Centralne Biuro Antykorupcyjne i Prokuratura Regionalna w Katowicach, prowadząca śledztwo w sprawie prywatyzacji Ciechu, poinformowały, że wśród zatrzymanych podejrzanych znalazł się były wiceminister skarbu w rządzie PO-PSL Paweł T. To właśnie on był jednym z głównych bohaterów prywatyzacji „polskiej chemii” w latach 2012–2014.
W legendarnym „Muppet Show” Jima Hensona stałym elementem był cykl „Świnie w kosmosie”. W jednym z odcinków dowodzący „Świniolotem” dr Strangepork ostentacyjnie oświadczył: „Są takie rzeczy na świecie, o których nawet świniom się nie śniło”. Tak zaczynał się jeden z serii kilkunastu artykułów z 2014 r., w których opisywałem kulisy prywatyzacji tzw. polskiej chemii. Warto przypomnieć fakty, które wówczas ujawniałem. Nie tylko dlatego, że kilka z tych tekstów zostało usuniętych z sieci, na żądanie adwokata Zbigniewa Ćwiąkalskiego (minister sprawiedliwości w pierwszym rządzie Donalda Tuska), reprezentującego wówczas interesy Jana Kulczyka. Warto przypomnieć tamte wydarzenia w kontekście tego, o czym w zeszłym tygodniu informowały Centralne Biuro Antykorupcyjne i Prokuratura Regionalna w Katowicach, prowadząca śledztwo w sprawie prywatyzacji Ciechu (według informacji Polskiej Agencji Prasowej straty mogły sięgnąć nawet 110 mln zł). Wśród osób zatrzymanych, a co za tym idzie – podejrzanych, znalazł się były wiceminister skarbu w rządzie PO-PSL Paweł T. To właśnie on był jednym z głównych bohaterów moich tekstów.
Dziś mało kto pamięta, że na początku czerwca 2014 r. doszło do sekwencji wydarzeń, których wówczas oficjalnie w ogóle ze sobą nie kojarzono, bo cała Polska obchodziła hucznie „25-lecie Wolności”. Otóż tak się składa, że w tym czasie Jan Kulczyk kupił Ciech, Wiaczesław Mosze Kantor zaczął kontrolować Grupę Azoty, a Paweł T., który negocjował z nimi w imieniu Skarbu Państwa, odszedł z ministerstwa, po czym został prezesem Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.
Na rynku pojawiły się wątpliwości i pytania, czy kontrolowane przez Kulczyka spółki – KI Chemistry i Kulczyk Investment – działały samodzielnie, czy może pełniły rolę słupa dla rosyjskiego Acronu, który kilka dni później zwiększył swoje zaangażowanie w Grupie Azoty.
Doszło do tego w dniach 6 i 9 czerwca, gdy spółka Norica Holding, będąca pośrednikiem rosyjskiego giganta chemicznego Acron, nabyła kolejny pakiet akcji tarnowskiego potentata branży chemicznej. W sumie Rosjanie posiadali 20,0026 proc. akcji Azotów, co dawało im możliwość wprowadzenia do Rady Nadzorczej spółki własnego przedstawiciela i wglądu w ważne dla Azotów informacje, czyli m.in. w plany inwestycyjne.
W międzyczasie, dzień po zamknięciu prywatyzacji Ciechu, okazało się, że z posady wiceministra zrezygnował Paweł T., który nadzorował departament prywatyzacji w Ministerstwie Skarbu Państwa (MSP) i osobiście pilotował sprzedaż Azotów oraz Ciechu. Tego dnia, późnym popołudniem, MSP opublikowało następujący komunikat:
„Wiceminister skarbu Paweł T. podał się do dymisji; premier Donald Tusk ją przyjął. Rezygnacja ma związek z planowanym zgłoszeniem T. na stanowisko prezesa Giełdy Papierów Wartościowych”.
Czy te trzy zdarzenia miały ze sobą bezpośredni związek? By odpowiedzieć na to pytanie, warto prześledzić, co się działo wcześniej wokół prywatyzacji tzw. polskiej chemii, czyli największych przedsiębiorstw państwowych w polskiej branży chemicznej, tj. Azotów i Ciechu.
Zaczęło się w maju 2012 r., gdy rosyjski koncern Acron ogłosił wezwanie na zakup akcji tarnowskich Azotów. Mimo przedłużania wezwania i podnoszenia ceny Rosjanom nie udało się przejąć kontroli nad polską firmą. Mikołaj Budzanowski, który był wtedy ministrem Skarbu Państwa, uznał to za próbę wrogiego przejęcia i by do niego nie dopuścić, ogłosił fuzję tarnowskich Azotów z zakładami w Puławach. Konsolidacja grupy miała odstraszyć Rosjan. Ale Rosjanie się nie poddali i rozpoczęli twardą grę, której celem było przejęcie całkowitej kontroli nad polskimi Azotami.
W listopadzie 2012 r. by uniknąć ryzyka i kolejnych spekulacji, Budzanowski konsekwentnie realizował scenariusz konsolidacji grupy. W tym czasie Rosjanie mieli już duży pakiet akcji Grupy Azoty, ale bez żadnego wpływu na firmę. Nie poddawali się jednak. Wybuchła wojna nerwów i wielomiesięczna gra o każdy pakiet akcji.
W kwietniu 2013 r. Budzanowski stracił posadę ministra i zastąpił go kojarzony ze służbami Włodzimierz Karpiński, blisko związany z Bartłomiejem Sienkiewiczem i Pawłem Grasiem. Karpiński jako były członek zarządu Grupy Azoty Zakładów Azotowych „Puławy” miał fachowym okiem przypatrywać się prywatyzacji polskiej chemii i bacznie ją nadzorować.
