Sąd nie zostawił suchej nitki na akcie oskarżenia, jaki w 2015 r. sporządziła prokuratura wobec bliskiego współpracownika, resortowego zastępcy Grzegorza Schetyny i dwójki dalszych współoskarżonych. Sformułowania aktu oskarżenia nie pozostawiały innej możliwości jak uniewinnienie – uznał sąd.
Witold Drożdż, wiceminister spraw wewnętrznych z czasów kierowania resortem przez Grzegorza Schetynę, został wraz z dwójką innych urzędników w 2015 r. oskarżony w śledztwie dotyczącym tzw. infoafery. CBA wykryło wcześniej nadużycia w postaci m.in. wymuszania decyzji kadrowych przy wykorzystaniu swoich wysokich funkcji przez urzędników oraz zlecania przez nich zlecania nieuzasadnionych i kosztownych analiz. Afera dotyczyła przetargów na informatyzację z wielkimi łapówkami w tle.
Warszawska prokuratura postawiła Drożdżowi 6 zarzutów, w tym nadużycie uprawnień oraz niedopełnienie obowiązków.
Dzisiaj w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Mokotowa Witold Drożdż wraz z dwójką pozostałych oskarżonych Tomaszem K. i Ryszardem Ch. usłyszeli od sędzi Agnieszki Jaźwińskiej, że sąd nie odnalazł dowodów ich winy, a prokuratura - oskarżając ich - zrobiła szkolne błędy w akcie oskarżenia.
- Prokuratura zrobiła szkolny błąd, w procesie karnym to nie do pomyślenia. Domagała się skazania oskarżonego za czyn, który miał popełnić jako funkcjonariusz publiczny wtedy, gdy już nim nie był
– mówiła sędzia Jaźwińska. Skrytykowała, że śledczy jako główny dowód przyjęli zeznania niewiarygodnego świadka, skazanego już w innym z wątków infoafery.
Wszystkie zarzuty, choć sformułowane w skomplikowany sposób, tak na prawdę dotyczą prostych spraw, które nie są związane z wydawaniem przez oskarżonych decyzji administracyjnych.
- Prokurator wniósł w procesie jako materiał obciążający m.in. decyzję Komisji Wspólnot Europejskich z 2009 r., która wykluczała podpisanie jednej z umów na zatrudnienie. Decyzja została złożona do akt sprawy w języku angielskim, a jedna trzecia to były symbole komputerowe, których sąd naprawdę nie rozumie. Sąd dał dwa miesiące dla prokuratury, by znalazła biegłego-eksperta, który wskazałby, dlaczego ta umowa jest sprzeczna z decyzją KWE
– mówiła sędzia. Jak wyjaśniła, przez dwa kolejne miesiące prokuratura nie znalazła takiego biegłego, wobec czego sąd nie uwzględnił tego dowodu.
Zadowolenia z wyroku nie krył po wyjściu z sali sądowej Witold Drożdż, który stwierdził, że komentarz jest zbędny, skoro sąd tak jednoznacznie wypowiedział się, co myśli o akcie oskarżenia. Trafienie na ławę oskarżonych nie przeszkodziło w zatrudnianiu od 2012 r. Drożdża w funkcji dyrektora zarządzającego w firmie Orange. Zadowolenia z obrotu sprawy nie krył też obrońca Drożdża, mec. Wojciech Brochwicz, były człowiek służb specjalnych, dawny dyrektor w Urzędzie Ochrony Państwa.