Mecze Polski z San Marino, choć wygrane, miały różne oblicza i pokazały, że nawet dużo słabszej drużyny nie można lekceważyć. Męczarnie z niżej notowanym rywalem doskonale pamiętają kibice w Łodzi, pamięta również Zbigniew Boniek. Ale są też pozytywy: to właśnie San Marino strzeliliśmy 10 goli w jednym meczu, z tym rywalem debiutował też w kadrze sam Robert Lewandowski. Innego wyniku, jak zwycięstwo sobie nie wyobrażamy.
Mecz, o którym jak najszybciej kibice chcieliby zapomnieć. Biało-czerwoni w Łodzi męczyli się z amatorami przed 75 minut. Na boisku Koźmiński, Kosecki, Pisz, Brzęczek, Furtok czy Juskowiak, a bramki nie padały. Jedynego gola Jan Furtok strzelił... ręką. Było to oczywiste, ale sędzia uznał gola i dzięki temu Polacy zwyciężyli. Do dziś mecz ten wspomina się jako symbol kompromitacji: zarówno piłkarzy, jak i sędziego...
Po nieudanym mundialu w Korei i Japonii kadrę przejął Zbigniew Boniek. Jak zakończył się jego epizod w roli selekcjonera - to lepiej przemilczeć. Poprowadził kadrę jedynie w 5 meczach, w tym w starciu z San Marino. Przez większość meczu Polacy niemiłosiernie męczyli się z rywalami. Dwie bramki padły dopiero w końcówce meczu.
Mecz, po którym w polskiej szatni panowała cisza. Mimo zwycięstwa, biało-czerwoni zaprezentowali się fatalnie. Już na samym początku meczu mogli stracić bramkę po rzucie karnym, ale na szczęście jedenastkę obronił Łukasz Fabiański. Na pocieszenie: to właśnie w tym meczu zaczęła się wspaniała przygoda z kadrą w wykonaniu Roberta Lewandowskiego. W debiucie strzelił bramkę, która ustaliła wynik meczu.
"No i proszę, proszę, proszę" - krzyczał komentator Dariusz Szpakowski, jakby nie wierzył w to, że reprezentacja San Marino doprowadziła do wyrównania w meczu z Polską w eliminacjach mundialu w RPA. To był pierwszy gol piłkarzy San Marino od 5 lat. Trzy punkty pojechały do Polski, ale to gospodarze cieszyli się, jakby zdobyli mistrzostwo świata.
Choć eliminacje do MŚ 2010 wspominamy źle, to jednak trafił nam się wówczas rekordowy mecz: właśnie z San Marino podopieczni Leo Beenhakkera trafili do siatki aż 10 razy, pokazując, jak powinno się grać z drużynami tego pokroju. Jeden z graczy San Marino przy stanie 9:0 miał prosić przed rzutem rożnym: "Please, no ten" (Proszę, nie dziesięć). Ale to właśnie na dziesięciu się skończyło...