1 czerwca 2013 r. Wiaczesław Mosze Kantor, szef rosyjskiego Acronu, prawa ręka Putina i jeden z najbogatszych ludzi w Izraelu, stracił cierpliwość do polskich partnerów. W programie „Studio Wschód” w TVP Info ujawnił, kto zaprosił go do gry o polską chemię. Okazało się, że Kantora wspierali były prezydent Aleksander Kwaśniewski i były premier Jan Krzysztof Bielecki. A urzędujący wiceminister skarbu Paweł T. namawiał Kantora do wejścia w Azoty. T. usiłował publicznie dementować te informacje, zanim szef Acronu udzielił wywiadu w TVP Info.
„Nigdy nie składałem takich propozycji. To od Acronu wyszła inicjatywa kupna akcji” – przekonywał T. na łamach „Parkietu”.
Wypowiedź Kantora dla polskiej telewizji nie pozostawiała jednak złudzeń: „Z całą odpowiedzialnością potwierdzam, że przed złożeniem ekonomicznej propozycji przeprowadziliśmy konsultacje. Konsultowaliśmy się z Ministerstwem Skarbu, z wiceministrem Pawłem T., który osobiście zaproponował mechanizm publicznego wezwania na sprzedaż akcji Tarnowa. Osobiście określił próg cenowy” – tłumaczył szef Acronu na antenie TVP Info.
Co ciekawe, po incydencie w telewizji polskiej i nagłośnieniu zaangażowania T., informacje na temat rosyjskiego udziału w prywatyzacji polskiej chemii zaczęły dyskretnie znikać z mediów. Zaś Acron sukcesywnie zwiększał zaangażowanie w Azotach. W efekcie pod koniec 2013 r. stał się drugim co do wielkości akcjonariuszem jednego z największych w Europie koncernów chemicznych.
Tymczasem w grudniu 2013 r. rozpoczęły się nieformalne rozmowy na temat innej polskiej spółki chemicznej – Ciechu. Przejęciem kontroli nad nią interesował się najbogatszy Polak – Jan Kulczyk.
5 marca 2014 r. KI Chemistry, spółka z grupy Kulczyk Investment, ogłosiła wezwanie na 66 proc. akcji Ciechu. Do realizacji tego wezwania konieczna była odpowiedź Skarbu Państwa, posiadającego powyżej 38 proc. akcji. Wtedy doszło do serii spotkań Jana Kulczyka z Pawłem T.
Ówczesny szef Pawła T. – Włodzimierz Karpiński – pytany przeze mnie (na kilka tygodni przed wybuchem tzw. afery podsłuchowej) o charakter tych mityngów, odpowiedział lakonicznie:
„Spotkania przedstawicieli resortu w sprawach spółek przeznaczonych do prywatyzacji mają charakter formalny”.
Ale idźmy dalej. Na przełomie marca i kwietnia 2014 r. rozpoczęła się szeroko zakrojona akcja na rzecz Pawła T., lansująca go na prezesa Giełdy Papierów Wartościowych, której zarząd kończył kadencję w czerwcu 2014 r. T. – były makler – przedstawiany był w mediach („Puls Biznesu”, Polityka Insight, Reuters, TVN24) jako idealny kandydat do pełnienia funkcji szefa warszawskiej giełdy. Aby to zrealizować, musiał mieć jednak zgodę Donalda Tuska i specjalnej komisji rządowej.
T. tkwił bowiem w permanentnym konflikcie interesów: będąc wiceministrem, nadzorował GPW i jednocześnie – faktycznie – decydował, kto może być jej szefem.
W maju 2014 r. doszło do nagłego przyśpieszenia na wszystkich frontach związanych pośrednio lub bezpośrednio z prywatyzacją polskiej chemii. Akcjonariusze mniejszościowi Azotów sprzedają pakiety akcji, ale nie ujawniają nabywcy. Podejrzenie pada na Acron, że przez działające na jego zlecenie spółki skupuje kolejne pakiety akcji, aby przekroczyć próg 20 proc. i wprowadzić swojego przedstawiciela do Rady Nadzorczej, a być może w przyszłości być największym akcjonariuszem Grupy Azoty. W tym samym czasie negocjacje Jana Kulczyka ze Skarbem Państwa nabierają rumieńców. Przejęcie Ciechu przez KI Chemistry zdaje się być przesądzone.
Gdy 15 maja 2014 r. Agencja Reuters doniosła, że Paweł T. jest pewniakiem, jeśli chodzi o nowego szefa giełdy, doszło do bardzo znamiennego zdarzenia. Akcjonariusze giganta chemicznego Ciechu przegłosowali wniosek MSP o przerwaniu walnego zgromadzenia, które miało zdecydować o podziale dywidendy, czyli zysku spółki (ponad 100 mln zł). Potencjalny inwestor apelował publicznie o pozostawienie zysku w spółce. Popierał to zarząd, chcąc przeznaczyć zysk na kapitał zapasowy.
A potem Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy wybrało Pawła T. na szefa Giełdy Papierów Wartościowych. Wszystko wyglądało tak, jakby wysoki urzędnik państwowy wykonał zadanie i trafił na z góry upatrzoną pozycję. Izraelski serwis Likudnik (należący do partii Likud, której liderem jest aktualny premier Izraela Benjamin Netanjahu) pisał wówczas o „niewidzialnej wojnie” Rosji o przejęcie kontroli nad polską gospodarką. Niebagatelną rolę w tej wojnie miał odgrywać Mosze Kantor, a jego największym sojusznikiem miał być – według Likudnik – Paweł T., nowy szef polskiej giełdy.
Czy tak rzeczywiście było? Niech sprawdzi prokurator. Ale doprawdy... „są takie rzeczy na świecie, o których nawet świniom się nie śniło”.