- Do niektórych nie docierało, że Olimpiada to najważniejsze wydarzenie w ich sportowym życiu. Przykładem jest najlepszy polski siatkarz mistrzostw świata Mariusz Wlazły, który nie chciał w Rio ryzykować zdrowiem, aby grać sobie bezpiecznie w Skrze Bełchatów. Podobnie postąpili też dwaj najlepsi koszykarze NBA, chociaż jadąc do Rio mieliby pewne złote medale. Taka była też decyzja świetnego tenisisty, jakim jest Roger Federer. Cóż, szerzy się taka niezdrowa maniera - co się opłaca, a co nie. A przecież na Olimpiadzie z zasady powinni startować najlepsi - mówi dziennikarz, jednocześnie krytykując słabe wyniki polskich zawodników.
- podkreśla.To dotyczy też brania stypendiów sportowych przez cztery lata, wyjazdów na zgrupowania przez 300 dni w roku, aby się jak najlepiej przygotować, a później widzimy wyniki i zajmowanie ostatnich miejsc. To jest nieporozumienie. Trzeba poświęcić wszystko, a nie rachować i kombinować
- dodaje Zarzeczny.Ten doping Polaków to jest żałosny chichot diabła. Oskarżana była o doping Rosja, a okazało się, że polscy ciężarowcy pod naszym okiem naszprycowali się koksem. Generalnie chyba liczyli na farta, że uda się zacwaniakować. Oni kalkulują jak tacy drobni złodziejaszkowie, że wszystkich można przechytrzyć.
Nie od dziś wiadomo, że usilnie pracuje się nad wykrywaniem środków wspomagających, jeszcze dziś nie wykrywanych na testach. Pracuje się również nad tym w ośrodkach wojskowych, gdzie jest wspomagana sprawność żołnierzy. To są tajne programy, ale to działa i jest skuteczne. Z tego się nie ma co śmiać. Przecież dopingiem jest dla studentów podczas sesji amfetamina, czy dla starszych tabletki na potencję. To pokazuje, że choć doping jest krytykowany, to większość ludzi chyba się dopinguje
- podsumowuje Zarzeczny.- Liczę na mistrzostwo olimpijskie polskich siatkarzy, Mai Włoszczowskiej w kolarstwie górskim. W lekkoatletyce: Piotra Małachowskiego w dysku i dwa w rzucie młotem Anity Włodarczyk i Pawła Fajdka. Gdybyśmy zdobyli w Rio jeszcze 5 złotych medali, to byłby bardzo dobry wynik