Koszykarze Golden State Warriors, głównie dzięki 43 punktom Stephena Curry'ego, pokonali na wyjeździe Boston Celtics 107:97 i wyrównali na 2-2 stan finałowej rywalizacji play off w lidze NBA. Do tytułu potrzeba czterech zwycięstw. Kolejny mecz - w poniedziałek w San Francisco.
Było to najbardziej wyrównane starcie tegorocznego finału NBA - 10 razy tablicy wyników pokazywała remis, a prowadzenie zmieniało się 11-krotnie. "Wojownicy" w 27. kolejnej serii play off wygrali spotkanie w roli goście, co jest rekordem NBA.
Mieliśmy świadomość, że choć jedno zwycięstwo w Bostonie jest niezbędne. Gdybyśmy dziś przegrali, nasza sytuacja byłaby bardzo trudna. A tak wracamy do gry, wracamy do San Francisco i walczymy dalej
- przyznał Stephen Curry.
Do przerwy gospodarze prowadzili różnicą pięciu punktów. W trzeciej, która dotychczas w finałowej serii należała zawsze do Warriors, piąty bieg wrzucił Curry (14 pkt) i ostatnią odsłonę to jego zespół zaczynał z punktem przewagi.
Goście mogli się obawiać czwartej kwarty, gdyż w trzech wcześniejszych potyczkach finału bilans tej części gry był "plus 40" dla Celtics. I jej początek mógł na to wskazywać, bo po udanych akcjach Jaylena Browna zrobiło się 91:86.
Warriors zachowali jednak zimną krew, wzmocnili defensywę, która do tej pory była domeną rywali, przebudził się Klay Thompson, którego "trójka" dała im prowadzenie 95:94, a później sprawy i piłkę wziął w swoje ręce Curry - po trudnych i efektowanych akcjach uzyskał pięć kolejnych punktów, a w końcówce dodał pięć następnych z rzutów wolnych i przypieczętował sukces swojej drużyny.
W decydujących momentach górę wzięło chyba nasze doświadczenie jako ludzi, którzy już zdobywali tytuł. To może niewidoczny czynnik, ale nie można go lekceważyć
- podsumował bohater meczu.
Zakończył spotkanie z dorobkiem 43 punktów, 10 zbiórek oraz czterech asyst. Thompson dodał 18 pkt, a kanadyjski skrzydłowy Andrew Wiggins - 17, ale miał też 16 zbiórek.