O sprawie pisze dzisiaj "Super Express". Historia zaczęła się przed kilkunastoma miesiącami.
"Na początku stycznia ubiegłego roku Sławomir W. poszedł do toruńskiego marketu po piwo. Za kilka czteropaków zapłacił przy kasie. Kiedy wychodził, zatrzymała go ochrona sklepu. Okazało się, że syn b. prezydenta chciał wynieść w kieszeni płaszcza świeczkę zapachową, wartą niecałe 10 zł" - relacjonuje tabloid.
Konieczna była interwencja policji. Później kradzieżą zajął się sąd.
Wałęsa został uznany za winnego, miał zapłacić 20 zł grzywny.
"Ani myślał ją zapłacić, bo do dzisiaj twierdzi, że jest niewinny. Sąd zamienił mu więc grzywnę na prace społeczne. Ale i temu wyrokowi W. się nie podporządkował, bo nie miał zamiaru latać z miotłą po Toruniu i nie zgłosił się w wyznaczonym miejscu ani terminie" - pisze "Super Express".
Wtedy zareagował kurator, który wniósł o zarządzenie wykonania kary zastępczej aresztu. I taka decyzja zapadła. Syn Lecha Wałęsy trafi za kratki na jeden dzień.
"Super Express" ujawnił jeszcze jedną ciekawostkę. Sławomir W. ma kolejną sprawę za kradzież w tym samym sklepie. Jego łupem padła... ponownie świeczka zapachowa. Znowu nie zapłacił grzywny i został skazany na 20 godz. prac społecznie użytecznych. Nie jest wykluczone więc, że odsiadka będzie dłuższa.
Informacja o odsiadce syna Wałęsy już jest komentowana w internecie.
"Nie mam z tą świeczką i aresztem nic wspólnego!" - ironizuje na twitterze historyk Sławomir Cenckiewicz.