- Jakkolwiek w Rosji niczego wykluczyć nie można z uwagi na naturę tego państwa, to uważam, że groźby użycia broni jądrowej są blefem, który miał przekonać Zachód do tego, aby odmówił dalszego udzielania pomocy Ukrainie, co nie nastąpiło i nie nastąpi. Czekamy na wewnętrzne załamanie Rosji, na implozję systemu, bo tylko tak ta wojna może się kończyć – ocenił Przemysław Żurawski vel Grajewski w rozmowie z portalem Niezalezna.pl.
Po tym, jak doszło do eksplozji na Moście Krymskim, możemy obserwować zwiększenie agresji Rosji, jeżeli chodzi o działania wojenne i propagandowe. Z przekazu Rosjan coraz częściej padają groźby dotyczące użycia taktycznej broni jądrowej, dodatkowo w ostatnich dniach doszło do licznych bombardowań na ukraińskie miasta, które odbierane są jako zemsta Putina za ukraińską kontrofensywę.
Zapytaliśmy profesora Bohdana Huda, ukraińskiego politologa o to, czy jego zdaniem tak nerwowe reakcje Putina mogą być związane z tym, że jego pozycja słabnie.
– To, co się dzieje wokół Ukrainy, bardzo przypomina mi to, co działo się przed II wojną czeczeńską. Wjechała ciężarówka z Bułgarii do Armenii – jak wiemy, między tymi krajami jest duża odległość, jak to zrobiła, tego nie wiemy, wjechała od strony oczywiście Rosji, przeszła przez kontrolę przy wjeździe na most i potem nastąpiła eksplozja
– powiedział, nawiązując do doniesień, według których ciężarówka, która spowodowała wybuch na Moście Krymskim, wjechała od strony Rosji.
- Moim zdaniem była to zwykła prowokacja, której celem było usprawiedliwienie tych ataków na miasta ukraińskie, które teraz rozpoczęła Rosja. Bardzo wymowny jest przykład szefa okupacyjnych władz Krymu Siergieja Aksjonowa, który od początku mówił, że „jeżeli będziemy atakować infrastrukturę energetyczną Ukrainy, to operacje specjalną można było skończyć do maja”
- przypomniał.
Bohdan Hud ocenił, że prawdopodobnie widzimy po prostu zmianę podejścia Rosji do tzw. „operacji wojskowej”. – Pytanie, czy starczy rakiet do tego, żeby te obecne działania były regularne. Najbliższe dni pokażą, czy będą w stanie kontynuować ten model prowadzenia wojny – zakończył.
Były szef MSZ Witold Waszczykowski, obecnie europoseł ocenił, że jego zdaniem pozycja Władimira Putina w Rosji wciąż jest bardzo silna.
– Putin nie słabnie. Z informacji, które docierają europejskimi służbami dyplomatycznymi, wynika, że pozycja Putina jest nienaruszona. W dalszym ciągu ma duże poparcie społeczeństwa
– ocenił.
- Rosjanie w dalszym ciągu są przygotowani do długiej wojny, mają olbrzymie zapasy finansowe, i te zapasy dalej uzupełniają, bo cały czas handlują ze światem gazem i ropą. Osiem pakietów sankcji, które zostały wprowadzone, nie przynoszą skutecznych efektów, mówi się już o dziewiątym. W związku z tym nasze opinie, że Putin przegrywa, są naiwnością. Oni są przygotowani na wiele miesięcy, a nawet lat wojny, na wyniszczenie Ukrainy. Są przygotowani, że Europa „zmęczy się”, spowszednieje jej ta wojna i oswoi się ze stratami. Rosja liczy, że Europa będzie cierpieć z powodu braków energetycznych i będzie podnosić się coraz większe niezadowolenie. Wśród wielu elit Europy Zachodniej panuje przekonanie, że trzeba utrzymać dialog z Rosją. Dlatego nie jestem optymistą. Uważam, że za wcześnie ogłaszamy zwycięstwo Ukraińców. Rosja jest przygotowana na długą wyniszczającą wojnę. Ze względu na duże dysproporcje w potencjale ekonomicznym są przekonani, że oni w dłuższym okresie tę wojnę wygrają - dodał.
