Chęć odebrania św. Janowi Pawłowi II honorowego obywatelstwa miasta w Bydgoszczy przez radnego z Koalicji Obywatelskiej w pewnej mierze mnie nie dziwi. Nie dziwi, gdyż radny pochodzi z formacji, która udając „partię środka” ukrywa w oficjalnym przekazie swoje lewicowe fundamenty ideowe. Te jednak co pewien czas się ujawniają. Tak jak i w tej sytuacji. „Diabeł ubrał się w ornat i na mszę dzwoni” – mówi dawne polskie przysłowie i najlepiej oddaje to, czym jest Platforma Obywatelska.
Ktoś ostatnio przypomniał zdjęcia Donalda Tuska, który w kampanii przedstawiał się jako żarliwy katolik i w mieszkaniu miał ustawiony cały ołtarzyk ze świętymi obrazkami i krucyfiksem na stoliku. Teraz ponoć ołtarzyk zniknął. Brukselskiemu eurokracie nie wypada przecież.
„Wierzę w Boga Spinozy” – deklaruje Rafał Trzaskowski, prezydent stolicy, który wspiera marsze równości, ruchy LGBT i nie ukrywał, że chciałby udzielać w Warszawie ślubów parom homoseksualnym (mówił o tym u Moniki Olejnik).
I właściwie dla każdego jest jasne, iż Koalicja Obywatelska to partia lewicowa. A jednak… Jednak ciągle jej się marzy „gra środkiem” i stąd udaje partię centrową, której drogie są tradycje i konserwatywne wartości. O tyle, o ile kiedyś nawet istniało w PO jakieś „prawe skrzydło” to jednak dawno ono zniknęło. Ale też stanowi to dla Platformy problem – bo ani nie przebije w hasłach lewicowych Lewicy czy Biedronia, ani też nie może marzyć o tym, że zachwyci się nią ktokolwiek, kto faktycznie ma konserwatywne poglądy.
Jest zdana na bezmyślny środek, mało ideowy, płytki, „fejsbukowy”, powierzchowny, pełen lemingów reagujących na słodkie hasełka. Ten środek reaguje tylko na proste bodźce. Nie na myśli, idee, analizy, lecz na bodźce. Dlatego ubranej w ładne garnitury, „europejskiej” Platformie potrzebne są awantury, wrzaski, podbijanie emocji i rozkręcanie brutalnej wojny nie wokół merytorycznie istotnych tematów, ale spraw powierzchownych. Stąd i prowokacje sejmowe i inne bardzo ostre zachowania – choćby te na konferencjach prasowych.
Szczególnie, że dopiero co partia stanęła na krawędzi. Kidawa-Błońska miała poparcie rzędu kilku procent i już widać było na horyzoncie totalną katastrofę całej formacji. Wyjściem było jedynie zaostrzenie narracji. Dalsza zacięta walka nadal będzie się jednak toczyć w „kostiumie” partii centrowej – bo przecież ujawnianie prawdziwego, lewicowego podłoża ideologicznego teraz się po prostu nie opłaca. Nie dziwi mnie w związku z tym, że Borys Budka „nie słyszał” wypowiedzi swego kolegi z samorządu bydgoskiego. Na jego miejscu też bym nie słyszał.