Po 20 latach ścigania Marek Rutkiewicz, jeden z najbardziej doświadczonych polskich kolarzy, zakończył karierę. "Odczuwam lekki niedosyt, bo nie osiągnąłem tego, co chciałem” – podkreślił popularny „Rutek”, rekordzista pod względem liczby startów w Tour de Pologne.
Jakie uczucia towarzyszą panu po zakończeniu kariery: ulga, żal, może niedosyt?
Marek Rutkiewicz: Myślę, że lekki niedosyt. Nie udało mi się osiągnąć tego, co chciałem, a zdaję sobie sprawę, że mam już 39 lat, organizm jest coraz słabszy. Ciężko byłoby mi osiągnąć coś więcej.
Czego najbardziej pan żałuje? Skąd ten niedosyt?
M.R.: Zawsze chciałem wygrać Tour de Pologne i w pierwszych latach ścigania byłem bardzo blisko celu. Pod koniec kariery marzyła mi się koszulka mistrza Polski w wyścigu ze startu wspólnego. I znów byłem blisko. W 2016 roku w Świdnicy przegrałem o koło z Rafałem Majką, a rok później w Gdyni ponownie byłem drugi. Wygrał Adrian Kurek po wyścigu, który wzbudził duże kontrowersje. Kurek w dziwny sposób przeskoczył sam do naszej ucieczki, a potem wiózł się na kole innych, nie dając zmian. Wtedy czułem duży niedosyt. Stać mnie było na tytuł mistrza Polski, byłem silny.
Marek Rutkiewicz zakończył karieręhttps://t.co/VxMp6slDqc pic.twitter.com/E6eCsNJqcg
— rowery.org 🚲 (@roweryorg) November 1, 2020
Z Tour de Pologne zapamiętałem pana w żółtej koszulce lidera po wygraniu etapu w Karpaczu. Był rok 2004 i wydawało się, że zwycięży pan w tym wyścigu.
M.R.: Ostatniego dnia odebrał mi ją Ondrej Sosenka. Popełniłem błąd na zjeździe, wypadłem z drogi na jednym z zakrętów, złapałem pobocze i straciłem kontakt z Sosenką i z Piotrem Przydziałem, z którymi uciekałem. Niepotrzebnie czekałem na swoją drużynę, z której do pomocy miałem tylko Tomka Brożynę. Straciłem minutę. Wtedy byłem najbliższy zwycięstwa w Tour de Pologne, a zająłem ostatecznie czwarte miejsce. Pamiętam też etap TdP do Krynicy w 2009 roku, gdy moją akcję skasował Sylwester Szmyd 200 metrów przed metą. Z sześcioosobowej czołówki wygrał wtedy Alessandro Ballan i to wystarczyło mu do zwycięstwa w całym wyścigu. Znów byłem bardzo blisko – szósty w klasyfikacji końcowej ze stratą tylko 16 sekund do Ballana.
Kibicom kolarstwa kojarzy się pan właśnie z Tour de Pologne. 17 startów to rekord, który trudno będzie poprawić.
M.R.: Rzeczywiście to rekord. Najlepszy wynik uzyskałem w debiucie w 2002 roku, zajmując w klasyfikacji generalnej trzecie miejsce. 11 razy kończyłem ten wyścig w pierwszej dziesiątce, zdobywałem koszulkę lidera klasyfikacji górskiej, punktowej, młodzieżowej, a także generalnej, której nie udało mi się utrzymać.
Pański największy sukces?
M.R.: Trudno powiedzieć. W wyścigu kategorii HC w Chinach zająłem drugie miejsce za Tylerem Hamiltonem. Oprócz sukcesów w Tour de Pologne bardzo sobie cenię wygrany etap wyścigu Tour de l’Ain we francuskich Alpach. Pokonałem wtedy na 13-kilometrowym podjeździe samego Richarda Virenque’a, najlepszego wtedy „górala”, wielokrotnego zwycięzcę klasyfikacji górskiej w Tour de France. Dla mnie, wówczas 22-latka, był to niesamowity sukces.
Dziękując wielu osobom za wsparcie podczas kariery, podkreślił pan rolę żony, Anny Szafraniec-Rutkiewicz, byłej wicemistrzyni świata w kolarstwie górskim.
M.R.: Ania jest moim najwierniejszym kibicem. Poznaliśmy się w 1999 roku na zgrupowaniu kadry juniorów w Polanicy. To była miłość od pierwszego wejrzenia, a jesteśmy nierozłączni już ponad 20 lat. Mieszkamy zresztą w rodzinnej miejscowości Ani, w Głogoczowie pod Krakowem.