Profesor Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog Uniwersytetu Łódzkiego stwierdził, że „wojna nie toczy się zgodnie z założeniami Putina”.
– To, że przeprowadzane są uderzenia rakietowe, nie ma przecież znaczenia wojskowo-operacyjnego, mają one charakter terrorystyczny. Ich celem jest zmuszenie Ukrainy do kapitulacji, co się nie wydarzy, bo Ukraińcy wiedzą, że kapitulacja oznacza masowe egzekucje. Jednocześnie Rosjanie tymi atakami wyczerpujące cenne zapasy amunicji rakietowej, której nie są w stanie odtwarzać, oni produkują nieco ponad 200 tego typu pocisków rocznie. Jeżeli wystrzelili ostatnio 80, to oznacza, że jeszcze jedna, dwie salwy i koniec – ocenił.
- Przypominają one działania niemieckie z czasów ostrzeliwania Londynu pociskami V1 i V2, co oczywiście powodowało ofiary śmiertelne i było źródłem rozmaitych tragedii, natomiast nie miało to wpływu na przebieg działań bojowych na frontach. Tutaj jest dosyć podobne. Rosjanie przy tym tracą resztki prestiżu w oczach opinii społecznej – o ile to jeszcze możliwe – bo z pełną premedytacją uderzają w cywilów i nie ma to żadnego innego sensu niż tylko terrorystyczny
- dodał.
Żurawski vel Grajewski zaznaczył, że „Amerykanie nie zmniejszą swojego wsparcia dla Ukrainy, a być może nawet je zwiększą”.
– Podobnie twarde stanowisko z pewnością utrzymają Polska i państwa bałtyckie, więc nie widać, co pozostawałoby atutem rosyjskim, a mogłoby zmienić bieg „operacji” poza moim zdaniem mitycznym grożeniem bronią atomową. Trzeba pamiętać, że to nie jest tak, że Putin jednoosobowo podejmie decyzje i odpali salwę. To też wymaga decyzji kolektywnej władz rosyjskich. Jakkolwiek rozumiemy, że Putin walczy o życie i on mając do wyboru śmierć własną, czy śmierć innych, wybrać rozwiązanie bardziej dramatyczne, to sądzę, że możemy mieć uzasadnioną nadzieję, że wysoko postawieni rosyjscy wojskowi chcą żyć, a wiedzą, że gdyby uczestniczyli w takim przedsięwzięciu, to zostaliby ostatecznie znalezieni i zabici, a tak mają szansę przeżyć
– stwierdził.
Dopytaliśmy naszego rozmówcę, czy jego zdaniem agresywne ruchy Putina mogą być spowodowane tym, że może on utracić władze i jest to jego akt desperacji.
– Gdyby zdecydował się użyć broni jądrowej, to byłby to akt desperacji. Sądzę, że nieusłuchany, w tym sensie, że Rosjan czekałby odwet zapowiedziany przez Amerykanów, czyli zniszczenie floty czarnomorskiej i wszystkich zidentyfikowanych jednostek na terenie Ukrainy, co zapowiadali emerytowani wysocy przedstawiciele Stanów Zjednoczonych, którzy nie mówili tego ot tak sobie. Myślę, że nikt nie ma wątpliwości, jaki byłby rezultat konwencjonalnego ataku Stanów Zjednoczonych na siły rosyjskie, z którymi przecież skutecznie walczą Ukraińcy, a Amerykanie mają zdecydowanie większe możliwości uderzeniowe
zaznaczył.
- Jakkolwiek w Rosji niczego wykluczyć nie można z uwagi na naturę tego państwa, to uważam, że groźby użycia broni jądrowej są blefem, który miał przekonać Zachód do tego, aby odmówił dalszego udzielania pomocy Ukrainie, co nie nastąpiło i nie nastąpi. Czekamy na wewnętrzne załamanie Rosji, na implozję systemu, bo tylko tak ta wojna może się skończyć. Putin nie będzie negocjował żadnego pokoju ani Ukraińcy się na takie negocjacje nie zgodzą. Jedynym rozwiązaniem jest wycofanie się z Rosji z Ukrainy w granicach znanych z 1991 roku. Putin się na to nie zgodzi, więc wojna będzie trwała do momentu jego usunięcia - zakończył profesor Uniwersytetu Łódzkiego.