Dokładnie 21 maja resort infrastruktury pochwalił się, że uruchamia bezpośrednie połączenie kolejowe PKP Intercity z Warszawy do Rijeki.
Kiedy będzie bezpośredni pociąg do Chorwacji?
Pierwszy kurs zaplanowano na 27 czerwca. Nad Morze Adriatyckie będzie można dojechać przez całe wakacje, cztery razy w tygodniu: we wtorki, czwartki, piątki i niedziele. W pociągu mają być 172 miejsca, zarówno klasyczne siedzenia, jak i kuszetki. Ceny? Od 200 zł za miejsce siedzące i minimum 301 zł za miejsce w kuszetce. W teorii wszystko brzmi idealnie. W praktyce już pojawiły się głosy ekspertów, które burzą ten przekaz.
Pociąg wyrusza z Warszawy o 13:44 i do Rijeki dojeżdża o… 10:03 następnego dnia. To oznacza ponad 19 godzin w podróży. Bez wagonu restauracyjnego. Bez wagonu sypialnego. Ze składami, które – jak pisze portal Bezprawnik.pl – nie dają komfortu, jakiego można by się spodziewać po trasie pokonywanej przez pół kontynentu.
Z jednej strony dobrze jest słyszeć, że wykonano kolejne kroki, aby ułatwić dotarcie na długo wyczekiwany urlop. Jednak nie za wszelką cenę. Wizja pociągów do Chorwacji wygląda nie tylko niezachęcająco, a wręcz odrzucająco. To nie jest oferta skrojona na 2025 rok.
- pisze red. Jakub Bilski z portalu Bezprawnik.pl. I słusznie zauważa, że „Nie brzmi to jak wielki luksus. Wolę lecieć niż kisić się 19 godzin”.
Czy pociąg do Chorwacji się opłaca?
I trudno się dziwić. Lot z Wrocławia do Rijeki trwa około 90 minut, kosztuje niecałe 230 zł i – jak pokazały rezerwacje z poprzednich sezonów – cieszy się dużą popularnością. Do tego dochodzą podróże samochodowe, które nawet z Warszawy zajmują mniej niż przejazd pociągiem. I oferują swobodę zatrzymywania się, klimatyzację, możliwość zabrania większego bagażu czy… wyboru towarzystwa.
Jasne, niektórzy powiedzą: ale przecież pociąg to inna forma podróżowania. Widoki, nostalgia, mniej stresu. I to prawda, ale dla pewnej niszy. Jeśli mówimy o masowym hicie wakacyjnym, jakim ma być to połączenie, to trudno mówić o sukcesie.
Długie, nieprzyjemne jazdy przez pół Europy, z których i tak nie skorzystają? – To nie brzmi jak coś na miarę 2025 roku. Z jednej strony rozumiem, że rządzący chcą się pochwalić czymś nowym, w pewien sposób atrakcyjnym. W końcu na pierwszy rzut oka brzmi to dobrze – kolej rozwija się i jeździ w coraz odleglejsze zakątki Europy. Ale po co? Co będzie następne? Ogłosimy połączenie z Lizboną, nazwiemy je najdłuższym w historii, i kto z tego skorzysta?
- podsumowuje Bilski.