Zapora na zbiorniku retencyjnym na potoku Wilkówka w Wilkowicach w każdej chwili może zostać przerwana. Strażacy pracują, by wypompować zebrany nadmiar wody. Mieszkańcy są zaniepokojeni sytuacją. Woda, która się zebrała w zbiorniku retencyjnym na potoku Wilkówka sięga niemal jego brzegu. Straż pożarna ustawiła trzy wielkie pompy, które na wybierają nadmiar wody.
Zapora została wybudowana w 2013 roku. Wówczas inwestorem był tam nieistniejący już Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Katowicach. Instytucję nadzorował również nie kto inny, jak Stanisław Gawłowski, który w tamtym czasie był sekretarzem stanu w Ministerstwie Środowiska Odpowiedzialnym m.in. za gospodarkę wodną.
Wójt Wilkowic pod Bielskiem-Białą Janusz Zemanek ocenił, że zagrożenie przerwania zapory jest realne i z każdą chwilą, z uwagi na stopień nasiąknięcia korony wału wodą, większe.
Na czwartkowym posiedzeniu sztabu kryzysowego w Bielsku-Białej z udziałem m.in. szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego oraz komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej nadbryg. Jacka Kleszczewskiego poinformowano o trudnej sytuacji w powiecie bielskim, m.in. w gminie Wilkowice, gdzie po intensywnych opadach deszczu woda spływająca z gór szybko zapełniła nieoddany jeszcze do użytkowania zbiornik retencyjny.
Korona zapory zbiornika jest coraz bardziej nasiąknięta, a w tym momencie nie ma żadnej możliwości sterowania zbiornikiem. Nie jesteśmy w stanie z niego zrzucać wody w sposób inny niż odpompowywanie, a idzie ono bardzo powoli.
- powiedział w rozmowie z PAP wójt Wilkowic Janusz Zemanek. Jego zdaniem ryzyko przerwania zapory jest bardzo realne.
Ze względu na tę sytuację ewakuowano 85 osób z 25 budynków, 7 osób nie zgodziło się opuścić zagrożonych domów.
Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie. Mamy ustalone, że jeśli dojdzie do jakiegoś nieszczęścia i zapora runęłaby dzisiejszej nocy, to będą biły dzwony na kościele i to będzie ten sygnał (do ewakuacji – przyp. red.).
- powiedział.
Dodał, że początkowo sygnałem do ucieczki miała być syrena strażacka, ale w ostatnich dniach „działa tak często, że ludzie przestali już na nią zwracać uwagę”.
Woda ze zbiornika wypompowywana jest powoli i najprawdopodobniej będzie obniżana z prędkością pół metra na dobę. Jak dodaje, szybsze odciążanie zbiornika mogłoby mu zaszkodzić.
Prowadzimy prace w taki sposób, żeby zdejmować obciążenia ze zbiornika, ale nie możemy robić tego zbyt szybko - to jest pierwsza sprawa, a druga sprawa - no niestety ten dopływ wody jest ciągle tak duży, że mimo zastosowania trzech potężnych agregatów ciągle tej wody bardzo powolutku ubywa.
- mówi wójt.
Dodał, że stan zagrożenia będzie się utrzymywał w Wilkowicach "jeszcze przez kilka dni".
Jak się okazuje, zapora od samego początku była jednym wielkim bublem. Betonowa tama o długości 106 m i wysokości ponad 10 m, po umocnieniu brzegów, w konsekwencji utworzyło nieckę zbiornika o wymiarach 84x60 m. Zbiornik miał pomieścić 29 tys. m sześc. Wody, a cała inwestycja pochłonęła 7 mln zł.
Choć zbiornik miał stanowić rezerwuar wody dla okolicznych mieszkańców, pełnić funkcję zbiornika przeciwpożarowego, a przede wszystkim w razie konieczności zatrzymać falę powodziową, szybko okazało się, że w rzeczywistości nie jest w stanie pełnić żadnej z tych funkcji. Przedsiębiorstwo Wody Polskie, które przejęło zbiornik alarmowało, że napełnienie go wodą może doprowadzić do katastrofy.
Linda Hofman, rzeczniczka Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gliwicach przyznaje wprost, że obiekt nie pełni żadnej z funkcji, dla których został wybudowany.
To jeszcze nie koniec. Z przeprowadzonych ocen stanu technicznego oraz stanu bezpieczeństwa wynika, że od 2015 r. budowla nie może bezpiecznie piętrzyć wody, zaś zbiornik, wypełniając się samoczynnie w czasie intensywnych opadów atmosferycznych, może spowodować sytuację kryzysową.