Na świecie jednak, od prawa do lewa, panuje generalna konfuzja. Celnie opisał to w piątkowym felietonie na łamach włoskiego „Il Giornale” Alessandro Sallusti, redaktor naczelny dziennika. Oto według niego liberałowie i lewica dostali szału, antytrumpowego amoku, przede wszystkim z racji tego, iż amerykański prezydent, stosując ostrą retorykę i działając zdecydowanie, zmierza jednak do… rozwiązania pokojowego. Nagrody Nobla z tego nie będzie, wiadomo, ale jednak zasadniczym celem jest – POKÓJ. To nie Unia Europejska, nie wszystkie demokratyczne, liberalne elity, ale właśnie prawicowiec Trump robi coś, czego Europa nie była w stanie zrobić.
Ale też z drugiej strony są konserwatyści. Ci także doświadczają konfuzji, bo Trump podjął dialog z Putinem, bądź co bądź człowiekiem komunistycznych służb. Jednocześnie zaś na celowniku Trumpa znalazł się prezydent Zełeński. Wiemy, naprawdę kilka bardzo ostrych tekstów poleciało w jego stronę. A przecież nie kto inny, ale właśnie Zełeński był do niedawna herosem walki z Rosją, stawianym na piedestale przez cały Zachód. Podejmę tę myśl, a nawet dodam do niej więcej. Dla wielu środowisk konserwatywnych w Europie fakt, że Trump dogaduje się z Putinem nie jest zaskoczeniem. Od wybuchu wojny są one w dużej mierze antyukraińskie i jeśli nie wprost, to ukrycie, sprzyjają Rosji, gdyż już od lat mają Putina za obrońcę konserwatywnych wartości w kontraście do lewicowej, odartej z nich Europy Zachodniej. Dla niektórych jednak powstaje tu jednak jakiś problem. Bo niby z jednej strony Vance i Trump walą w lewacką Unię Europejską jak w bęben, słusznie wytykając jej antydemokratyczne, czasem wręcz autorytarne metody, walkę z wolnością słowa etc., ale z drugiej strony Putin nagle wraca na polityczne salony świata, negocjuje, a z tych negocjacji jest zadowolony, czemu daje wyraz w wywiadach. Stawia warunki. Wreszcie z ust prezydenta USA padają słowa, które są po prostu nieprawdziwe (jak te sugerujące, że to Ukraina rozpoczęła wojnę, a nie Rosja). Konfuzja wzrasta, gdy zdamy sobie znowuż sprawę z tego, że krytyka Zełeńskiego jest jak najbardziej zasłużona, zaś ukraiński prezydent traktował wszystkich butnie i cynicznie. W tym Polskę, która przecież robiła wszystko, co w jej mocy, by wspomóc Ukrainę w wojnie. Do dzisiaj wszyscy odczuwamy skutki tej pomocy, także finansowe i różne inne.
Zełeński zaś na Polskę się, mówiąc brzydko, wypiął i co więcej postanowił zagrać w „obozie demokratów”, za prezydencji Bidena, czyli ustawił się antypisowsko. Wygrał, ale, jak widać, na krótką metę. Tak czy siak, idąc za słowami Sallustiego – tę konfuzję czuć na całym świecie, owszem, ale także silnie w Polsce. Tutaj bowiem zdajemy sobie sprawę z tego, jak cała ta sprawa jest złożona i nie „zero-jedynkowa”, wiemy że Putin jest zbrodniarzem i znamy oblicze Rosji, ale wiemy też jak grały z nim w jednym teamie ekonomicznym kraje zachodniej Europy z Niemcami na czele, i wiemy również jak egoistycznie patrzy na relacje polsko-ukraińskie Kijów. O zapowiadanych ekshumacjach nadal cisza. Niejeden więc konserwatysta nad Wisłą czuje tę, eufemistycznie rzecz ujmując, konfuzję, o której wspomniał redaktor naczelny „Il Giornale”. I wcale nie jest to miłe uczucie.