników meczów barażowych?
Nie wybiegam dalej w przyszłość. Czekamy na mecze marcowe. To wówczas będzie najpoważniejszy sprawdzian dla naszej reprezentacji i koncepcji, którą przyjął trener Sousa. W piłce nie da się wszystkiego zaplanować, ale wierzę, że jesteśmy w stanie skutecznie powalczyć o udział w mistrzostwach świata.
Przy okazji reprezentacji działo się ostatnio sporo również poza boiskiem. Do dyspozycji selekcjonera jest już Matty Cash. To Sousa zwrócił się do pana, żeby jak najszybciej pomóc w załatwieniu polskiego obywatelstwa?
C.K.: Tak. Trener miał informację, że Matty Cash może i chce dostać nasze obywatelstwo, ponieważ jego rodzina ma polskie korzenie. Mama jest Polką, dziadkowie również. Sousa obserwował go i stwierdził, że ten zawodnik będzie pasował do stylu gry preferowanego przez trenera. Dostałem sygnał od selekcjonera, że bardzo zależy mu na tym, żeby zawodnik jak najszybciej dołączył do kadry i mógł zgrywać się z resztą drużyny przed decydującymi spotkaniami w walce o mundial. Po to jestem prezesem PZPN, żeby takie tematy pomóc rozwiązywać. Jeszcze raz dziękuję przedstawicielom władz za życzliwe podejście w tym temacie, a w szczególności prezydentowi Andrzejowi Dudzie, który bardzo nam pomógł.
Pan mocno zaangażował się też w sprawę Kamila Glika, który został oskarżony, jak się okazało bezpodstawnie, o zachowanie rasistowskie przez stronę angielską. Przeszedł pan do kontrataku i domaga się od FIFA ukarania winnych tego pomówienia.
C.K.: Złożyliśmy taki wniosek do FIFA. Chodzi o to, że w przyszłości może to dotyczyć również innych federacji. Zapis monitoringu wyraźnie pokazał, że Kamil nie dopuścił się żadnej winy. Czego oczywiście byliśmy pewni od samego początku, bo doskonale znamy naszego zawodnika. Nie może być jednak tak, że bez żadnego dowodu oskarżany jest piłkarz, media tym żyją, powielając nieprawdziwe oskarżenia, by później, przy potwierdzeniu niewinności, wszyscy nagle o tym zapominali. Nie było tematu. Otóż był. Dlatego uważam, że nadużywanie tego typu oskarżeń powinno być również karane w drugą stronę. Być może dzięki temu ktoś się w przyszłości dwa razy zastanowi, zanim będzie próbował rozpowszechniać podobne nieprawdziwe historie.
Mówił pan, że nie było niczego, co szczególnie pana zaskoczyło jako prezesa PZPN. Ale podsłuchu w biurze w federacji chyba pan się nie spodziewał? Przekazał pan sprawę policji. Co dalej?
C.K.: Przekazaliśmy i czekamy. Jest zabezpieczony monitoring. Policja potrzebuje czasu, zapewne dwa, trzy miesiące, żeby ten monitoring przejrzeć. Zostały znalezione jakieś ślady odcisków. O konkretnych rzeczach policja nas nie informuje, może dla dobra sprawy.
Ale poczuł się pan mniej komfortowo w tym pokoju? Czy to nie ma żadnego wpływu na pana pracę?
C.K.: Nie. Widocznie komuś ten podsłuch był do czegoś potrzebny. Nie wiem, po co, ale trudno...