Prezes PZPN Zbigniew Boniek zapewnia, że nie odstąpi od dialogu z kibicami. - Za rok również zorganizujemy finał z oprawami. Nie zamierzam dzielić kibiców na dobrych VIP-ów i złych ultrasów - mówi na łamach portalu polsatsport.pl.
W tegorocznym finale Pucharu Polski na Stadionie Narodowym zmierzyły się Legia i Lech Poznań. Warszawianie wygrali 1:0, jednak wynik sportowy przesłonięty został przez rzucane na murawę przez kibiców z Poznania race. Bramkarz „wojskowych” Arkadiusz Malarz do końca utrzymał nerwy na wodzy, dzięki czemu sędzia Szymon Marciniak nie przerwał meczu przed końcem i niemal 50 tysięcy kibiców mogło obejrzeć dekorację zwycięzców.
Zbigniew Boniek obiecuje, że nie zejdzie z drogi dialogu z kibicami i za rok również można spodziewać się finału PP z oprawami.
- Nie będzie muru między PZPN-em, którym kieruję, a kibicami! - obiecuje prezes cytowany przez polsatsport.pl.
Boniek czuje się oszukany przez kibiców Lecha, którzy nie dotrzymali danego mu słowa i rzucali pirotechniką, ale jednocześnie nie wyobraża sobie finału rozgrywanego przy pustych trybunach.
- Nasze oprawy w Polsce są najlepsze w całej Europie. To - co przez długi czas pokazywali kibice obu uczestników finału - było niesamowicie efektowne i nikomu nie przeszkadzało. Nasi kibice mają - jeśli chodzi o oprawy - trzy razy większą fantazję niż kibice w Niemczech, Anglii, czy Hiszpanii. Wjeżdżały hasła, wielkie flagi z różnymi symbolami, chorągwie. Były i race, które - jeśli nie lecą w jakimś kierunku - nie stanowią żadnego zagrożenia - mówi. Prezes uważa, że część osób chce wykorzystać wydarzenia z finału do polityki i nie zamierza się z tym zgadzać. Mur przeciwko murowi? To nie będzie wymiar mojej kadencji prezesa PZPN, jeśli chodzi o kibiców - podkreśla.
Boniek wie, że odpalanie rac na meczach jest dla kibiców ważne.
- To wymiar ich inności, niezależności. Kibice nie chcą z tego zrezygnować. Może kiedyś uznają, że są przeżytkiem? Dziś race są w Turcji, na Bałkanach, w Polsce. Na Zachodzie kibice bardzo sporadycznie bawią się nimi na stadionach. W Polsce jest inaczej. Politycy zaostrzyli prawo, ale co to dało? Mnie race nie przeszkadzają. Mogą stanowić akcent na stadionach, o ile nie latają w kierunku boiska, czy innych kibiców. Kibice Legii też trochę przesadzili z tymi dymnymi racami na początku spotkania. Mam wrażenie, że im te race wymknęły się spod kontroli. Też zapomnieli, że aż takie zadymienie przeszkadza śledzić mecz - na stadionie, czy przed telewizorem - uważa i nie zamierza obrażać się na fanatyków, choć obrazek rac rzucanych z trybun na murawę dotknął go do żywego.
- Tysiąc osób ciężko pracowało dzień i noc, abyśmy mieli wielki finał Pucharu Polski. PZPN zadbał o każdy detal - również o murawę, aby była jak najlepszej jakości. Wysiłek to jedno, a koszty to drugie - organizacja Pucharu Polski kosztował 1 milion złotych. A że nie chcieliśmy, żeby Stadion Narodowy przypominał ten, który podejmie szczyt NATO w lipcu? To był nasz świadomy wybór. Którego nie żałuję, choć kibice Lecha nas oszukali... - kończy.
Pewne jest jednak, że Lech Poznań nie uniknie kary. Jakiej? O tym niebawem zdecyduje Wydział Dyscypliny związku.
Źródło: polsatsport.pl
mch