Z ustaleń„Wiadomości” TVP1 wynika, że Prokuratura Krajowa wznawia śledztwo ws. afery hazardowej. Postępowanie dotyczy decyzji urzędników Ministerstwa Finansów z lat 2006–2009 w sprawie rejestracji tysięcy tzw. „jednorękich bandytów”. O wznowieniu śledztwa zadecydował prokurator krajowy, Bogdan Święczkowski, po szczegółowej analizie akt.
Najpierw przez lata rząd PO-PSL lekceważył sygnały o łamaniu prawa przez właścicieli firm hazardowych, którzy zarabiali wielkie pieniądze na automatach do gier o niskich wygranych - tzw. jednorękich bandytach. Potem, gdy w 2009 roku wybuchła afera hazardowa i wyszły na jaw informacje o zamieszanych w całą sprawę politykach PO, rząd postanowił zamieść problem pod dywan. Bez żadnych analiz, ratując się przed skutkami afery, zdelegalizował całą branżę. Decyzję osobiście podjął ówczesny premier Donald Tusk.
Wiceminister finansów Jacek Kapica, który nadzorował hazard stał się jej gorliwym wykonawcą. Z ujawnionych wtedy materiałów CBA wynikało, że ówczesny szef klubu PO Zbigniew Chlebowski i ówczesny minister sportu Mirosław Drzewiecki mieli podczas prac nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej działać na rzecz biznesmenów z branży hazardowej. Choć zarówno Chlebowski jak i Drzewiecki wszystkiemu zaprzeczali, ostatecznie stracili oni swoje stanowiska.
W zgodnej opinii ekspertów, wskutek afery hazardowej Skarb Państwa stracił miliardy złotych. Wysokie podatki z hazardu przestały być pobierane, a pieniądze zamiast trafiać do budżetu państwa zaczęły wpływać do kieszeni przestępców. Automaty określane mianem "jednorękich bandytów" w rzeczywistości wcale nie zniknęły z rynku. Trafiły do podziemia, a zyski z ich działania zasilały szarą strefę.
Tak było do 18 grudnia 2015 roku, kiedy to wygasło ostatnie zezwolenie pozwalające na korzystanie z tego typu urządzeń poza kasynami gry. Ograniczenia takie wprowadziła uchwalona w listopadzie 2009 roku ustawa o grach hazardowych. Jednym z powodów dla których uchwalono takie przepisy, był fakt, że w opinii urzędników i funkcjonariuszy część organizatorów gier hazardowych wykorzystuje automaty do legalizacji pieniędzy pochodzących z działań przestępczych tzw. „prania brudnych pieniędzy”.
Warszawska prokuratura okręgowa umorzyła śledztwo w sprawie afery 7 kwietnia 2011 r. Teraz, jak wynika z ustaleń „Wiadomości” TVP1 prokuratura wraca do całej sprawy. O wznowieniu śledztwa zadecydował prokurator krajowy, Bogdan Święczkowski, po szczegółowej analizie akt.
Postępowanie w sprawie automatów o niskich wygranych prowadził od 2009 roku wydział przestępczości zorganizowanej i korupcji ówczesnej Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. W październiku 2014 roku media informowały, że w sprawie - w której zarzuty usłyszało ok. 200 osób: właściciele firm z automatami, celnicy oraz urzędnicy MF - zarzut niedopełnienia obowiązków służbowych miał usłyszeć także wiceminister finansów i szef służby celnej Jacek Kapica. Jak informował wówczas portal tvn24.pl, zarzut uchylono, a postępowanie odebrano prokuratorowi, który je prowadził.
Rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk mówił wówczas dziennikarzom, że białostockie śledztwo było objęte tzw. nadzorem zwierzchnim Prokuratury Generalnej. Podał, że w lipcu 2014 r. zastępca Prokuratora Apelacyjnego w Białymstoku powiadomił PG o wydaniu postanowienia o przedstawieniu zarzutów Jackowi Kapicy. Z ustaleń portalu wynikało, że PG poprosiła prokuraturę w Białymstoku o "przedstawienie własnego stanowiska w przedmiocie zasadności zarzutu wydanego wobec Jacka Kapicy". Miesiąc później prokurator apelacyjny podjął decyzję o uchyleniu zarzutów wobec ministra; wniósł też do PG o przeniesienie postępowania do innej prokuratury. Sprawa trafiła do Poznania. Po trzech latach, w marcu tego roku zostało umorzone.
Czego dokładnie dotyczyło śledztwo? Białostoccy śledczy informowali w maju 2014 roku, że z powodu "rażących zaniedbań urzędniczych", funkcjonujący w latach 2003-2009 system nadzoru nad rynkiem gier na automatach o niskich wygranych był niesprawny. Skutkiem tych zaniechań była powszechna eksploatacja urządzeń, która była niezgodna z ustawą. Gry na automatach były organizowane wbrew przepisom i bez stosownych zezwoleń. Ukrywane były dochody z tej działalności, a następnie legalizowane, czyli dochodziło do "prania brudnych pieniędzy".