Do niebywałych sytuacji dochodziło w warszawskim ratuszu, który do dziś zarządzany jest przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. "Dziennik Gazeta Prawna" ustalił, że urzędnicy szukali sposobu, jak zablokować decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego, ograniczającą zwroty nieruchomości. W wewnętrznej notatce podkreślono, że sprawa dotyczy... córki byłego prezydenta, Bronisława Komorowskiego.
4 maja 2017 r. Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Warszawie stwierdziło, że stołeczny ratusz przy zwrocie nieruchomości przy ul. Odolańskiej 7 w sposób rażący naruszył prawo. Powinien bowiem zbadać przesłankę posiadania nieruchomości, ujętą w art. 7 dekretu Bieruta, zaś w zasadzie tego nie zrobił
– informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Gazeta dodaje, że decyzja SKO w praktyce była dla władz Warszawy korzystna.
Wynikało z niej co prawda, że urzędnicy przez lata niesłusznie dokonali zwrotu wielu nieruchomości. Ale jednocześnie pojawiło się jasne stanowisko, że gdy w 1945 r. właściciel nieruchomości nie był w jej posiadaniu, to dziś zwrot jego spadkobiercom się nie należy. Mówiąc jeszcze prościej: orzeczenie SKO mogłoby zahamować falę zwrotów
– czytamy.
"DGP" podkreśla jednak, że po doręczeniu decyzji w ratuszu "korki od szampana nie wystrzeliły". Damian Poznański, naczelnik wydziału spraw dekretowych, w notatce przekazanej dyrektorowi biura spraw dekretowych i wiceprezydentowi miasta Witoldowi Pahlowi, zastanawiał się, co miasto może zrobić, by wzruszyć decyzję SKO.
To skandal. Zamiast cieszyć się z linii orzeczniczej pozwalającej zachować nieruchomości w majątku publicznym, urzędnicy zaczęli szukać sposobu, by je dalej zwracać
– mówi "DGP" Jan Śpiewak, aktywista związany z Wolnym Miastem Warszawa.
Dziennik pisze, że Poznański w notatce wskazał, że "jedynym prawnym sposobem wzruszenia decyzji SKO jest wystąpienie do Rzecznika Praw Obywatelskich". Przypomniał też swym przełożonym, że w zreprywatyzowanej już nieruchomości jeden z lokali nabyła córka byłego prezydenta, Elżbieta Komorowska.
Dziennikarze "DGP" zapytali urzędników ratusza, dlaczego ci szukali sposobu na wzruszenie tak naprawdę korzystnej dla nich decyzji.
W odpowiedzi usłyszeliśmy, że z jednej notatki wewnętrznej nie można wyciągać tak daleko idących wniosków. I że najważniejsze jest to, że ostatecznie ratusz do RPO z wnioskiem o zajęcie się sprawą nie wystąpił. Postanowiliśmy to sprawdzić w Biurze RPO
– czytamy.
W ubiegłym roku miasto stołeczne Warszawa zwróciło się do Biura RPO z prośbą o interwencję w tej sprawie, wkrótce po wydaniu decyzji przez SKO
– powiedziała "DGP" Anna Kabulska z zespołu kontaktów z mediami Biura RPO.
Jak pisze gazeta, RPO odmówił zajęcia się sprawą. Ratusz, pytany o to, dlaczego wprowadził redakcję w błąd, odpowiada:
Jest tyle spraw, że musieliśmy o tym wniosku do rzecznika zapomnieć.