- To miejsce, gdzie odbywały się te akty pedofilskie, to było też miejsce zbierania haków, szantażowania. Dzisiaj wielu ludzi boi się, że kwity zostaną pokazane i dlatego broni ich do końca. Tu trzeba działać szybko, bo naprawdę wiele osób w państwie, również ze świata polityki, może być szantażowanych - tak o przedstawionej w filmie Sylwestra Latkowskiego sprawie sopockiego lokalu "Zatoka Sztuki" mówił w TVP redaktor naczelny "Gazety Polskiej" i "GPC", Tomasz Sakiewicz.
Dzisiaj Tomasz Sakiewicz w "Gościu Wiadomości" komentował okoliczności przedstawione w filmie Sylwestra Latkowskiego "Nic się nie stało", w którym opisano kulisy działania Krystiana W., ps. Krystek określanego przez media „łowcą nastolatek”. Latkowski przywołał zeznania nastolatek, które opisywały gwałty i molestowanie. Film "Nic się nie stało" opowiada o zjawisku pedofilii, koncentrując się głównie na sprawie pomorskiego lokalu Zatoka Sztuki, w którym miało dochodzić do wykorzystywania seksualnego nieletnich. Klub ten odwiedzali liczni celebryci.
- Jeżeli ktoś trafiał w takie miejsce, widział chociażby te reklamy, które są powszechnie dostępne, to mógł i powinien mieć podejrzenia, że dzieje się tam coś bardzo niedobrego. I nie chodzi nawet o seksusługi, tylko że miały one taki specyficzny posmak. Ta reklama, i wyposażenie, które pokazano w filmie, sugerowały, że mamy do czynienia z jakimiś aktami dotyczącymi nieletnich czy bardzo młodych osób. Jeżeli komuś się nie odezwały "dzwonki", to albo mu to odpowiadało, albo jest kompletnym idiotą
- tak sprawę ocenił redaktor naczelny "Gazety Polskiej".
- To miejsce, gdzie odbywały się te akty pedofilskie, to było też miejsce zbierania haków, szantażowania. Dzisiaj wielu ludzi boi się, że kwity zostaną pokazane i dlatego broni ich do końca. Tu trzeba działać szybko, bo naprawdę wiele osób w państwie, również ze świata polityki, może być szantażowanych
- dodał.
#GośćWiadomości | @michalkarnowski: #NicSieNieStalo poruszył dyskusję, która w Polsce była asymetryczna, to było niezdrowe dla życia publicznego. @TomaszSakiewicz: Jeśli ktoś trafiał w takie miejsce, powinien mieć podejrzenia, że dzieje się coś niedobrego. pic.twitter.com/e1HyYmMFZ3
— TOP TVP INFO (@TOPTVPINFO) May 22, 2020
Redaktor Sakiewicz wyjaśniał także sprawę mafijnych układów w Trójmieście, które czasem nazywane jest "małą Sycylią".
- Trójmiasto stanowią miasta portowe, z dużym ruchem turystycznym, gdzie wielu ludzi poszukuje rozrywki. Są narażone na układy mafijne i patologię. To nie jest problem tylko polskiego Trójmiasta, ale wielu miast portowych, ale jeśli walczy się z tym, na bardzo wczesnym etapie się to zdusi, to te patologie nie przejmują władzy, a w Trójmieście one nie tylko miały wpływ na władze lokalne, ale i na sądy. Opisywana przez nas sprawa sędziego Milewskiego to jest element układu trójmiejskiego, połączenia sądów, prokuratur, polityki, ale też biznesu, bo przecież rzecz ocierała się o potężną aferę Amber Gold. Te układy w pewnym momencie przejęły władzę lokalną i zaczęły generować politycznie i biznesowo na cały kraj, bo te układy trójmiejskie zaczęły w Polsce tworzyć potężne układy polityczne, które miały bardzo dużo wpływ na to, co się działo w polskim państwie
- powiedział.
Zdaniem Tomasza Sakiewicz, ta "niezduszona patologia" trwała od lat 70. XX w.
- Trwało to od współpracy mafii ze służbami specjalnym, najpierw istniejącymi, potem rozwiązanymi, które przetrwały w różnych formach i przerodziły się w układy biznesowe, a wreszcie na końcu - obejmowały światek showbiznesu, ale też nielegalnego biznesu seksualnego, handel narkotykami. To wszystko zaczęło ze sobą współpracować, a my dowiadywaliśmy się o czymkolwiek, gdy oni się ze sobą pokłócili, rzucali na siebie kwity - dodał.