Joanna Fiodorow przyznała, że decyzja o zakończeniu kariery nie jest efektem impulsu. "Dojrzewałam do niej od roku. Kluczowa była sprawa tego, czy zdobędę medal w Tokio" - zaznaczyła siódma zawodniczka konkursu rzutu młotem podczas igrzysk w stolicy Japonii. O swojej decyzji poinformowała po zakończeniu olimpijskiego konkursu, w którym Anita Włodarczyk i Malwina Kopron zdobyły medale.
Fiodorow oceniła, że udało się jej przygotować najlepszą dyspozycję w roku na imprezę docelową, jaką były zmagania olimpijskie.
I z tego się cieszę, bo przecież kiepsko rzucałam przez cały sezon. Forma przyszła na igrzyska i znalazłam się w wąskim finale igrzysk. To był mój ostatni start w imprezie tej rangi
- zaznaczyła 32-letnia lekkoatletka.
Zapewniła, że decyzja o rozbracie z młotem nie jest wynikiem spontanicznej decyzji. "Dojrzewałam do niej od roku. Wiedziałam, że jak nie zdobędę medalu, to kończę karierę" - podkreśliła. Wicemistrzyni świata sprzed dwóch lat i dwukrotna brązowa medalistka mistrzostw Europy (2014, 2018) przyznała, że jest już zmęczona.
Dochodzi jeszcze ciągła presja i częste wyjazdy. Muszę się zająć swoim życiem, a nie tylko rzucaniem młotem. Teraz czuję się szczęśliwa i w końcu wolna
- uzasadniła. Przytaknęła w odpowiedzi na pytanie, czy czuje się spełniona jako sportowiec.
Zrobiłam wszystko, co mogłam. W tym roku sport, niestety, przestał mnie bawić. Nawet bardziej się męczyłam
- podsumowała.
Nie ma jeszcze sprecyzowanych planów zawodowych na przyszłość.
Zawodniczka - która w igrzyskach w Londynie także była siódma, a w Rio de Janeiro dziewiąta - pożegna się z kibicami ostatnim startem. Jak podała, będzie nim Memoriał Kamili Skolimowskiej w Chorzowie.