"Sparaliżował mnie stres" - powiedział załamany kolarz torowy Mateusz Rudyk po nieudanym starcie w igrzyskach olimpijskich w Tokio. W sobotę brązowy medalista mistrzostw świata w sprincie z 2019 roku zakończył występy na welodromie w Izu koło stolicy Japonii.
W sprincie drużynowym Polacy zajęli ostatnie, ósme miejsce, w indywidualnym Rudyk zajął dopiero 17. miejsce, mimo że w eliminacjach tej konkurencji (200 metrów ze startu lotnego) miał siódmy czas, a w sobotę odpadł w pierwszej rundzie keirinu.
To nie byłem ja. Już po kwalifikacjach do sprintu wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie byłem w stanie zapanować nad rowerem. Klapa całkowita
- powiedział Rudyk w rozmowie z TVP.
Przez ostatnie lata byłem w czołówce światowej. Przyjechałem walczyć o medal, nie na wycieczkę. Ciężko mi o tym mówić. Zawody wszystko zweryfikowały. Nie trafiliśmy z formą, zaniedbaliśmy względy psychologiczne, głowa nie wytrzymała, odcięło prąd
- ocenił Rudyk.
Mateusz Rudyk po nieudanych igrzyskach #Tokyo2020
— TVP SPORT (@sport_tvppl) August 7, 2021
🗣️ "Sparaliżował mnie stres. Wychodząc na start nie potrafiłem nad sobą zapanować. Nie przyjechałem tu na wycieczkę. Nie wytrzymała głowa" 🇵🇱 Polak w niezwykle szczerej rozmowie z @parfjanowicz #tvpsporthttps://t.co/vYdUyrEYBe
Rudyk przyznał, że porażkę w sprincie indywidualnym ciężko przeżył, zamknął się w pokoju hotelowym.
Nie ukrywam, że płakałem. Byłem w szoku. Sam nie wiedziałem, co się wydarzyło.
W środę w pierwszej rundzie sprintu Rudyk przegrał z teoretycznie słabszym, osiemnastym w eliminacjach Nowozelandczykiem Samem Websterem, a potem nie poradził sobie w wyścigu repasażowym.
Wiem już, co znaczą dla sportowca igrzyska olimpijskie. Przekonałem się na własnej skórze, jaki jest ich ciężar. Wiem, co poprawić przed Paryżem (na igrzyskach w 2024 roku - red.). Teraz muszę odejść na bok. Nie chcę z nikim rozmawiać. Jestem załamany.