"Kiedyś była choroba filipińska, choroba goleni, dziś problemy z nagłośnieniem. Nie było jakoś problemów w przypadku poprzednich mówców. To naprawdę kompromitacja" - mówił w Telewizji Republika poseł Arkadiusz Mularczyk, komentując dzisiejsze wystąpienie Marcina Kierwińskiego (KO) podczas Dnia Strażaka.
Minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński podczas Dnia Strażaka w Warszawie wystąpił w nietypowy sposób - jego głos brzmiał, jakby był on w stanie, w którym publicznie występować nie powinien. Szef MSWiA twierdzi, że to wina mikrofonu, a ponad dwie godziny po wystąpieniu miał przebadać się alkomatem (wynik 0,0).
O całą sytuację w Telewizji Republika pytany był były wiceszef resortu spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk. - Dzień strażaka to czas, kiedy trzeba podziękować wszystkim strażakom, którzy udzielają nam pomocy w różnych nieszczęściach: pożarach, wypadkach... - mówił.
Były wiceminister spraw zagranicznych odniósł się do wyjaśnień Marcina Kierwińskiego, który twierdzi, że ton jego wystąpienia spowodowany był problemami z mikrofonem.
Są to kompromitujące wyjaśnienia. Kiedyś była choroba filipińska, choroba goleni, dziś problemy z nagłośnieniem. Nie było jakoś problemów w przypadku poprzednich mówców. To naprawdę kompromitacja.
Mularczyk zwrócił uwagę, że podobne "problemy z nagłośnieniem" miewać miał inny minister - Bartłomiej Sienkiewicz. Z Kierwińskim łączy go wiele - są ministrami rządu, a zamierzają wybrać się do europarlamentu.
- To obraz degrengolady, kogo oni wysyłają do Brukseli. To miejsce, gdzie jest walka o polskie interesy, a oni wysyłają ludzi, by się dobrze bawili. Po 4 miesiącach funkcjonowania w rządzie ci ludzie się ewakuują do Brukseli - stwierdził Mularczyk.