Jeszcze niedawno dość wyraźnie wskazywano, że Donald Tusk, którego kadencja na stanowisku szefa Rady Europejskiej wygasa 30 listopada, miałby ubiegać się np. o fotel prezydenta Polski w przyszłorocznych wyborach. Tymczasem, jak wynika z analizy przedstawionej w jednym z niemieckich magazynów, nie brakuje głosów twierdzących, że "Tusk czeka na ofertę międzynarodową".
Od długiego czasu często powtarzanym sloganem jest powrót urzędującego przewodniczącego Rady Europejskiej, Donalda Tuska, "na białym koniu" do polskiej polityki po wygaśnięciu brukselskiej kadencji. Wielu widziałoby w byłym premierze kandydata np. na prezydenta Polski. Nie brakuje też głosów, że to właśnie Tusk miałby stanąć na czele obozu obecnej opozycji.
Niedawne próby - używając terminologii biologicznej - reintrodukcji Tuska na grunt polski nie należały do łatwych i udanych. Jego majowe tournee przyćmił skandal, jaki wybuchł po słowach supportującego go w Warszawie Leszka Jażdżewskiego, a i czerwcowa aktywność Tuska w związku z 30-leciem częściowo wolnych wyborów przeszła bez większego echa.
Może ponowne pojawienie się Donalda Tuska w polskiej polityce jest jak na razie jedynie pobożnym życzeniem środowisk związanych z opozycją? Paul Flueckiger w niemieckim magazynie "Cicero" postanowił poświęcić sporo uwagi sprawie Donalda Tuska w kontekście możliwego powrotu.
W jednym z fragmentów obszernej analizy, którą częściowo przytacza portal dw.com, czytamy:
"Wielu uważa, że zbawiciel na białym koniu czeka na ofertę międzynarodową, która pozwoliłaby uniknąć mu galopu przez polskie polityczne bagno".
Pozostaje pytanie, na jaką ofertę czeka Tusk. Niedawno były premier sam zaprzeczył, przy drwiącym wtórze Junckera, że ubiegać miałby się o stanowisko szefa Komisji Europejskiej. Ponadto, nie miałby też być rozważany jako kandydat na którekolwiek z innych wysokich stanowisk unijnych.