„Posiedzisz to zmiękniesz” – czysto filmowa fraza pasuje tu jak ulał
Ksiądz Michał Olszewski oraz dwie urzędniczki z ministerstwa są za kratami długie miesiące, a zapowiada się, że będą za nimi nadal. I to pomimo braku dowodów przestępstwa, pomimo tego, że sprawa dotyczy ośrodka na rzecz ofiar przestępstw, i konkursu na niego prowadzonego. Nie mamy do czynienia z „bandziorami”, czy „mafią” – jak to się właściwie usiłuje pokazać. Włos się jeży na głowie, że coś takiego się dzieje przy całkowitym milczeniu zagranicznych trybunałów. Przypominają się najgorsze czasy. Nie tylko te, jeszcze nam w miarę bliskie, z doby stanu wojennego, ale i te bardziej odległe, z epoki stalinizmu czy nawet zaborów. Ciąganie po aresztach, uciążliwe przesłuchania to są metody jeszcze rosyjskie, carskie, które potem zostały przejęte przez bolszewików i Sowietów. Już właśnie w epoce zaborów stosowano metodę albo aresztów „za karę” bez procesu, często hurtem, zbiorowo (choćby po manifestacjach), albo też nieustające wzywania na długie, ciągnące się całymi dniami, przesłuchania. Metodę tę za komuny już tylko „udoskonalano”.
Polityka terroru
Powiedzenie „znajdźcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” przypisywane jest sowieckiemu prokuratorowi polskiego pochodzenia Andriejowi Wyszynskiemu, który w latach trzydziestych ubiegłego wieku był oskarżycielem w moskiewskich procesach. To on oskarżał w trzech największych takich „pokazówkach” sądowych (procesy „szesnastu”, „siedemnastu”, „dwudziestu jeden”). W sierpniu 1936 roku wołał: „Żądam, by tych wściekłych psów rozstrzelano, wszystkich co do jednego!”. Wiedział, że nie tylko cela, ale jeszcze odpowiednie podgrzanie nastrojów społecznych służy realizacji polityki terroru. Czyż podobnych metod nie obserwujemy obecnie? Trzymany w areszcie ksiądz Michał Olszewski oraz dwie urzędniczki z ministerstwa – świadczą o tym, że władza nie boi się sięgać po metody rodem z czasów, o których myśleliśmy, iż są już dawno minione.