"Kuriozalną jest sytuacja, kiedy odmawia się wejścia na konferencję prasową poszczególnym mediom. To sytuacje, które nigdy nie powinny mieć miejsca" - tak dyrektor CMWP SDP Jolanta Hajdasz oceniła dziś zachowanie aktywistek tzw. Strajku Kobiet, które selekcjonują dziennikarzy przed wejściem na konferencję prasową. - Organizatorzy strajku zachowują się jak prowokatorzy - wskazała Hajdasz w rozmowie z redaktorem Tomaszem Sakiewiczem.
Gościem "Politycznej Kawy" w Telewizji Republika była dziś Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. Rozmawiano o ostatnich atakach na dziennikarzy w trakcie protestów i konferencji Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Ich ofiarą padła także reporterka portalu Niezalezna.pl.
- Jest to sytuacja zadziwiająca, kiedy kierownictwo organizacji, która wzywa do protestów, mieni się obrońcą praw człowieka, w ten sposób traktowanie dziennikarzy toleruje i wręcz do tego zachęca. Kuriozalną jest sytuacja, kiedy odmawia się wejścia na konferencję prasową poszczególnym mediom. To sytuacje, które nigdy nie powinny mieć miejsca.
- mówiła, wskazując, że na jedną z konferencji Strajku Kobiet nie wpuszczono ekip TVP, Telewizji Republika czy "Gazety Polskiej".
- Organizatorzy strajku zachowują się jak prowokatorzy, którzy dokładnie chcą taką reakcję wywołać, żeby była o tym dyskusja, żebyśmy musieli rozmawiać w audycjach, jak są te manifestacje finansowane, ile na to przekazała "Gazeta Wyborcza", czyli media finansujące te protesty, bo przecież 700 tysięcy złotych przekazanych na Strajk Kobiet przez "Wyborczą" to fakt, o którym sami na swoich łamach informowali. Pytanie: gdzie jest granica zachowania mediów w sytuacji politycznej? Tych pytań ma nie być, bo mamy rozmawiać o tym, jak traktowani są dziennikarze
- wskazała Jolanta Hajdasz.
Rozmówczyni redaktora Tomasza Sakiewicza wskazała na nierówność, jaka ma ostatnio miejsce w traktowaniu dziennikarzy. Podała dwa przykłady.
- Jeżeli mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy na kilka godzin zatrzymano dziennikarkę "Gazety Wyborczej" przez policję, powinna ta policja zwolnić ją wtedy, gdy ją zatrzymała i zorientowała się, że ma do czynienia z dziennikarzem. Ale chodzi o reakcję środowiska - petycja w internecie trwająca kilka dni, zawiadomienia od najwyższych instytucji w Polsce zajmujących się tą sprawą, stowarzyszenia międzynarodowe dziennikarskie też nie omieszkały zapytać się o tę sytuację. Natomiast, kiedy w momencie mamy fakty bulwersujące, czyli odmowę udzielenia informacji dziennikarzom konkretnych stacji, tych które zadają trudne pytania, przecież widać to gołym okiem, kiedy mamy do czynienia z poturbowaniem dziennikarzy, obrażaniem, upokarzaniem, atakami fizycznymi, te instytucje milczą. Nie ma żadnej solidarności zawodowej
- powiedziała dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy.